Aktualności
[LIGA EUROPY] Lech czuje ekscytację przed inauguracją fazy grupowej. „Gramy z najlepszymi”
Podobnie przed meczem z Benfiką mówi też trener Dariusz Żuraw. – Przed inauguracja fazy grupowej nie czujemy niepokoju, a raczej ekscytację. Chcemy zagrać dobry mecz z świetnym rywalem – zapewnia szkoleniowiec. – Polskie zespoły ostatnio nie grały regularnie w fazie grupowej europejskich pucharów. Zostaliśmy jako jedyni na placu boju i tym bardziej chcemy pokazać się z dobrej strony. Zgadzam się, że Benfica jest faworytem naszej grupy – przyznał.
Klasowy rywal
Przed spotkaniem z wicemistrzem Portugalii szkoleniowcowi nie brakuje jednak problemów kadrowych, a rywal przyjechał właściwie w najmocniejszy składzie. Największe kłopoty trener Żuraw ma w defensywie. Na pewno nie zagra Lubomir Satka, a Jan Sykora i Bohdan Bitko ćwiczą indywidualnie. Plusem jest powrót do treningów z zespołem Djordjego Crnomarkovicia. – Wiedziałem jaka jest sytuacja kadrowa. Zakładaliśmy różne warianty i na jeden z nich jestem zdecydowany – twierdzi trener Żuraw. – Analizowaliśmy wiele meczów Benfiki i znamy ten zespół bardzo dobrze. Trudno nam porównywać się do takiej klasowej drużyny. Mamy jednak swoje atuty i będziemy chcieli je pokazać – dodaje.
Benfica to najbardziej utytułowany klub Portugalii. W kraju 37 razy wygrał mistrzostwo, a 26 razy sięgnął po puchar. W Europie dwa razy wygrał Puchar Europy Mistrzów Krajowych (1961, 1962), a kolejne pięć razy zagrał w finale (1963, 1965, 1968, 1988, 1990). Do sukcesów w latach 60. XX wieku prowadził Benfikę Eusebio, jedyny gracz, który dostał Złotą Piłkę jako gracz portugalskiego klubu. Zespół z Lizbony trzy razy grał też w finale Pucharu UEFA, którego następcą jest Liga Europy. Benfica pierwszy raz od sezonu 2009/2010 nie zakwalifikowała się do Ligi Mistrzów. W trzeciej rundzie eliminacji uległa na wyjeździe PAOK Saloniki.
Kołyska w Lizbonie
– Ja akurat mam tylko dobre wspomnienia z meczów z Benfiką. Jeszcze jako zawodnik Metalistu Charków graliśmy z nimi w Pucharze UEFA. W ostatniej kolejce fazy grupowej wygraliśmy w Lizbonie i awansowaliśmy do 1/16 finału. A wśród rywali grali tacy piłkarze jak Pablo Aimar czy Rui Costa. Wcześniej tego samego dnia urodził mi się syn, więc mogłem z kolegami na Estadio da Luz zrobić dla niego kołyskę – opowiada Seweryn Gancarczyk, obrońca poznańskiej drużyny w latach 2009–2011. – Życzę Lechowi jak najlepiej, ale muszą wznieść się na bardzo wysoki poziom, by wygrać. To najsilniejszy zespół w grupie i jeśli Lech coś ugra, to będzie na duży plus – uważa.
– Lech ma trudną grupę, ale widzę szansę, by z niej wyjść. Benfica co roku występuje w Lidze Mistrzów, tylko teraz jest w Lidze Europy. To markowa drużyna, z ogromnym doświadczeniem w rozgrywkach międzynarodowych. Oczywiście nie skreślam Lecha, ale punktów trzeba będzie szukać przede wszystkim w meczach ze Standardem Liege i Rangersami – uważa Jakub Wilk, pomocnik Lecha w latach 2003-2012. – Trochę czekaliśmy na polską drużynę w fazie grupowej. Udało się Lechowi choć większość spotkań grał na wyjazdach, a do tego miał silniejszych rywali niż na przykład Legia. Wielki szacunek dla nich za ten awans. Szkoda tylko, że zabraknie kibiców, bo na pewno stadion byłby pełny i poniósł piłkarzy – twierdzi.
Lech po raz trzeci mierzy się z zespołem z Portugalii. W 2011 roku nie poradził sobie ze Sportingiem Braga, a cztery lata później w fazie grupowej dwa razy zremisował z dużo mniej znanym zespołem z Lizbony – Belenenses. W tegorocznej edycji Ligi Europy zespół trenera Żurawia gra znakomicie. Z czterech meczów tylko raz grał u siebie (w eliminacjach nie rozgrywano rewanżów) i to z najsłabszym rywalem – łotewską Valmierą. Potem odczarował dwóch rywali – pierwszy raz wyeliminował zespół ze Szwecji (Hammarby) i Belgii (Charleroi). Poradził sobie też z cypryjskim Apollonem Limassol.
– Lech mądrze buduje drużynę. Odszedł Christian Gytkjaer, a w jego miejsce przyszedł Mikael Ishak i tę lukę zapełnił z nawiązką. Bardzo dobrze pracuje też klubowa akademia. Widać to choćby po reprezentacji Polski. Bereszyński, Kędziora, Linetty, Bednarek, Jóźwiak to gracze wychowani w poznańskim klubie. Tu też karierę rozpoczął też Robert Lewandowski. A jeszcze do kadry wchodzi Jakub Moder – wylicza Gancarczyk. – Lech nie powinien mieć obaw przed Benfiką. Niech wyjdą na boisko bez tremy i grają to co potrafią. Przyjemnie patrzyło się na ten zespół w eliminacjach Ligi Europy, choć oczywiście poziom trudności rośnie. Wierzę, że teraz też to potwierdzą. Też mieliśmy trudnych rywali w grupie, a udało się awansować – zaznacza.
Benfica to bardzo wymagający rywal. W składzie ma np. reprezentantów Brazylii (Everton), Argentyny (Nicolas Otamendi), Belgii (Jan Vertonghen), Szwajcarii (Haris Serferović), Niemiec (Luca Waldschmidt), Urugwaju (Darwin Nunez) czy Portugalii (Rafa Silva). W poprzednim sezonie w lidze musiała uznać wyższość FC Porto, ale od 2010 roku tytuł mistrza kraju zdobyła aż sześć razy. Obecny sezon rozpoczęła świetnie. Po czterech kolejkach ma komplet zwycięstw, a nad drugim zespołem ma już pięć punktów przewagi.
Bakero namieszał
Ostatni raz w fazie grupowej europejskich pucharów Lech wystąpił w sezonie 2015/2016. Wtedy nie udało się awansować do Ligi Mistrzów, za to udało się do Ligi Europy. W grupie zmierzył się ze szwajcarskim FC Basel (0:1 i 0:2), włoską Fiorentiną (0:2 i 2:1) i portugalskim Belenenses (0:0 i 0:0). Zajął w niej trzecie miejsce i odpadł z rozgrywek. Przy ul. Bułgarskiej lepiej wspominają występ w fazie grupowej Ligi Europy sezonu 2010/2011. Wtedy poradzili sobie z trudnymi rywalami – dwukrotnie zremisowali z Juventusem Turyn (1:1 i 3:3), dwa razy pokonali FC Salzburg (2:0 i 1:0), a punktami podzielili się Manchesterem City (3:1 i 1:3). To pozwoliło im na wyjście z grupy.
W 1/16 finału zmierzyli się portugalskim Sportingiem Braga. I byli blisko sukcesu. W Poznaniu wygrali 1:0 po golu Artioma Rudniewa. – W pierwszym spotkaniu była fatalna pogoda. Padał ciężki, mokry śnieg i murawa była mocno nasiąknięta. My jeszcze jakoś sobie radziliśmy, ale rywal miał spore problemy. Wygraliśmy jednak zasłużenie – wspomina Gancarczyk.
W rewanżu przegrali 0:2, choć zwłaszcza w końcówce mieli sporo okazji, by strzelić gola, który dałby im awans. – Wtedy najbardziej nie popisał się nasz trener Jose Maria Bakero. Rudniewa dał na skrzydło, a Semiria Stilicia do ataku. Tymi niezrozumiałymi ruchami mocno ograniczył nasze szanse na awans. Do tej pory nie rozumiem, czym kierował się szkoleniowiec, skoro do tej pory dobrze działo z Rudniewem na pozycji nr 9 – mówi Gancarczyk. – Jedziemy na jeden z najważniejszych meczów Lecha w pucharach, stoimy przed szansą sukcesu, wypromowani się piłkarzy, a trener robi takie roszady. Rywal i tak był do przejścia, bo Rudniew miał świetną okazję, a Jakub Wilk trafił w poprzeczkę. Czuliśmy niedosyt, tym bardziej że w kolejnej rundzie trafilibyśmy na Liverpool – dodaje.
Trochę inaczej dwumecz ze Sportingiem wspomina Wilk. – Wygraliśmy w Poznaniu, ale to nie był dobry wynik. Graliśmy w śniegu, a to nie pozwoliło nam rozwinąć skrzydeł. Łatwiej było się bronić niż atakować. Zagraliśmy niemal prosto po zgrupowaniu w Hiszpanii, gdzie mieliśmy dobre warunki. Tu były fatalne, a do tego mieliśmy żadnego przetarcia, bo liga startowała tydzień późnej – mówi Wilk. – W rewanżu byli w naszym zasięgu, ale też dobrze grali w piłkę. Wiele osób myślało, że skoro wyszliśmy z tak trudnej grupy, to poradzimy sobie z mało znanym Sportingiem Braga. Byliśmy blisko, ale w piłce często decydują niuanse. Gdybym strzelił ciut lżej, piła może nie odbiłaby się od poprzeczki, a wpadła do bramki – kończy.
Andrzej Klemba
Fot. Cyfrasport