Aktualności

[LIGA EUROPY] Dwa polskie kluby w fazie grupowej? Czas napisać nowy rozdział

Aktualności01.10.2020 

Była końcówka lata 2015 roku. Biało-czerwoni wchodzili w decydującą fazę kwalifikacji do EURO 2016, fani piłki kobiecej żyli jeszcze mundialem w Kanadzie, a kibice na świecie emocjonowali się  pierwszymi meczami Paulo Dybali w Turynie. Wtedy to właśnie po raz ostatni dwie nasze drużyny klubowe rywalizowały w fazie grupowej Ligi Europy.

Mistrzem Polski był wówczas Lech Poznań, który wyprzedził w ligowej tabeli Legię Warszawa i Jagiellonię Białystok. Do rywalizacji o europejskie puchary przystąpił także Śląsk Wrocław, jednak te dwie ostatnie drużyny z marzeniami o fazie grupowej pożegnały się nieco wcześniej.

Basel, ach te Basel…

Ostatnia runda eliminacji zwłaszcza dla kibiców warszawskiej Legii była szczególnie emocjonująca. Stołeczna drużyna w decydującym dwumeczu mierzyła się z Zorią Ługańsk. Pierwszy mecz w Kijowie Polacy wygrali 1:0, w rewanżu niemal do samego końca utrzymywał się wynik remisowy 2:2, który dawał jeszcze nadzieje rywalom Legii. Dopiero w doliczonym czasie gry Ondrej Duda po strzale z rzutu karnego przesądził losy rywalizacji. – Presja była ogromna. Jesteśmy tylko ludźmi, ciążyło to na nas, że gramy o dużą stawkę, a kibice mocno w nas wierzą. Wiemy jednak, jaki zawód uprawiamy – mówił po meczu ówczesny trener Legii Henning Berg.

Emocji nie brakowało, niestety pozasportowych, również we wcześniejszej rundzie eliminacyjnej. Mecz w Albanii, z FK Kukesi, został bowiem przerwany po niespełna godzinie gry, po tym jak Ondrej Duda został uderzony kamieniem w głowę, rzuconym z trybuny przez miejscowych kibiców. Legii przyznano walkower. Ostatecznie Legia dokonała nie lada wyczynu – po raz trzeci z rzędu,  i czwarty w pięciu latach, awansowała do fazy grupowej LE. Wyczyn do tej pory w polskiej piłce wyjątkowy.

Mistrz Polski z Poznania w eliminacjach Ligi Mistrzów odpadł natomiast w rywalizacji ze szwajcarskim FC Basel. By dostać się do Ligi Europy, poznaniacy musieli przejść Węgrów z Videotonu. Pewnie oba mecze z mistrzem Węgier wygrali, a jedną z bramek zdobył Karol Linetty. – Nie mieliśmy wtedy szczęścia w losowaniu, przynajmniej do jednej drużyny – wspominał po latach z uśmiechem na twarzy reprezentant Polski. Kogo miał na myśli? Kolejorz trafił w grupie Ligi Europy na... FC Basel, a także będącą wówczas w gazie włoską Fiorentiną i portugalskie Belenenses. Włoskich akcentów nie zabrakło również „w grupie Legii”. Przeciwnikiem stołecznej ekipy było SSC Napoli, a także Club Brugge i FC Midtjylland. Nikt jednak się tym specjalnie nie martwił. Poprzednio dwie nasze drużyny w fazie grupowej LE grały w 2011 roku.

Młodzież wchodzi do gry

Składy obu naszych eksportowych drużyn sprzed pięciu lat mogą robić wrażenie, gdy spojrzymy na to z kilkuletniej perspektywy. W poznańskiej drużynie to nie tylko bowiem Karol Linetty, ale także Marcin Kamiński, Tomasz Kędziora czy Dawid Kownacki. Inny utalentowany młodzieżowiec z Poznania, Bartosz Bereszyński, bronił już wówczas barw Legii. – To była naprawdę mocna drużyna. Młodzi wchodzili do tej ekipy, wiele dla niej już znaczyli, a mieli się także od kogo uczyć – wspominali po latach młodzieżowcy z Lecha. Kibice w Poznaniu nie zawsze jednak utalentowaną młodzież w akcji mogli oglądać. Podczas premierowego występu w fazie grupowej z rywalem z Portugalii na stadionie prowadzono protest dlatego, że UEFA miała zamiar z każdego biletu przeznaczyć euro na wsparcie nielegalnych imigrantów, napływających wówczas do Europy. A fani zgromadzili się pod stadionem. Takie to były czasy...

Mistrz Polski rozgrywki ligowe rozpoczął mizernie, ale w LE odstawał jedynie od Szwajcarów. Legia natomiast odwrotnie, w lidze wiodło jej się lepiej, ale na pierwszy triumf w grupie czekała aż do piątej kolejki. Pokonała wówczas FC Midtjylland 1:0. Mimo dość skromnego dorobku punktowego, legioniści cały czas byli jednak w grze o wyjście z grupy – duża jednak w tym zasługa również rywali, którzy solidarnie gubili punkty.

Zmiany na ławkach

Zarówno w Lechu, jak i w Legii początek sezonu 2015/2016 nie był okresem wyjątkowej stabilizacji. Mecze w Lidze Europy również się do tego przysłużyły. Zarówno w stolicy, jak i w obozie mistrza Polski w trakcie grupowych zmagań dokonano zmiany trenera.

Pierwsi stracili cierpliwość włodarze Legii. Henning Berg na cenzurowanym znajdował się już w momencie, gdy Legia nie obroniła tytułu mistrzowskiego. Nastroje polepszył awans do fazy grupowej w Lidze Europy, ale dwie porażki na inaugurację zmagań spowodowały, że czara goryczy się przelała. Do kolejnego meczu, z Club Brugge, Legia przystępowała już pod wodzą Stanisława Czerczesowa. Rywalizację w Lidze Europy rozpoczął on od remisu, po golu Michała Kucharczyka. W rewanżu Belgowie byli lepsi. Jak się później okazało to były kluczowe spotkania dla losów wyjścia z grupy. Berg natomiast opuszczał stolicę jako trener, który wprowadził Legię dwukrotnie z rzędu do fazy grupowej LE.


Niemal w tym samym czasie, co w Warszawie dokonano zmiany w Poznaniu. Tam również wiele oczekiwano po sezonie, w którym Lech bronił mistrzowskiego tytułu. Brak awansu do Ligi Mistrzów można było jeszcze zrozumieć, ale słaby start w lidze oraz porażki w Lidze Europy były już powodem do niepokoju. Gdy więc Legia debiutowała w LE pod okiem Czerczesowa, pierwsze minuty na arenie międzynarodowej z „Kolejorzem” zaliczał Jan Urban, który zastąpił Macieja Skorżę. I tutaj również historyczny dorobek musiał ustąpić pragmatyzmowi – Skorża to bowiem nie tylko trener, który doprowadził Lecha do mistrzostwa Polski, ale także mógł się pochwalić dwoma awansami do fazy grupowej europejskich pucharów.

A żeby pozostać jeszcze na trenerskiej karuzeli, to do Poznania wówczas zawitał między innymi Ricardo Sa Pinto. Późniejszy trener Legii był wówczas, niezbyt długo co prawda, ale jednak,  opiekunem Belenenses.

Pierwsza wygrana w Italii

Kibiców najbardziej radowała możliwość rywalizacji naszych drużyn z silnymi zespołami z Półwyspu Apenińskiego. Wystarczy napisać, że Napoli – piąta drużyna poprzedniego sezonu – do Warszawy przyleciała podbudowana wygraną nad Juventusem. I chociaż w stolicy nie pojawili się Marek Hamsik czy Pepe Reina, to nie wpłynęło to na końcowy wynik meczu. Goście z Italii wygrali 2:0, a ozdobą spotkania było drugie trafienie Gonzalo Higuaina, który popisał się indywidualną akcją. Legioniści próbowali różnych sztuczek, na ławce usiadł między innymi Nemanja Nikolić, ale rywal był jednak poza zasięgiem. – To była dla nas nauka, pożyteczna lekcja. Zdecydowanie lepszy przeciwnik – mówił po meczu napastnik Legii Warszawa, który na murawie pojawił się w drugiej połowie meczu.


Swoje powody do radości w rywalizacji z ekipą z Italii miał Lech. Mistrz Polski ograł bowiem na wyjeździe Fiorentinę, która w połowie października mogła nawet marzyć o mistrzostwie Włoch. Bramki dla polskiej drużyny zdobywali w tym meczu rezerwowi, Dawid Kownacki i Maciej Gajos. Lech tym samym przerwał złą serię meczów w Lidze Europy – po dwóch grupowych porażkach przyszedł czas na zwycięstwo. – Chyba mało kto się spodziewał takiego rozstrzygnięcia. Będziemy walczyć do samego końca o wyjście z grupy. Na pewno nie jesteśmy bez szans, a taki wynik, wygrana na bardzo trudnym terenie, jeszcze nas dodatkowo podbuduje – mówił po meczu strzelec pierwszego gola Dawid Kownacki.

Wynik ten był nie tylko sensacją z racji faktu, że „Kolejorz” znajdował się w kryzysie, ale również dlatego, że Lech na spotkanie we Florencji wyszedł niemalże z samolotu. Lot naszych piłkarzy znacznie się opóźnił i poznaniacy nie mieli nawet okazji zapoznać się z murawą. Wygrana Lecha we Florencji to pierwszy triumf polskiego klubu na włoskiej ziemi w europejskich pucharach.

Nowe otwarcie

W rewanżu z Fiorentiną już tak fajnie nie było. W Poznaniu, w obecności niespełna 30. tysięcy kibiców, górą okazali się rywale. Porażka ta była decydująca, Fiorentina po wygranej w Polsce wróciła do gry o awans, a Lech strat na finiszu, w meczu z Belenenses, nie był już w stanie odrobić.

Mistrz Polski ostatecznie zakończył zmagania w swojej grupie na trzecim miejscu, zgromadził pięć „oczek”, Legia była ostatnia z czterema punktami. Do końca jednak miała nadzieje na drugą lokatę. Tak jak jednak Napoli nie dawało szans innym ekipom, tak samo na finiszu rozprawiło się z Legią. Teraz jednak pora zapisać kolejną kartę w tej historii - a po pięciu latach nieobecności czas pokazać, że okres ten nie został zmarnowany.

Tadeusz Danisz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności