Aktualności
[WYWIAD] Paweł Czado: Stadion Śląski to świątynia piłki
W 2018 roku reprezentacja Polski wróciła na przebudowany Stadion Śląski, rozegrała na nim już trzy spotkania. By upamiętnić kilkadziesiąt lat obiektu wydano specjalny album przypominający każde wydarzenie z jego historii. – Nie będę obiektywny, ale to przede wszystkim dlatego, że dzięki Stadionowi Śląskiemu stałem się tym, kim stałem. Kiedy tylko była możliwość to tam chodziłem, bo dla mnie to świątynia piłki – opowiada o magii i historii obiektu Paweł Czado, współautor książki.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy po otworzeniu i przeczytaniu albumu o Stadionie Śląskim jest szczegółowość z jaką ty oraz inni jego autorzy opisaliście historię tego legendarnego obiektu. Trudno było znaleźć te informacje?
Aż tak nie, ponieważ gdy po raz pierwszy ponad rok temu spotkaliśmy się w gronie autorów, to podzieliliśmy się obowiązkami. Dokładnie przedyskutowaliśmy, jak chcemy by album wyglądał. Ja zająłem się początkami stadionu i głównie wydarzeniami piłkarskimi. Ale przecież to historia również pełna imprez lekkoatletycznych, kolarskich, żużlowych, czy nawet politycznych lub kulturalnych, jak wielkie koncerty. To nie jest książka reporterska, tworzenie jej nie polegało na rozmowach z bohaterami, ale siedzeniu godzinami w bibliotece. Trwało to ponad rok czasu, spotykaliśmy się regularnie. Świetną robotę wykonał pod kątem zdjęciowym Adam Pawlicki, ponieważ niemal każde wydarzenie ma swoje zdjęcie. Zresztą to było fajne założenie: opisać wszystko, co działo się na Śląskim. Oczywiście te najważniejsze imprezy są przedstawione szerzej, ale każde jest wspomniane.
Czy w tych tekstach, których szukaliście w bibliotekach też przewija się wyjątkowość Stadionu Śląskiego?
Trudno to zauważyć, bo opisywane wydarzenia raczej skupiają się na ich bohaterach, a nie wyjątkowości obiektu. To raczej my staraliśmy się wynaleźć takie smaczki, które by ją podkreślały. Relacje z tamtych lat są raczej bezwiedne, choć zdarzały się świetne historie. Na przykład mecz z Argentyną z 1976 roku, gdy debiutował w reprezentacji Zbigniew Boniek – wtedy hunta przejęła w kraju rywali władzę, zawodnicy będący w Polsce nie wiedzieli, co się u ich bliskich dzieje, czy w ogóle żyją. Udało się dotrzeć do wypowiedzi rzecznika argentyńskiej federacji, który wszystkich uspokajał. Dlatego wyszukiwaliśmy smaczki i historie, które pokazywały przemiany w kraju, społeczeństwu w odniesieniu do danej epoki.
Co jest więc wyjątkowego w Stadionie Śląskim?
Niestety nie będę obiektywny, ale to przede wszystkim dlatego, że dzięki Stadionowi Śląskiemu stałem się tym, kim stałem. To mój tata zabrał mnie na mecz towarzyski Polski z RFN-em we wrześniu 1981 roku. Pamiętam, że widziałem z daleka ten wielki stadion, ogromną łunę reflektorów i tłumy ciągnące na to spotkanie. Wtedy zakochałem się w tym obiekcie. Zresztą sam mecz nie miał wtedy dla mnie takiego znaczenia, bo przyglądałem się publiczności, tym jaki odgrywał się wokół mnie teatr. To sprawiło, że najpierw zacząłem kibicować, a potem zajmować się piłką nożną zawodowo. Zresztą zdarzało mi się zapraszać moje pierwsze sympatie na Śląski i pokazywać im, że z tego miejsca w 1973 roku Włodzimierz Lubański strzelił gola itd… Wtedy jeszcze można było swobodnie i każdego dnia wejść na stadion. Dla mnie Śląski zawsze był ważny, choć chodziłem głownie na wydarzenia piłkarskie, dopiero ostatnio mając okazję pójść na żużel. Każdy mecz był dla mnie świętem. Oczywiście byłem zbyt mały, by pamiętać np. wielki triumf Polski z Holandią (4:1) z 1975, ale wciąż doskonale wspominam triumf reprezentacji Leo Beenhakkera nad Portugalią (2:1), zwycięstwa z Belgami czy Czechami. Kiedy tylko była możliwość to tam chodziłem, bo dla mnie to świątynia piłki.
Gdy rozmawiasz z legendami polskiej i śląskiej piłki, to co te osoby mówią o wyjątkowości Stadionu Śląskiego?
Z kimkolwiek bym nie rozmawiał, czy to piłkarze Górnika Zabrze, czy Ruchu Chorzów, czy to Stanisław Oślizło, Jan Banaś, Antoni Piechniczek… Dla nich wszystkich ten stadion to coś zachwycającego, odświętnego. Oczywiście nie zawsze zdarzało się, że na Śląski przychodziły tłumy, ale oni wspominają jego atmosferę wyłącznie jako coś wyjątkowego. Pierwszy mecz piłkarski, który odbył się na tym stadionie przyciągnął 60-70 tysięcy ludzi. Zdarzały się nawet dwumecze, gdy cztery śląskie drużyny grały ze sobą spotkania jedno po drugim, więc przychodziło się tam i spędzało kilka godzin, było tak także przy okazji europejskich pucharów. Zresztą to na Śląskim został pobity polski rekord frekwencji – na meczu Górnika z Austrią Wiedeń było ponoć 120 tysięcy ludzi, choć to wynik przesadzony, pewnie bliżej było 107-108 tysięcy. Ale i tak dziś jest to wynik nie do pobicia.
W 2018 roku na Śląski wróciła reprezentacja Polski. W marcu pokonała na tym stadionie Koreę Południową (3:2), w listopadzie przegrała z Włochami (0:1) i Portugalią (2:3). Czy wraz z kadrą dało się znów poczuć dawną magię obiektu?
Niestety nie byłem na tym pierwszym meczu nad czym bardzo ubolewam, ale dostałem tego dnia bilety na spotkanie Niemcy – Brazylia w Berlinie i wybrałem to starcie. Później żałowałem, bo jednak ta wyjątkowość była: jak zwykle przy decydującym o zwycięstwie golu w ostatnich sekundach. A już w meczach w październiku mi czegoś specjalnego w atmosferze brakowało. Mecz ogląda się fajnie, choć wiadomo, że to stadion nie typowo piłkarski i widok jest inny, niż na obiekcie bez bieżni lekkoatletycznej. Z mojej perspektywy oglądało się dobrze, natomiast nie było tej atmosfery, którą pamiętałem wcześniej. Może wynika to z faktu, że… wszyscy oglądali mecz. To ogólnoświatowa tendencja, że na spotkaniach piłkarskich jest takie brzęczenie, jakby z rozmów ludzi. Oczywiście były też momenty, gdy cały stadion unosił się i krzyczał „Polska!”. Może wynika to z tego, że kiedyś byłem dzieckiem i tamte mecze oglądane w latach 80. i 90. inaczej dziś wspominam. Chociaż na pewno wtedy Śląski był głośniejszy. Może teraz potrzebuje meczu, który byłby faktycznie ważny, zakończony happy-endem. Zresztą tak było na premierze obiektu, gdy w 1956 roku Polska przegrała z NRD 0:2, a pierwszy gol był samobójczy. Miał być za tą bramkę puchar wręczony, ale oczywiście strzelec jej nie dostał, bo jak by to wyglądało? No i rok później przyszedł ten magiczny mecz, legendarne zwycięstwo z ZSRR. Od tego się zaczęło, choć dopiero zwycięstwa kadry Kazimierza Górskiego w latach 70. spowodowały, że ten stadion stał się ogólnonarodowy. Życzyłbym sobie, by to znów był najważniejszy stadion w Polsce, choć ten Narodowy w Warszawie jest piękny i mi się na nim podobało.
Rozmawiał Michał Zachodny
Autorami albumu „Stadion Śląski. Kocioł Czarownic 1956-2018” są Paweł Czado, Jerzy Góra, Henryk Grzonka, Wojciech Krzystanek i Adam Pawlicki. Wydawcą książki jest Stadion Śląski Sp. z o.o., www.stadionslaski.pl