Aktualności
[REPORTAŻ] Wałdoch znaczy kapitan. Przyjaciele uhonorowali 74-krotnego reprezentanta Polski
– Gdańsk to dla mnie miasto szczególne. To właśnie tutaj się urodziłem i wychowałem. W miejscowym Stoczniowcu stawiałem również pierwsze piłkarskie kroki. Wspominam bardzo pozytywnie ten etap życia, ale również całą karierę, w której musiałem pokonać wiele szczebelków. W Ekstraklasie debiutowałem w barwach Górnika Zabrze i spędziłem w tym klubie sześć sezonów. Później podpisałem kontrakt z VfL Bochum, a następnie trafiłem do FC Schalke 04, gdzie jestem do dziś, ale już w innej roli. Była oczywiście również reprezentacja Polski. Najpierw ta olimpijska, a później seniorska. Gra w narodowych barwach była największą dumą – opowiada Łączy Nas Piłka Tomasz Wałdoch.
Na jego benefis przybyło wielu przyjaciół z Gdańska, przyjechali koledzy z reprezentacji i zespół oldbojów Schalke 04, a więc klubu, w którym przeżywał najpiękniejsze chwile w karierze. Klubu, w którym zdobył niezwykłe uznanie kolegów i kibiców, przez wiele lat pełnił funkcję kapitana zespołu. Z „Die Knappen” dwukrotnie wygrał Puchar Niemiec, a w sezonie 2000/2001 był nawet bliski mistrzostwa, ale rzutem na taśmę, przewagą punktu wygrał Bayern Monachium.
– Tomasz to wielka postać, fantastyczny człowiek i piłkarz. Prawdziwy profesjonalista, doskonały wzór do naśladowania dla młodych adeptów futbolu. Przeżyliśmy razem wiele wspaniałych chwil w Schalke. Mogę o nim mówić tylko w samych superlatywach – komplementuje Wałdocha wicemistrz świata z 1986 roku z Meksyku i mistrz z 1990 z Włoch, 52-krotny reprezentant Niemiec Olaf Thon, który w sobotę był również liderem oldbojów Schalke.
Pomysłodawcą benefisu był z kolei Radosław Michalski, Członek Zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej i Prezes Pomorskiego Związku Piłki Nożnej. – Ten benefis jest czwartym tego typu wydarzeniem organizowanym przez Pomorski Związek Piłki Nożnej. Wcześniej uhonorowaliśmy karierę trenera Bogusława Kaczmarka, a także Wojciecha Łazarka, a w 2018 roku Lecha Kulwickiego. Wszystkie te osoby były związane z Lechią Gdańsk, a teraz chcieliśmy pójść krok dalej. Wałdoch miał wręcz modelową karierę, dlatego postanowiliśmy go uhonorować, jest przecież mocno związany z Gdańskiem. Graliśmy razem w juniorach i kadrze województwa. Tomek świetnie grał głową, a jak na stopera – był świetnie wyszkolony technicznie. Szybko dojrzał i trafił do pierwszej reprezentacji. Wychował się w Stoczniowcu, a więc klubie bardzo zasłużonym, z którego w świat wyszedłem również ja, Krzysiek Adamczyk, Zbyszek Kaczmarek czy Andrzej Szarmach. Kiedy powiedziałem Wałdochowi o moim pomyśle, bardzo się ucieszył. Od samego początku chęć przyjazdu zgłaszała również drużyna oldbojów Schalke 04 na czele z Olafem Thonem i Oliverem Reckiem, więc stało się jasne, że to ona musi zagrać z Przyjaciółmi Tomasza Wałdocha – zdradza nam Radosław Michalski.
Pomysł uhonorowania Wałdocha bardzo spodobał się również trenerowi Bogusławowi Kaczmarkowi, który zna Tomka od dziecka i w sobotę z ławki poprowadził zespół jego Przyjaciół. – Nie mam prawa, ale przywilej mówić o Tomku, ponieważ znam go naprawdę bardzo długo. Chciałem nawet kiedyś sprowadzić do Lechii, którą akurat trenowałem Wałdocha i Radka Michalskiego, ale nie mieliśmy na to finansów. Tomek poszedł do Górnika Zabrze, a potem, przez igrzyska, wypłynął w świat. Później nasze losy ponownie splotły się w reprezentacji Polski. Cieszę się, że tak się rozwinął i tak potoczyła się jego kariera. Wałdoch to niesamowicie pogodny człowiek, wzór do naśladowania, wzorzec dla młodych. Doskonały ambasador miasta i swojego klubu na zewnątrz. Jednym zdaniem – pomorski znak jakości – ocenia „Bobo” Kaczmarek.
Jakim piłkarzem był Tomasz Wałdoch, a jakim jest człowiekiem? Co od razu się z nim kojarzy? – zapytaliśmy Pawła Kryszałowicza, który przez parę lat grał z nim w reprezentacji. – Przykład kapitana, jakiego każdy chciałby mieć w drużynie. Bardzo dobry piłkarz i kolega – odpowiada bez chwili zastanowienia.
– Klasa człowiek i piłkarz. Duża osobowość i autorytet. Przede wszystkim inteligentny zawodnik, który zawsze bardzo dobrze czytał grę, miał świetną prezencję i autorytet. Ma to zresztą do dziś, ponieważ nawet podczas benefisu potrafił wzorowo dyrygować zespołem, ustawiał wszystkich, rządził na boisku – dodał Radosław Gilewicz.
Sobota przy Traugutta 29 rozpoczęła się od rozgrywek najmłodszych piłkarzy reprezentujących
Akademie Młodych Orłów z Gdańska i Tczewa oraz dzieci z Redy, Rumii oraz Połchowa. Następnie na murawę wybiegli bohaterowie wieczoru, a jako pierwszy sprawca całego zamieszania, wciąż wyróżniający się nienaganną sylwetką – Tomasz Wałdoch. – On wygląda praktycznie tak, jak 15-20 lat temu. No, może ma więcej siwych włosów, choć szczerze mówiąc nawet i tego nie zauważyłem. Nie dziwi mnie to jednak, ponieważ Tomek zawsze był wielkim profesjonalistą i dbał o siebie. To zresztą pierwsze, co mi się z nim kojarzy. Co jeszcze? Oaza spokoju, bardzo porządny człowiek. Obrońca, który nigdy nie był narwany, a taki elegancki. Kiedy jednak trzeba było podostrzyć grę, można było na niego liczyć. Nawet w tym benefisowym meczu zaprezentował kilka zdecydowanych interwencji, nie odpuszczał – opowiada Tomasz Iwan, który zagrał w drużynie Przyjaciół Wałdocha.
W Gdańsku pojawił się również Jacek Krzynówek, z którym Wałdoch miał okazję grać na mistrzostwach świata w 2002 roku w Korei Południowej i Japonii, oraz inni koledzy z reprezentacji, Radosław Gilewicz czy Jerzy Brzęczek.
– Tomek to wielki piłkarz i wielki człowiek. Wiem o tym bardzo dobrze, ponieważ przeżyliśmy razem wiele chwil zarówno w zespole klubowym, kadrze olimpijskiej, jak i pierwszej reprezentacji. Wałdoch zawsze był zawodowcem, poważnie podchodził do swoich obowiązków. Mogę tylko życzyć wszystkim trenerom więcej takich piłkarzy i reprezentantów jak on. Cieszę się, że teraz mogłem wziąć udział w jego benefisie – przyznał Jerzy Brzęczek, który – jak przystało na selekcjonera – przed spotkaniem wręczył Wałdochowi w imieniu PZPN koszulkę reprezentacji z magicznym numerem 74. Wybitny kadrowicz otrzymał również specjalny trykot, który powstał z okazji stulecia polskiej federacji. – Jest mi niezmiernie miło, że o mnie pomyślano – podkreślił Wałdoch, który największy sukces w biało-czerwonych barwach odniósł wspólnie z Brzęczkiem w 1992 roku na igrzyskach w Barcelonie, gdzie Polacy wywalczyli srebrny medal.
– Naszą siłą był wówczas kolektyw. Mieliśmy w zespole podział ról i każdy wiedział za co jest odpowiedzialny, dzięki czemu świetnie funkcjonowaliśmy jako drużyna – podkreśla Brzęczek, a jego słowa potwierdza Paweł Janas, który w 1992 roku pełnił rolę asystenta Janusza Wójcika. – To było bardzo dobre pokolenie piłkarzy, o czym niech świadczy fakt, że do tej pory jest to ostatni medal olimpijski, jaki wywalczyli polscy piłkarze. Wałdoch był wtedy podstawowym zawodnikiem. Wspólnie z Jurkiem Brzęczkiem i Tomkiem Łapińskim przewodził całej drużynie – wspomina Janas, który wspólnie z Bogusławem Kaczmarkiem poprowadził zespół Przyjaciół Wałdocha.
Ze srebrnej ekipy z Barcelony na stadionie przy Traugutta 29 zagrali także Dariusz Gęsior i Andrzej Kobylański, który nawet strzelił w sobotę dwa gole. Ale po kolei…
Obie ekipy od samego początku postawiły na atak i chciały jak najszybciej strzelić gola. Nie było jednak o to tak łatwo, ponieważ w bramce Schalke świetnie spisywał się Oliver Reck, który w pięknym stylu bronił strzały Radosława Gilewicza i Jacka Krzynówka. Po drugiej stronie boiska znakomitymi interwencjami popisywał się zaś selekcjoner reprezentacji Polski do lat 21 Czesław Michniewicz i zebrał za to z trybun zasłużone oklaski. W 25. minucie Schalke prowadziło już jednak 1:0. W pole karne Polaków dośrodkował Olivier Caillas, a piłkę do siatki wślizgiem wepchnął syn Tomasza Wałdocha, Kamil. – Syn ma już 27 lat. Próbował zostać piłkarzem, ale stwierdził, że nie zrobi większej kariery, dlatego postanowił, że będzie rozwijał się w innej branży. Cieszę się jednak, że zagrał w moim benefisie i nawet strzelił gola – opowiada Wałdoch senior.
Zaraz po zmianie stron wyrównać mógł – po świetnym zagraniu Radosława Gilewicza – Tomasz Korynt, ale będąc sam na sam z Reckiem, trafił wprost w niego. Golkiper Schalke, który rozegrał blisko 500 meczów w Bundeslidze, a większość w Werderze Brema i właśnie w barwach „Die Knappen”, był bardzo mocnym punktem ekipy oldbojów. Wyróżniał się również reprezentant Czech, wicemistrz Europy z 1996 roku Jiri Nemec oraz wicemistrz świata z 1986 z Matthias Herget. Skutecznością błysnął natomiast Olivier Caillas, który w karierze rozegrał blisko 200 meczów w drugiej Bundeslidze. Większość z nich na lewej pomocy i właśnie na tej pozycji czarował w Gdańsku. 41-letni dziś Niemiec zaraz po zmianie stron precyzyjnym strzałem lewą nogą podwyższył na 2:0, a po chwili pięknym lobem ponownie nie dał szans Melzackiemu, który w drugiej połowie między słupkami zmienił Michniewicza.
Jeśli ktoś myślał, że zespół Przyjaciół w tym momencie się podda, był w dużym błędzie. Precyzyjne dośrodkowanie z rzutu rożnego Jacka Krzynówka i Andrzej Kobylański strzelił głową kontaktowego gola. Pomocnik, który razem z Tomaszem Wałdochem sięgał po olimpijskie srebro w Barcelonie, miał ogromną ochotę do gry. Na osiem minut przed końcem spotkania zaliczył kolejne efektowne trafienie głową, a ponownie asystował mu Krzynówek. Końcówka zrobiła się naprawdę emocjonująca, bliski zdobycia bramki był Dariusz Gęsior, ale zabrakło szczęścia. W ostatnich sekundach wynik na 4:2 dla gości ustalił z kolei Benjamin Wingerter. Tuż przed końcowym gwizdkiem boisko opuścił Tomasz Wałdoch, który został nagrodzony gromkimi brawami, a chwilę później odebrał okazały puchar za zwycięstwo w spotkaniu.
– Jestem wzruszony, że doszło do takiego meczu. Udało nam się wygrać, ale wynik nie był najważniejszy. Niektórych kolegów nie widziałem 10, 20, a nawet 30 lat. W końcu mogliśmy się spotkać i porozmawiać, powspominać stare dzieje. Niektórzy przyjechali z bardzo daleka i często kosztem swoich zawodowych obowiązków poświęcili swój czas dla mnie. Za to jestem im bardzo wdzięczny. Cieszę się, że nie zabrakło również kibiców. Każdemu z osobna chciałbym podziękować i podać rękę, ale fizycznie było to niemożliwe. W Gdańsku dostałem też największy puchar w życiu, to były piękne chwile. Nie traktowałem jednak tego benefisu jako zakończenia kariery. Zamierzam dalej kopać piłkę i jeździć na różne mecze z oldbojami Schalke. Pokazaliśmy w Gdańsku, że mamy ciekawą drużynę. Chętnie ponownie przyjedziemy do Polski i zagramy w innym mieście – przyznaje 48-letni dziś Wałdoch, który na co dzień mieszka w Niemczech.
– Moja rodzina znakomicie się tam czuje, a ja mam pracę, która daje mi wielką satysfakcje. Jestem w sztabie szkoleniowym drugiej amatorskiej drużyny Schalke, która występuje w czwartej lidze. Do Polski przyjeżdżamy z reguły dwa razy w roku, latem i na Święta Bożego Narodzenia. Teraz przekroczyłem normę i jestem trzeci raz, ale to sytuacja wyjątkowa, mój benefis – dodaje Wałdoch.
– 74 mecze w reprezentacji, dwa gole, udział w mistrzostwach świata. Srebrny medal na igrzyskach w Barcelonie, wiele meczów w Bundeslidze. Do tego wielkie uznanie kolegów z reprezentacji i Schalke, którzy mówią o panu w samych superlatywach. Profesjonalista, wielkie człowiek, prawdziwy kapitan. Trzeba powiedzieć to głośno – miał pan piękną karierę, czego dowodem był również pański benefis – podsumowujemy.
– Dziękuję! – odparł z uśmiechem Tomasz Wałdoch.
– My również!
Paweł Drażba, Gdańsk
Przyjaciele Tomasza Wałdocha – Schalke 04 2:4 (0:1)
Bramki: A. Kobylański 58, 73 – K. Wałdoch 25, O. Caillas 48, 56, B. Wingerter 80
Przyjaciele Tomasza Wałdocha: Michniewicz (41 Melzacki) – Świlski, Kolasa, Brzęczek, Krzynówek, Gilewicz, Unton, Iwan, Grembocki, Gęsior, Rzepka, Kołaczyk, Korynt, Sidor, Michalski, A. Kobylański, Płatek, Paszulewicz, Kręcki.
Schalke 04: Reck – Blaumann, Edelmann, Czyszczon, Caillas, Fitchel, Gendreiko, Reiner, Zulsdorf, Herget, Kerwer, Kreutzer, Marquardt, Max, Nemec, Schulz, Thon, T. Wałdoch, Wingerter, Yavus, K. Wałdoch, Goebel.