Aktualności
Papużki nierozłączki znowu w jednej drużynie
Specjalne12.03.2015
– Od samego początku byli jak papużki nierozłączki. Na zgrupowaniach spali w jednym pokoju, chodzili tymi samymi drogami, mieli dużo wspólnych tematów, znakomicie się rozumieli. Widać było, że świetnie dopasowali się charakterologicznie, co przekładało się też na boisko. Często się na nim szukali, a korzystała na tym cała drużyna. Już wtedy byli to piłkarze z wielkim potencjałem – opowiada Tomasz Bandrowski, 7-krotny reprezentant Polski, który grał w Lechu wraz z Lewandowskim i Peszko.
– Obaj przychodzili do Poznania w tym samym momencie. Z doświadczenia wiem, że nowi szukają bratniej duszy i oni odnaleźli je w sobie. Szybko się zakumplowali i właściwie rozumieli niemal bez słów. Także na boisku, co przyniosło wymierne korzyści. Już w sezonie 2009/2010 prezentowali wysoki poziom i to oni mocno, bezdyskusyjnie ciągnęli wózek po mistrzostwo, a wcześniej Puchar Polski i Superpuchar – zauważa kolejny z ówczesnych graczy „Kolejorza” Marcin Kikut.
– W Lechu atmosfera od zawsze była bardzo dobra i żaden z zawodników nie miał kłopotów z aklimatyzacją. Sławek i Robert również. Na pewno ich przyjaźń wzmocniło także to, że w Poznaniu mieszkali obok siebie. Spędzali ze sobą dużo czasu również po treningach, w czasie wolnym. Ich życiowe partnerki także się polubiły – dodaje Bartosz Bosacki, 20-krotny reprezentant Polski, który był wówczas kapitanem Lecha.
Nie oznacza to jednak, że Peszko i Lewandowski separowali się od reszty kolegów z drużyny. – Przyszedłem do Lecha z Metalista Charków w lipcu 2009 roku. Robert i Sławek byli już w drużynie. Widać było, że są kumplami. Sporo czasu spędzali razem, ale ogólnie trzymaliśmy się paczką z Bartkiem Bosackim i Krzyśkiem Kotorowskim. W piątkę urządzaliśmy sobie wspólne wypady – uzupełnia Seweryn Gancarczyk, 7-krotny reprezentant kraju.
Test przyjaźni Peszki z Lewandowskim był jednak nieunikniony. Jak podkreślają bowiem zgodnie wszyscy nasi rozmówcy, byli przekonani, że Sławek i Robert szybko z Poznania wyjadą. – Kiedy zdobyliśmy mistrzostwo Polski, „Lewy” został królem strzelców ekstraklasy, a „Peszkin” był jednym z najlepszych zawodników ligi, wiedziałem już, że ich czas w Poznaniu dobiega końca. Przewyższali umiejętnościami całą naszą ekstraklasę – przyznaje Tomasz Bandrowski, który przez cztery lata grał w niemieckim Energie Cottbus.
– Robert jest trochę młodszy i zwłaszcza po nim było widać, że ma wielki talent, przyszłość przed sobą. Słyszałem wiele głosów, że ma papiery, aby stać się napastnikiem światowej klasy. I został – uśmiecha się Marcin Kikut.
– Lewandowski przyszedł do nas z pierwszoligowego Znicza Pruszków i dla wielu niespodzianką było, jak wielki ma potencjał. Byłem przekonany, że zrobi dużą karierę. Sławka znałem zaś już wcześniej. Graliśmy przeciwko sobie, kiedy występował jeszcze w Wiśle Płock. Również prezentował wysokie umiejętności – ocenia Bartosz Bosacki.
Seweryn Gancarczyk przyznaje jednak, że nie spodziewał, że Lewandowski i Peszko dojdą aż tak wysoko. – Zwłaszcza w przypadku Roberta, którego kariera potoczyła się wręcz modelowo. Robił krok po kroku i dziś jest w jednym z najlepszych klubów świata. Sławek to z kolei bardzo ambitny i charakterny facet. Bardzo często mu to pomagało, ale i przeszkadzało. Najważniejsze jednak, że konsekwentnie gonił za marzeniami i dziś coraz częściej pojawia się na boiskach jednej z najlepszych lig świata – słusznie zauważa najlepszy defensor ukraińskiej ekstraklasie w sezonie 2006/2007.
– Wiedziałem już, jak trenuje się w Niemczech i kiedy widziałem postawę Lewandowskiego, który na każdym treningu i w każdym meczu dawał z siebie sto procent, to czułem, że ten chłopak dojdzie daleko. Dziś jest bezkonkurencyjny! Peszko kolejny raz walczy zaś o powrót na szczyt. Sławek ma charakter górala i lubi zaszaleć, a później się podnosić – śmieje się Bandrowski i dodaje, że najbardziej zaimponowało mu to, że mimo iż drogi Sławka i Roberta rozeszły się, każdy pojechał w inną stronę, to ich przyjaźń przetrwała. Potwierdzenie? Proszę bardzo: w ubiegłym roku Peszko był świadkiem na ślubie Lewandowskiego.
– Potwierdzam, ich przyjaźń trwa w najlepsze. Widziałem się z Robertem kilka dni temu w Monachium i rozmawialiśmy o Sławku. Było jeszcze przed meczem Bayernu z 1. FC Koeln i Lewandowski zastanawiał się, czy Peszko wystąpi od pierwszej minuty – zdradza Bartosz Bosacki, strzelec dwóch goli Kostaryce (2:1) w jedynym wygranym przez reprezentację Polski meczu na mistrzostwach świata 2006 w Niemczech.
Kiedy 1. FC Koeln podejmowało na RheinEnergieStadion Bayern Monachium w szóstej kolejce sezonu, Peszko przygotował dla Lewandowskiego specjalne przywitanie w Kolonii za pośrednictwem Facebooka. „Siema Lewy, witamy w najładniejszym mieście w Niemczech! Ale jutro nasza przyjaźń przez 90 min ma przerwę” – zapowiedział.
Mecz 2:0 wygrał Bayern, ale Lewandowski gola nie strzelił, a Peszko nie pojawił się na murawie nawet na chwilę. W rewanżu obaj zagrali jednak od pierwszej do ostatniej minuty. Obaj zebrali dobre noty, ale to Robert kolejny raz cieszył się ze zwycięstwa, w dodatku zdobył bramkę na 4:1. Po meczu panowie długo rozmawiali i żartowali.
Dziś obaj dostali powołania na mecz eliminacji mistrzostw Europy 2016 z Irlandią w Dublinie. Dwaj przyjaciele z boiska znowu zagrają w jednej drużynie. Oby z takim efektem, jak w Lechu Poznań. Wówczas skorzysta na tym kadra narodowa.
Paweł Drażba TAGI: Reprezentacja Polski, Robert Lewandowski, Sławomir Peszko, przyjaciele,