Aktualności
Mecz o marzenia. Krystian Rudnicki czeka na przeszczep szpiku
Mecz z GKS-em Katowice był jak do tej pory ostatnim, w którym Rudnicki wybiegł na boisko. Długo nie wiedziano, co dolega zawodnikowi. Lekarze z początku podejrzewali białaczkę, ale w końcu okazało się, że 22-latek cierpi na anemię aplastyczną, którą wywołał wirus. To bardzo rzadka choroba, na którą zapadają najczęściej ludzie młodzi. Jednym z jej skutków jest niewydolność szpiku kostnego. – Lekarze nie wiedzą za dużo o tej chorobie. Jest bardzo rzadka, mogą się jedynie domyślać, skąd się bierze, czym jest spowodowana. Najważniejsze i najbardziej optymistyczne są jednak inne statystyki lekarskie. Przeszczep szpiku kostnego wchłania się przy tej chorobie bardzo szybko i ludzie wracają najczęściej do trybu życia, który prowadzili wcześniej. Wierzę, że ze mną będzie tak samo. Chcę wrócić na boisko – uśmiecha się Rudnicki.
22-letni bramkarz tryska optymizmem, mimo że w ostatnich miesiącach życie dało mu mocno w kość. Od pięciu miesięcy Krystian spędza czas między łóżkiem szpitalnym, przychodniami i laboratoriami. Wirusa nie udało się wyeliminować lekami i silnymi sterydami. Leczenie białkiem króliczym ATG również nie przyniosło efektów. – To bardzo mocna chemia. Dzięki niej szpik miał się odrodzić, ale to nie nastąpiło. Okazało się, że przeszczep jest niezbędny. Tylko on może dać mi powrót do normalnego życia i na boisko – podkreśla Rudnicki, który do czasu zabiegu potrzebuje cyklicznych przetoczeń krwi. – Nie leżę w łóżku i nie rozmyślam o chorobie, a staram się normalnie żyć. Wiadomo, że nie mogę trenować i muszę na siebie uważać, bowiem mam bardzo słabą odporność. Najgorzej jest kiedy hemoglobina spadnie… Co trzy dni muszę robić badania, sprawdzać, czy płytki krwi spadają, czy się utrzymują. Nie ma niestety szans, aby rosły. Mój organizm ich teraz nie produkuje – opowiada Krystian, który może liczyć na wielkie wsparcie swoich bliskich.
– Najbardziej pomaga mi moja dziewczyna, Aleksandra. Gdyby nie ona, nie przechodziłbym przez tę chorobę tak dobrze, jak teraz. Wspierają mnie również rodzice i rodzeństwo. Staram się spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Jako młody chłopak wyjechałem z domu i poświęciłem się piłce. Długo mnie nie było. Teraz nadrabiam zaległości – dodaje.
Od Rudnickiego nie odwrócili się również jego koledzy z boiska, a przede wszystkim Pogoń Szczecin, która – mimo że wiedziała o chorobie zawodnika – przedłużyła z nim kontrakt. – Z końcem czerwca tego roku skończyło mi się wypożyczenie do Kluczborka, a także wygasł kontrakt z Pogonią. Klub ze Szczecina zachował się jednak super i zaproponował mi amatorską umowę na czas nieokreślony. Wiedziano, że leczenie może długo potrwać, ale mimo wszystko podano mi rękę i zapewniono, że mogę liczyć na opiekę również po przeszczepie. Jestem bardzo wdzięczny – mówi łamiącym się głosem brązowy medalista mistrzostw kraju juniorów z Pogonią.
Kibice „Portowców” oddawali Krystianowi krew. W Kluczborku organizują zaś specjalną licytację koszulek w fundacji Jakuba Błaszczykowskiego, z których dochód ma być przeznaczony na rehabilitację Rudnickiego. – To bardzo miłe, że tyle osób się mną interesuje i chce pomóc. Na pewno to budujące i motywujące – zaznacza pochodzący ze Szczecinka bramkarz.
Od kiedy zachorował, Rudnicki był na stadionie tylko na jednym meczu. Dostał akurat dzień przepustki na święta wielkanocne. Od razu pojechał na spotkanie MKS-Kluczbork z Arką Gdynia (0:2). – To były początki mojej choroby. Czekałem na wyniki szpiku kostnego, ale pojechałem na mecz. To było ostatnie spotkanie, które widziałem na stadionie. Później przez prawie pięć miesięcy byłem w szpitalu, więc nie miałem takiej możliwości. Piłkę oglądam jednak w telewizji. Chłonę rywalizację w ekstraklasie, pierwszej i drugiej lidze. Bardzo brakuje mi boiska, treningów, meczów, kolegów, całej tej futbolowej otoczki. Muszę jeszcze trochę wytrzymać – pewnie, jak mantrę, powtarza Rudnicki, który nie wyobraża sobie życia bez piłki.
– Wiem, że teraz najważniejsze jest to, abym wrócił do zdrowia. Później powalczę o powrót na boisko. Moja przygoda z piłką zaczęła się bardzo fajnie i nie chcę, aby się już kończyła. Nie zdążyłem jeszcze zadebiutować w ekstraklasie. Może uda mi się też zagrać w reprezentacji Polski? Wystąpiłem już w kadrze do lat 20. Rywalizowałem z Włochami i Szwajcarią – wylicza Krystian.
Lekarze są dobrej myśli. Twierdzą, że 22-latek ma na tyle silny organizm, że może wrócić do zawodowego uprawiania piłki. Najpierw niezbędny jest jednak przeszczep. – Kiedy zażywałem białko królicze ATG, czułem się tak, jakbym pił mleko. Lekarze dziwili się, że nie mam żadnych gorączek czy wysypek na ciele, bo to są główne skutki uboczne tego leczenia. Niektórzy przechodzą je bardzo źle. Ja nie odczuwałem żadnego dyskomfortu – zapewnia Rudnicki, który we wtorek uda się z rodzicami i siostrą do szpitala do Wrocławiu. Być może zostanie już wyznaczona data przeszczepu. Zawodnik czeka na nią, jak dziecko na pierwszą gwiazdkę na niebie w Wigilię.
– Siostra może być moją dawczynią. Zgodność przeszczepowa wynosi dziesięć na dziesięć. Teraz mają ją przebadać od różnych wirusów, ale jestem spokojny, ona nigdy nie chorowała. Wierzę w to, że już za chwilę poznam datę przeszczepu. W końcu coś się zacznie dziać i będę bliżej powrotu do piłki. Marzę o tym. I na pewno nie przestanę – zakończył Krystian Rudnicki.
Paweł Drażba