Aktualności
[WYWIAD] Michał Fidziukiewicz: GKS Tychy przekonał mnie wizją budowania nowej drużyny, która ma walczyć o najważniejsze cele
Czy 4 czerwca strzelając gola GKS-owi Tychy wiedział Pan, że od nowego sezonu będzie grał w jego barwach?
Nie. Do końca poprzedniego sezonu byłem zawodnikiem Zagłębia Sosnowiec i myślałem, że po ostatnim meczu usiądziemy z kierownictwem tego klubu do rozmów na temat przedłużenia kontraktu. Ja chciałem dalej grać w Sosnowcu. Dopiero gdy okazało się, że Zagłębie mnie nie chce to zacząłem się rozglądać po transferowym rynku.
GKS Tychy był najszybszy?
Najszybszy był Raków. Ciekawą ofertę przedstawił też Chrobry, ale GKS Tychy przekonał mnie wizją budowania nowej drużyny, która ma walczyć o największe cele. W dodatku w Tychach jest piękny stadion wybudowany z myślą o grze w ekstraklasie, a o kibicach, którzy biją rekordy frekwencji też bardzo dużo dobrego słyszałem. Nie miałem jednak jeszcze okazji zagrać na tyskim stadionie, bo gdy jesienią w poprzednim sezonie Zagłębie tu grało to ja leczyłem kontuzję. Nie odwiedziłem go też podczas młodzieżowych mistrzostw Europy, bo trenowaliśmy wtedy po dwa razy dziennie i w wolnych chwilach wolałem odpoczywać.
Z czym do tej pory kojarzyły się Panu Tychy?
Z drużyną hokejową. Jestem kibice sportu w ogóle i śledziłem tegoroczny finał play off, w którym po trzech wygranych GKS potrzebował jeszcze tylko jednego zwycięstwa, ale przegrał ostatnie trzy mecze i został wicemistrzem Polski. Za dużo czasu i okazji na zwiedzenia miasta nie będę jednak miał, bo znalazłem mieszkanie w Katowicach.
Szybko się Pan zaaklimatyzował w nowym zespole?
Razem ze mną w tyskiej drużynie zameldowało się jedenastu nowych zawodników. W dodatku z Zagłębia przyszli też Łukasz Bogusławski i Łukasz Matusiak więc nie było problemów z wejściem do szatni. Zresztą ja mam taki charakter, że szybko nawiązuję kontakty. Spotkałem wielu znajomych, którzy do tej pory byli co prawda rywalami, ale to nam akurat nie przeszkadza. Teraz jesteśmy razem i atmosfera w zespole jest bardzo dobra.
Kamila Zapolnika, który w Wigrach Suwałki w poprzednim sezonie, w ligowo-pucharowym festiwalu, strzelił 16 goli, traktuje Pan jako kolegę czy konkurenta?
Z Kamilem znamy sie od najmłodszych lat. On też pochodzi z Białegostoku i choć jest rok młodszy to razem graliśmy w juniorach i Młodej Ekstraklasie w Jagiellonii. Najczęściej był moim zmiennikiem, ale grywaliśmy też razem. W Wigrach Suwałki, w których grał ostatnio, miał bardzo dobry sezon i przyszedł do GKS-u Tychy jako snajper. Akurat w meczu pucharowym w Kołobrzegu nie wystąpił z powodu problemów zdrowotnych, ale życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia i cieszę się, że będziemy rywalizować. Możemy też oczywiście grać razem, bo ja mogę zagrać zarówno na szpicy jak i na pozycji dziesiątki. Wszystko zależy od tego jak nas trener ustawi.
Jak strzelił Pan swojego pierwszego gola dla GKS-u Tychy?
Po zagraniu Remika Szywacza wbiegłem w pole karne i znalazłem się w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Strzeliłem z zimną krwią w długi róg i... przypomniałem sobie, że już to kiedyś zrobiłem. Grając na wypożyczeniu w Gryfie Wejherowo, który wiosną 2012 roku awans do II ligi połączył z dotarciem w Pucharze Polski do ćwierćfinału i zakończył swój udział na meczach z Legią, też strzeliłem gola Kotwicy. Wtedy mój gol dał nam cenny punkt za remis 1:1.
Jakub Świerczok, który odszedł z GKS-u Tychy do Zagłębia Lubin, przed rundą wiosenną obiecał, że strzeli minimum 10 goli i trafił 13 razy. Ile Pan bramek Pan zadeklaruje?
Nigdy tego nie robię, bo tego w żaden sposób nie da się przewidzieć. Cieszę się, że po mojej kontuzji, z którą borykałem się całą rundę jesienną poprzedniego sezonu, nie ma już śladu. Wróciłem do gry wiosną i w trudnym okresie zawirowań w Zagłębiu w 15 występach strzeliłem 4 gole. To świadczy o tym, że wróciłem już do pełni sił. Trenuję na sto procent i wszystko jest w porządku. Zdaję sobie sprawę z tego, że zespół i kibice liczą na moje bramki, ale ja ich nie liczę. Będę się cieszył z każdej wygranej naszej drużyny bez względu na to czy to ja strzelę zwycięskiego gola, czy ktoś inny.
Czy GKS Tychy już jest w formie, która będzie potrzebna żeby walczyć o awans?
Na mecz z Kotwicą pojechaliśmy prosto ze zgrupowania, na którym mocno trenowaliśmy więc trudno już mówić o formie. Czuć było jeszcze zmęczenie. Brakowało świeżości. Najważniejsza będzie liga. Zdajemy sobie sprawę, że każdy mecz będzie w niej ciężki, ale mamy naprawdę mocny zespół, w którym każdy zawodnik od Rafała Dobrolińskiego w bramce po trzykrotnego mistrza Polski i ogranego w europejskich pucharach Piotrka Ćwielonga może pociągnąć grę i to jest nasz atut.
Rozmawiał Jerzy Dusik