Aktualności
[WYWIAD] Jacek Magiera: Rozwój to słowo-klucz tej kadry
– Celem dla tej drużyny jest indywidualny rozwój każdego zawodnika. Liczy się tylko to, by jak najwięcej piłkarzy z tej kadry, trafiło najpierw do młodzieżówki, a z czasem do pierwszej drużyny narodowej – podkreśla Jacek Magiera. W trakcie ostatniego zgrupowania prowadzona przez niego kadra wygrała na wyjeździe z Niemcami (4:3) i w poniedziałek w Kaliszu uległa Holandii (1:2).
Porażki z Holendrami chyba można było uniknąć, bo w drugiej połowie było blisko wyrównującej bramki.
Jacek Magiera: To było bardzo dobre widowisko. Chcę pogratulować zawodnikom, bo po przerwie zdominowali rywala. Stworzyliśmy sporo sytuacji, strzeliliśmy pięknego gola i żałujemy, że nie udało się zremisować. W pierwszej części niby na boisku niezbyt wiele się działo, ale straciliśmy dwie bramki. Kiedy broniliśmy, formacje były zbyt daleko od siebie. Rywale mieli sporo miejsca i czasu, by zawiązać akcje i to wykorzystali. Wskazówki w przerwie w szatni spowodowały, że po zmianie stron spisaliśmy się lepiej. To jak zagraliśmy w drugich połowach z Holandią i Niemcami pokazuje, że tym zespole jest duży potencjał. Kiedy gramy odważnie, ofensywnie, z wiarą i blisko siebie, to przynosi to efekty. Wszystkie spotkania, które rozegraliśmy w turnieju Ośmiu Narodów były na styk. Niewiele brakowało, by mecze z Portugalią, Włochami czy dziś z Holandią zakończyły się remisami lub na naszą korzyść. Najważniejsze, że widać rozwój tych piłkarzy i to, że chcą pracować.
W Kaliszu na trybunach było około osiem tysięcy kibiców.
Atmosfera była kapitalna. Wielkie podziękowania dla Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej za świetną organizację spotkania. Dziękuję też kibicom, że w takiej liczbie przyszli na stadion. Mam z Kaliszem bardzo dobre wspomnienia. W 1996 roku na tym obiekcie, choć wtedy wyglądał zupełnie inaczej, grałem w reprezentacji olimpijskiej z Włochami i wygraliśmy 4:0. Pamiętam to dobrze, bo jechałem na mecz tuż po maturze z fizyki, z której dostałem czwórkę. Tu obok też są boiska Prosny Kalisz, na których w 1991 roku graliśmy finał turnieju o Puchar Michałowicza. Z reprezentacją Katowic zdobyliśmy srebrny medal.
Wróćmy jeszcze do spotkania z Niemcami, bo to był bardzo emocjonujący mecz. Zaczęło się od błyskawicznej bramki dla nas, potem rywal zdobył trzy gole, ale pana piłkarze nie załamali się i odwrócili losy pojedynku.
Celem na spotkanie z Niemcami było wyjść od początku, nacisnąć rywala i spróbować go zdominować. Gospodarze rozpoczęli od środka, od razu wysoko ich zaatakowaliśmy, popełnili błąd, przejęliśmy piłkę i Tomek Makowski zdobył ładna bramkę. To był wymarzony początek, ale później rzeczywiście rywale nas zepchnęli do głębokiej obrony. Nie potrafiliśmy poradzić sobie z ich wysokim pressingiem, a naszym błędem było to, że za często podawaliśmy do tyłu. To sprawiało, że podchodzili coraz bliżej naszego pola karnego i strzelili nam w pół godziny trzy bramki. Mieliśmy problem, by wyprowadzić piłkę, ale na szczęście pod koniec pierwszej połowy odzyskaliśmy inicjatywę. Znów byliśmy odważni i w jednej z akcji świetnie zachował się Michał Skóraś, minął trzech rywali i podał do Makowskiego. Ten zagrał prostopadle do Marcela Zylli i przegrywaliśmy przed przerwą tylko 2:3. W szatni była merytoryczna rozmowa, by w drugiej połowie zapobiec takiej sytuacji jak była przez 30 minut w pierwszej części. Sportową złość udało nam się przekuć w odwagę. Mieliśmy się nie irytować, nie wściekać, tylko grać śmiało.
Po przerwie zdominowaliście Niemców i to na ich terenie.
Zadanie było takie, by najpierw spróbować wyrównać, a potem zdobyć zwycięską bramkę. Drugą połowę moi zawodnicy zagrali kapitalnie. Dominowaliśmy, odbieraliśmy mnóstwo piłek, a od 60. minuty oddaliśmy dziewięć strzałów, w tym sześć celnych, a Niemcy tylko jeden. To była pełna kontrola nad tym spotkaniem. Aż miło patrzyło się na naszą grę. Wygrać 4:3 i to na terenie takiego rywala jak Niemcy, odwrócić losy meczu z 1:3, to jest wielka sztuka i ogromne gratulacje dla zawodników. W sobotę ten mecz analizowaliśmy, pocieszyliśmy się z wygranej i to już zamknięty temat. Od tego momentu już przygotowywaliśmy się do meczu z Holandią, by potwierdzić formę.
W meczach z Włochami i Portugalią nie zdobyliście gola. Z Niemcami aż cztery, ale straciliście trzy. Było więc też o czym rozmawiać, jeśli chodzi o błędy.
No właśnie, w końcu strzelaliśmy gole, a były okazje na więcej. Marcel Zylla uderzył z połowa boiska w poprzeczkę, a do tego zagrał na poziomie „international level”. Jeśli potwierdzi to w kolejnym spotkaniu, to bardzo będę się z tego cieszył. Był motorem napędowym, któremu kibice w Niemczech bili brawo po indywidualnych zagraniach. Był prawdziwym liderem boiska. Gole dla rywali padły nie z ataku pozycyjnego. Raczej to działo się po tym jak traciliśmy piłkę i przeciwnik konstruował szybkie akcje, w których wykorzystywał dobre wyszkolenie techniczne, szybkich skrzydłowych i kreatywny środek pola. Nie było tak, że w okresie przewagi gospodarzy staliśmy na 16 metrze i wybijaliśmy piłkę. Wyprowadzaliśmy akcje, próbowaliśmy strzelić kolejne bramki, ale przez te około 30 minut Niemcy byli lepsi. Na pierwszym zgrupowaniu we wrześniu zupełnie zmieniliśmy sposób gry. Teraz jest ustawienie z trójką obrońców, piątką pomocników i dwoma napastnikami. W takiej taktyce zagraliśmy dopiero cztery spotkania. Dlatego wzajemne zrozumienie i współpraca będą z każdym meczem wyglądać lepiej. Zawodnicy stanęli na wysokości zadania i to, co dla mnie najważniejsze, że sami w trudnych, kryzysowych momentach podejmowali trafne decyzje.
Dlaczego zdecydował się pan zmienić taktykę zespołu na 3–5–2.
Celem dla tej drużyny jest indywidualny rozwój każdego zawodnika. Liczy się tylko to, by jak najwięcej piłkarzy z tej kadry, trafiło najpierw do młodzieżówki, a z czasem do pierwszej drużyny narodowej. Choć jak potwierdził Radek Majecki można od razu z zespołu U-20 trafić do seniorów. I to jest bodziec do pracy dla innych zawodników. Chcemy grać systemem 3-5-2, bo to dla nich rozwój. Szukamy zawodników na skrzydła, czyli tzw. wahadłowych, kreatywnych do środka boiska i odważnie grających w ataku. Zmiana koncepcji i większy nacisk na ofensywę sprawiły, że rzeczywiście mamy coraz więcej sytuacji bramkowych. Z takimi zespołami jak Niemcy nie można grać do tyłu. Trzeba być odważnym. To samo przerabiałem, kiedy z Legią Warszawa grałem w Lidze Mistrzów. Gdybyśmy wtedy ustawili się tylko na własnej połowie, czekali na najniższy wymiar kary, to by nas zdominowali. A takie mecze jak z Realem Madryt czy Sportingiem Lizbona pokazały, że z takimi rywalami trzeba więcej podań grać do przodu i za linię obrony.
Czy to, że ta kadra nie ma imprezy docelowej pomaga w prowadzeniu reprezentacji czy przeszkadza?
Wszyscy moi piłkarze walczą o lepsze jutro. Za chwilę będą mierzyć w coraz wyższe cele. Nie dzielę przygotowań do meczów na spotkania mniej czy bardziej ważne. W różnych reprezentacjach rozegrałem 99 spotkań i zawsze to było dla mnie ogromne wydarzenie niezależnie od rywala czy stawki spotkania. To występ z orzełkiem na piersi, reprezentowanie kraju, ale także klubu, całego narodu i samego siebie. Kiedy wychodzi się na boisko, to zawsze z maksymalnym zaangażowaniem. Tempo gry i intensywność w tych spotkaniach jest na bardzo wysokim poziomie. Musimy z takimi przeciwnikami się mierzyć, by się rozwijać. Wyniki będą różne, więc tym bardziej ten mecz z Niemcami buduje zawodników, bo nie odstajemy.
Czy wszyscy zawodnicy mają właśnie taką świadomość, że grają w reprezentacji a na szczycie jest kadra seniorów?
Mieliśmy odprawę, na której dużo o tym rozmawialiśmy. Pokazałem zawodnikom drogę do pierwszej reprezentacji. W wieku 16–18 lat do kadr juniorskich jest powoływanych bardzo wielu zawodników. 18–20 lat selekcja jest coraz większa, a do pierwszej reprezentacji trafiają już wybitne jednostki. To musi być dla nich cel. Wielu zawodników przepadnie wtedy, kiedy przestaną się rozwijać i uznają, że już wszystko potrafią. Odprawy mają uświadamiać zawodnikom szanse i zagrożenia jakie na nich czyhają. Nie każdy to jeszcze rozumie. Niektórym zawodnikom wydaje się, że już znają tajemnice sukcesu. Najbardziej zdeterminowani, zdyscyplinowani i świadomi celu trafią wyżej. Trudno powiedzieć, ilu piłkarzy z tej kadry dotrze do seniorów. Wystarczy zobaczyć, kto został ze składu na mistrzostwa świata U-20. Pięciu trafiło do kadry U-21, kolejnych pięciu już w ogóle nie jest powoływanych, a 10 zostało w mojej reprezentacji. Pojawili się nowi i nie odstają od tych, którzy byli na mundialu. A nawet napędzili tych, którzy już byli, do podnoszenia umiejętności. Młodsi napierają, bo jest trzech zawodników z rocznika 2001. Oni są trzy lata młodsi od tych, którzy mogą grać w turnieju Ośmiu Narodów. Nie boimy się wziąć młodszego piłkarza, który ma predyspozycje, by w tej kadrze być.
Treningi na boisku i mecze to jedno, ale dużo czasu poświęcacie zawodnikom na różnych analizach, rozmowach indywidualnych czy odprawach.
Cały sztab pracuje indywidualnie nad graczami. Podchodzimy do piłkarzy kompleksowo – zwracamy uwagę na stronę sportową, czyli technikę, taktykę, przygotowanie fizyczne, ale także sprawy okołopiłkarskie jak psychika, dieta, kontakty z mediami. Każdego dnia przypominamy zawodnikom jak ważne jest na przykład nawadnianie, sen czy odżywienie. To wpływa na samopoczucie, siłę, energię i pozytywne nastawienie. Mieliśmy badania wytrzymałościowe przeprowadzane razem z Instytutem Sportu. Robimy je raz do roku w październiku. Zawodnicy są objęci specjalną opieką, byśmy wiedzieli o nich najwięcej jak ich dalej prowadzić. Staramy się ich przyzwyczaić do warunków turniejowych, kiedy gra się co trzy dni. Otoczenie w jakim znajduje się piłkarz też jest ważne. W klubie może być motywujące, ale też deprymujące. Są zawodnicy, którym brak świadomości celu i niekorzystnie oddziaływują na kolegów, ale są też tacy skoncentrowani na odniesieniu sukcesu. Jeszcze wiele razy popełnią błędy, ale w tej reprezentacji nie ma zdania” Nie da się”.
Piłkarze są tu prawie jak na piłkarskim uniwersytecie. Magisterką będzie gra w pierwszej reprezentacji?
Taki jest cel. By grali w ekstraklasie, w Lidze Mistrzów i w kadrze narodowej. Jako trener widziałem to z bliska, wiem jak wysoki jest poziom i do tego dążymy z zawodnikami reprezentacji U-20. Staramy się dawać im z siebie jak najwięcej, by ułatwić im drogę do wielkiej piłki. Sami jednak muszą wykonać mnóstwo pracy. Nie mają prawa narzekać, że jest ciężko, dużo się ćwiczy, a do tego intensywnie. Każdy zawodnik nawet podczas treningów musi dochodzić do swoich granic, by później rywalizować na wysokim poziomie. Bez tego rozwój jest niemożliwy.
Po wrześniowych meczach rozmawialiśmy między innymi o Serafinie Szocie. Gra w rezerwach Wisły nie pomaga mu w rozwoju. Na zgrupowaniu trener z nim rozmawia o jego sytuacji, może doradza, by poszukał klubu, w którym będzie grał w pierwszej drużynie?
Nie, takich rad mu nie udzielam, ale oczywiście rozmawiamy. On musi w każdym momencie być gotowy, by wykorzystać szansę w klubie, jeśli ją dostanie. Zawodnik powinien poradzić sobie z sytuacją, że nie gra w drużynie, być nastawiony pozytywnie, choć wiem, że to wcale nie jest łatwe. To też jest dla niego próba charakteru. Na zgrupowanie we wrześniu Serafin rzeczywiście w meczu z Włochami było widać brak pewności siebie i koncentracji. Z Portugalią było już lepiej. Wrócił do klubu i w ekstraklasie nie grał. Przyjechał teraz na zgrupowanie i od pierwszego dnia było widać w nim złość sportową. Z Niemcami zagrał na dobrym poziomie i był jasnym punktem zespołu w defensywie. Wróci do klubu i ma być gotowy, gdy trener Maciej Stolarczyk zdecyduje dać mu szanse.
Łukasz Poręba okazał się rezerwowym, który przesądził o wygranej z Niemcami. We wrześniowych meczach był podstawowym zawodnikiem. Z Niemcami trafił na ławkę, bo także w Zagłębiu Lubin, jest ostatnio zmiennikiem?
Nie patrzymy w ten sposób, ale chcemy mieć zawodników gotowych na różne sytuacje. Musi być więc też przygotowany na rolę rezerwowego. Nawet pięć minut na boisku może sprawić, że kariera się zmieni na lepsze, jeśli dobrze wykona pracę. Łukasz Poręba na boisko wszedł z Kubą Bednarczykiem i Adrianem Benedyczakiem. Wszyscy dali świetną zmianę i mieli spory udział w wygranej z Niemcami. Byli świadomi tego, że wchodzą na boisko, by pomóc drużynie. W tym zespole każdy jest tak samo ważny. Nie ma piłkarzy pierwszego składu i rezerwowych. Z Holandią będą świadome zmiany w składzie, ale niekoniecznie dlatego, że ktoś spisał się gorzej. Może nawet zagrał dobrze, ale usiądzie na ławce, by sprawdzić jak odnajdzie w takiej sytuacji.
Rozmawiał Andrzej Klemba