Aktualności
[WYWIAD] Serafin Szota: Film „Gramy dalej” będę pokazywał dzieciom. Mundial to dla mnie turniej życia
Jakie miałeś wrażenia po obejrzeniu dokumentu „Gramy dalej”, w którym pokazana jest droga kadry U-20 na mistrzostwa świata i turniej, który odbył się w Polsce?
Wspomnienia z tego mundialu to chwile, które zapamiętam do końca życia. Świetnie, że taki film powstał, bo będzie ich dopełnieniem. Pamięć z czasem zawodzi, a będę zawsze mógł wrócić i obejrzeć znów wszystkie momenty, zarówno te dobre, jak i gorsze. Mam nadzieję, że będę mógł pokazać dzieciom, jak tata grał. To są dla mnie niesamowite wspomnienia. Wciąż zresztą czuję ten mundial.
Selekcjoner Jacek Magiera stwierdził, że dla niektórych piłkarzy to mógł być turniej życia. Powiedział też, że byłeś jednym z wygranych tych mistrzostw.
Dla mnie na pewno to był turniej życia, bo wcześniej w tak dużej i poważnej imprezie nie grałem. Indywidualnie byłem zadowolony z występów, ale w piłce chodzi o wynik drużynowy, a ten pozostawiał wiele do życzenia. W trakcie turnieju nie było za dużo czasu na analizy, bo trzeba było skupiać się na kolejnym rywalu. Wydaje mi się, że zagrałem równo w każdym meczu.
Zanim rozpoczęły się w mistrzostwa, prawie rok trwały przygotowania. Choć trener Jacek Magiera to spokojny człowiek, potrafił w ostrych słowach doprowadzić was do porządku i nawet nie musiał podnosić głosu. Z filmu wynika, że selekcjoner zwracał uwagę na przykład na punktualność. Zdarzyło ci się spóźnić na trening czy odprawę?
Była jedna taka sytuacja, która bardzo wiele mnie nauczyła. Trener Magiera rozmawiał ze mną na ten temat i mnie uświadamiał, dlaczego to takie ważne. To człowiek, który potrafi sprawić, że takie małe porażki można przekuć później w zwycięstwo. Zaliczyłem kilka wpadek w tej kadrze, ale trener nauczył mnie wyciągać z nich wnioski.
W filmie pokazana jest sytuacja po wygranej z Czechami w meczu towarzyskim, po którym kilku piłkarzy grało do późna w nocy w karty. Na odprawie trener Magiera pytał was, czy chcecie spróbować wyciągnąć asa kier, bo tylko to zagwarantuje wam pozostanie w kadrze. Nikt się nie odważył.
Bo to byłaby głupota, by tyle zaryzykować. Przyznam się, że byłem w gronie tych piłkarzy, którzy wtedy grali w karty. Sytuacja na odprawie była dla mnie wielką nauczką. Od tej pory nie dotknąłem kart, nawet nie spojrzałem w ich kierunku. Trener miał pewnie taki plan, by uświadomić nam, że nie można zachłysnąć się jednym zwycięstwem. W moim przypadku ten cel został na pewno osiągnięty. Wtedy zrozumiałem, że łatwo można popełnić błąd, który będzie miał konsekwencje i już więcej tego nie zrobię. Na tym powinno też polegać szkolenie w reprezentacji.
W filmie dużo mówisz o tym, jak wiele zawdzięczasz rodzinie i doceniasz trud bliskich wkładany w pracę. Twoi rodzice prowadzą kwiaciarnię i pracują od świtu do zmierzchu.
Wszystko co do tej pory osiągnąłem, zawdzięczam rodzinie. Gdyby nie oni, nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. Ich wsparcie i pomoc w wielu sytuacjach były nieodzowne. Były momenty, w których chciałem zrezygnować z gry w Lechu i w ogóle z piłki. W wieku 12 lat wyjechałem 300 km od domu, by trenować w Poznaniu. Mieszkałem w internacie i czasem po prostu już nie dawałem rady. Potrzeba czasu, by zawiązać nowe znajomości, a co dopiero przyjaźnie. Zawsze byłem bardzo zżyty z rodziną i po prostu za nią tęskniłem. Zdarzało się, że dzwoniłem w nocy do rodziców i mówiłem, że chce wracać. Wtedy dzięki spokojnej rozmowie, rzeczowym argumentom, przekonywali mnie, żeby nie rezygnować. Te telefony dawały mi energię do treningów. Bardzo szanuję to, ile pracy wkładali w prowadzenie kwiaciarni. Ostro harowali i dzięki determinacji udało im się przetrwać najtrudniejsze momenty. Rodzice niemal codziennie wstawali bardzo rano, by jechać po kwiaty, wracali i do późna pracowali. Zawsze mogli też liczyć na pomoc dziadków, co mi pokazywało, że w rodzinie siła. Oni się nie poddali i tego się od nich nauczyłem.
Całą rodziną oglądaliście film?
Tak. Babcia prawie cały czas płakała. Roześmiała się, kiedy mówiłem o tym, że układała fiołki, bo dwie godziny wcześniej przed obejrzeniem filmu, właśnie to robiła. Wszyscy mieli łzy w oczach.
Trener Magiera mówił, że kamera była z wami niemal bez przerwy także po to, byście się oswoili z mediami. Był stres?
Tak naprawdę to obecności kamery nie za bardzo odczuwaliśmy. Może przez pierwsze dni zastanawialiśmy się po co to wszystko. Bardzo szybko jednak się do tego przyzwyczailiśmy, a pomógł nam w tym Kuba Mieleszkiewicz, autor filmu. Świetny gość, który wytłumaczył w jakim celu nasze życie w kadrze jest nagrywane. Nie tylko my mieliśmy ważne zadanie, by przygotować się do mistrzostw świata, ale też Kuba i ten film właśnie to pokazuje. A stres przed kamerą? Dla każdego to indywidualna sprawa. Jeszcze w Lechu Poznań w młodzikach wypowiadałem się do klubowej telewizji. Byłe lekki stres, ale z każdym kolejnym razem było coraz łatwiej i teraz spokojnie potrafię się wypowiedzieć.
Jesteś jednym z weteranów kadry U-20. Trener Magiera powoływał cię od początku i zagrałeś prawie we wszystkich spotkaniach.
Wcześniej nie było tak dobrze. Byłem w reprezentacjach od U-15 do U-18, ale często wchodziłem z ławki rezerwowych lub w ogóle nie dostawałem powołań. Trener Magiera mi zaufał i na mnie działa bardzo mobilizująco. Świetnie mi się pracuje z tym sztabem szkoleniowym. Rozwinąłem się przy nich najmocniej w tej mojej krótkiej karierze. W klubach tak to nie wyglądało. Po powrocie z reprezentacji szybko przekonałem, że robię za mało, by grać wyżej, w silniejszych zespołach. Dużo nauczyłem się w kadrze, jeśli chodzi o pracę na profesjonalnym poziomie.
Na zgrupowaniach pojawiali się nowi piłkarze. Mieli problemy, by zrozumieć jak funkcjonuje kadra?
Ci, którzy znali już realia pracy w tej reprezentacji, dostawali od sztabu informacje, że będą nowi zawodnicy i mamy im pomóc się zadomowić. Ja też za pierwszym razem czułbym się nieswojo i chciałbym, by ktoś udzielił mi rad. Nie było jednak większych problemów z nowymi zawodnikami, tym bardziej że sztab od razu im wiele tłumaczył, jeśli chodzi o taktykę, czego wymagają od gry na konkretnej pozycji. Trenerzy i analitycy poświęcali nam naprawdę dużo czasu. To kadra, w której wszyscy byli bardzo zdeterminowani, by pomóc nam w rozwoju.
Z mistrzostw odpadliście w 1/8 finału po porażce z Włochami. Czuliście chyba niedosyt, bo nie było tak, że rywale was zdominowali. Były łzy?
W życiu i w piłce często decydują detale. Ten, kto zrobi 1, 2 procent więcej, ten wygrywa. W szatni jednak każdy czuł, że byliśmy o krok. Nie byliśmy zadowoleni z tego wyniku i po meczu każdy był załamany. Zszedłem z boiska w końcówce i oglądałem ostatnie chwile z ławki rezerwowych. Czułem wtedy wielkie emocje, ale i powoli wkradało się rozczarowanie, że to może być koniec. Po gwizdku wszystko we mnie pękło. Bardzo mocno odczułem te mistrzostwa, jeśli chodzi o psychikę.
Po turnieju zmieniłeś klub. Z pierwszoligowej Odry Opole trafiłeś do ekstraklasy. Jesienią w Wiśle w lidze jednak nie zagrałeś i zimą postanowiłeś przejść na wypożyczenie do Stomilu Olsztyn.
Moja kariera to sinusoida. W Odrze Opole miałem udaną rundę wiosenną, a potem zagrałem w mistrzostwach świata U-20. Myślałem, że transfer do Wisły będzie trampoliną. Nie odstawałem na treningach od bardziej doświadczonych kolegów, ale dostałem tylko jedną szansę w Pucharze Polski. Na pewno nie czułem się słabszy. Trzeba jednak było zrobić mały krok do tyłu i odejść do klubu, w którym możliwości grania będą większe. To jest dla mnie w tej chwili najważniejsze. Tak trafiłem do Stomilu Olsztyn, w którym oczywiście nie mam gwarancji, że będę w pierwszej jedenastce, ale szanse na to są na pewno większe.
Rozmawiał Andrzej Klemba