Aktualności
U-20: Inna strona meczu z Kolumbią. „Wspólnie możemy osiągnąć cel”
Te słowa są bardzo istotne. Makowski, który w środku pola toczył mnóstwo pojedynków z Kolumbijczykami, jest osobą jak najbardziej uprawnioną do oceny sytuacji. Gdy przejmował piłkę, od razu musiał liczyć się z mocnym pressingiem ze strony rywala. – Byliśmy przygotowani na agresywną grę Kolumbijczyków, zwłaszcza po stracie piłki. Wszyscy widzieliśmy, że robili wszystko, by jak najszybciej ją odzyskać, atakowali nawet we czterech. Nie mogliśmy wykorzystać wolnych stref – zauważa piłkarz reprezentacji Polski. Makowski zaznaczył również, że nie czuje, by Kolumbijczycy odstawali na plus od biało-czerwonych pod względem fizycznym. – Nie wydaje mi się, byśmy przegrywali pod względem fizycznym. Ogromną zaletą była szybkość skrzydłowych, a także napastnika. Kolumbijczycy szybko wychodzili z kontratakami i w ten sposób strzelili nam dwa gole – tłumaczył.
I rzeczywiście, choć podopieczni Jacka Magiery dłużej utrzymywali się przy piłce, to nasi rywale byli skuteczniejsi. Polacy wypracowali wskaźnik posiadania piłki na poziomie 52%, a średni czas utrzymywania się w jej posiadaniu wyniósł 16 sekund (przy 15 Kolumbijczyków). Kluczowe były natomiast miejsca straty piłki przez naszą reprezentację. Na własnej połowie Polacy stracili futbolówkę 11 razy na 56 ogólnych strat, co daje niemal 20% całości. Na połowie rywala odzyskali ją natomiast siedmiokrotnie, co dało 12% ogólnej liczby odbiorów. Okazało się, że to zbyt mało. Kolumbijczycy przejmowali piłkę w strefach, z których mogli stworzyć realne zagrożenie pod bramką Radosława Majeckiego. W grze Polaków tego brakowało, stąd zaledwie trzy strzały oddane na bramkę strzeżoną przez Kevina Miera, w tym tylko jeden celny. Choć wydawać by się mogło, że biało-czerwoni często popełniają błędy przy podaniach, wypracowali w tym aspekcie lepszy wskaźnik niż rywale – podawali piłkę celnie w 84% przypadków, podczas gdy Kolumbijczycy byli dokładni w 80 procentach. Problemem okazało się jednak wejście w pole karne – tych Polacy zaliczyli tylko jedno, podczas gdy rywale aż 15.
Pracy i walki w drużynie Jacka Magiery na pewno nie brakowało. Tomasz Makowski pokusił się o stwierdzenie, że ten mecz przypominał mu potyczki toczone w ekstraklasie. – Poziom intensywności meczu na poziomie reprezentacji Polski do lat 20 i w ekstraklasie jest porównywalny – powiedział. Zgodził się z nim trener przygotowania fizycznego naszej reprezentacji, Sebastian Krzepota. – Istnieje kilka wskaźników, które się mierzy i które pokazują, na jakim poziomie piłkarz pracuje. Na przykładzie Tomka Makowskiego możemy przytoczyć takie dane, że na największym wysiłku energetycznym przebiegł 3300 metrów. Większy dystans osiągnął tylko Bartek Slisz, 3600 metrów. To pokazuje, że jak na defensywnych pomocników byli bardzo zaangażowani. Takie dane osiąga się w ekstraklasie – ocenił.
A skoro przy Sliszu jesteśmy, warto podkreślić, jak ogromną, choć dla kibiców być może niezauważalną, pracę wykonał. Wygrał 11 z 14 pojedynków bezpośrednich z Kolumbijczykami, co daje kapitalny wręcz wskaźnik na poziomie 79%. Zanotował też największą liczbę celnych podań (92%) i uczestniczył w największej liczbie ataków (119, nie notując żadnego błędu w 108 z nich). Aby docenić ten rezultat, trzeba też wziąć pod uwagę boiskową pozycję i zadania Slisza. Jako defensywny pomocnik dbał o to, by Kolumbijczykom w środku pola brakowało swobody, a także asekurował środkowych obrońców w momencie, gdy podłączali się do akcji ofensywnych. Stanowił więc łącznik między stoperami, którzy mogli dzięki temu wyprowadzać piłkę. Wykonywał „czarną robotę”, tak często niezauważaną. Wygrał wszystkie pojedynki w powietrzu, dziesięć z dwunastu w obronie (zdecydowanie najwięcej w całym zespole, aż 83%!), a na sześć prób odbioru wszystkie zakończył powodzeniem (na połowie rywala odzyskał piłkę czterokrotnie).
Innym aspektem, o którym mówił też trener Jacek Magiera, było zgranie zespołu. – Kolumbijczycy byli pod tym względem zdecydowanie lepsi, tego nie da się oszukać. Rozegrali dziś piętnaste spotkanie w tym roku, a dla nas był to mecz numer trzy. To było bardzo widoczne, Kolumbijczycy lepiej rozumieli się na boisku, mieli wypracowane schematy, które bardzo dobrze realizowali. Nie zaskoczyli nas swoimi akcjami, dwie bramki straciliśmy po naszych indywidualnych błędach. Nasz rywal był dziś lepszy i nie zamierzam nikogo przekonywać, że było inaczej – zaznaczył sternik kadry. To, że czasu było bardzo mało, przyznał też Tomasz Makowski. – Mówiąc otwarcie, wolałbym przystępować do tego turnieju po dwutygodniowym okresie przygotowawczym. Wiadomo, że wtedy również pozostalibyśmy w rytmie meczowym, bo na pewno rozegralibyśmy mecze kontrolne – powiedział. – Kolumbijczycy funkcjonowali w czwartek jako jedność. Czasu było mało, ale to nas nie usprawiedliwia. Chcemy grać lepiej i mam nadzieję, że tak będzie – dodał kapitan zespołu, Tymoteusz Puchacz.
Choć pierwszy mecz znacznie skomplikował sytuację w grupie zespołu Jacka Magiery, trener podkreśla, że nic nie jest stracone. – Znam tych chłopaków i wierzę, że się podniosą. Nie spuścimy głów. Dla nich to też cenne doświadczenie. Pamiętajmy, że to młodzi zawodnicy, którzy dopiero wchodzą w piłkę na zawodowym poziomie. Jeszcze niejednokrotnie przegrają, więc dziś zobaczymy, kto poradzi sobie mentalnie z tą sytuacją i może być piłkarzem na wysokim poziomie. Turniej cały czas trwa, mamy realne szanse na wyjście z grupy. Jestem zły, wręcz wściekły ze względu na wynik, ale liczy się przede wszystkim rozwój. Jeśli piłkarze wyciągną wnioski i wejdą na wyższy poziom, będziemy mogli mówić o wygranej tego zespołu. Nie skreślajmy tych zawodników, dajmy im szansę na rehabilitację. Liczę, że nadal będziemy mieli wsparcie ze strony kibiców. Jest nam ono bardzo potrzebne. Wspólnie możemy osiągnąć cel – powiedział. A najbliższym celem biało-czerwonych jest zwycięstwo nad Tahiti. Polacy z rywalem z Oceanii zmierzą się 26 maja o 20:30 w Łodzi.
Emil Kopański