Aktualności
„Nie chcę mieć forów tylko dlatego, że jestem kobietą”
Rozpoczęła Pani dwutygodniowy staż w Benfice Lizbona. Jakie są pierwsze wrażenia?
Mam okazję przyglądać się treningom wszystkich grup wiekowych w akademii, od U-14 do U-19. Oprócz tego mamy wykłady teoretyczne, które są niesamowicie ciekawe. Wczoraj na przykład dyskutowaliśmy o modelu gry. U nas często mówi się, że w tych najmłodszych rocznikach wynik jest sprawą drugorzędną, a ich filozofia brzmi: „rozwijaj się po to, żeby wygrywać”, czyli dążenie do zwycięstwa jest zawsze celem nadrzędnym.
Różnice w porównaniu do Polski mocno „biją po oczach”?
Nie będę oryginalna jak powiem, że różnica jest ogromna. Wszystko, co tutaj jest standardem, to w Polsce niestety wciąż pozostaje sferą marzeń. Zaczynając od bazy, poprzez organizację i strukturę aż po kulturę gry. Oczywiście w piłce męskiej, bo kobiecej nie ma co porównywać. Ale to, co mnie najbardziej zaskoczyło to niesamowicie profesjonalne podejście nawet już czternastolatków. Kiedy zaczynają się zajęcia trener mówi o tym, jak będą przebiegały i do końca treningu każdy wie, co ma robić i robi to z pełnym zaangażowaniem. Przed treningiem jest czas na wygłupy, ale kiedy tylko pierwszy trener wejdzie na boisko, to kości zaczynają trzeszczeć.
Bardzo dużą uwagę przykładają też do rozwoju indywidualnego dzieciaków. Nie ma tak jak u nas, że piłkarz w ośrodku ma czas na tzw. naukę własną, ale w praktyce nikt nie pilnuje, co robi, a tutaj wszyscy mają organizowane zajęcia grupowe z nauczycielami. To się wydaje takie standardowe, że mają bazę, system szkolenia, a jednak sposób wychowania mimo tak ogromnej rywalizacji, powoduje, że te dzieciaki później się wybijają.
Pierwsza drużyna Benfiki to też inny świat?
Pierwsza drużyna jest do tego stopnia święta, że nawet nie wolno na nich patrzeć. Chłopcy, którzy mieszkają w pokojach z oknami na boisko pierwszego zespołu, to podczas ich treningu muszą mieć zasłonięte rolety! Nikt nie powie złego słowa o sposobie funkcjonowania najważniejszej drużyny, czy trenerze. W Polsce nie wyczuje się już takiego respektu młodych zawodników, czy trenerów do członków pierwszego zespołu. Ciekawe jest też to, że chociaż szkolenie w całej akademii oparte jest na systemie gry 4-3-3, to pierwszy zespół jest na tyle niezależny, że akurat gra systemem 4-4-2.
To nie pierwszy Pani staż. Ale czy podglądanie męskich klubów może pomóc w pracy z piłką kobiecą?
Miałam przyjemność już wcześniej przyglądać się szkoleniu w Szkocji oraz w Niemczech, ostatnio byłam też na stażu u trenera Skorży w Lechu Poznań. Niestety, łatwiej jest przyglądać się pracy klubów męskich niż kobiecych. Chociaż w przyszłym tygodniu wybieram się w odwiedziny do kilku kobiecych zespołów z Lizbony i okolic. W Benfice nie ma sekcji kobiecej. Niestety, to jest trochę przykre, że klub z tak rozbudowaną akademią nie chce angażować się w szkolenie dziewczynek. Co prawda w tych najmłodszych kategoriach wiekowych są grupy żeńskie, ale są to grupy typowo komercyjne, czyli takie, w których za treningi rodzice muszą płacić. Po 13. roku życia nie ma już szans, żeby jakaś dziewczynka zabierała chłopcu miejsce w akademii. A samodzielne kobiece kluby w Portugalii działają na podobnych zasadach, jak w Polsce, a może nawet jeszcze gorszych. Mają jednak o tyle dobrze, że bliskość Hiszpanii powoduje, że najlepsze zawodniczki mogą tam się rozwijać.
Dlaczego męskie, wielkie kluby tak bardzo stronią od wzięcia w struktury drużyn kobiecych?
To jest trochę przykre, ale dopóki kluby nie zauważą interesu finansowego w szkoleniu dziewczynek, dopóty nie będą tego robić. Piłka nożna to dziś ogromny biznes i gwoli prawdy trudno się temu dziwić. Chociaż z drugiej strony, nie rozmawiamy o wielkich pieniądzach. Roczny koszt funkcjonowania kobiecej drużyny w akademii to pieniądze rzędu 50 tysięcy złotych. Dla dużych klubów, nawet w Polsce, to nie jest bariera nie do przeskoczenia. Niestety, coś co – mówiąc brzydko – nie sprzedaje się, jest niezauważalne, ale to nie oznacza, że tak musi być. W Anglii kiedyś też tak było, ale powstał wymóg i dziś mamy Arsenal Ladies, Liverpool Ladies, Chelsea Ladies itd. A co to za koszt dla całego klubu? Korzyść dla klubu to nie tylko pieniądze. Dziś na towarzyski mecz kobiecej reprezentacji Anglii na Wembley potrafi przyjść więcej kibiców niż na mecz drużyny Roya Hodgsona. Okazuje się, że można to połączyć.
W piłce kobiecej pracuje się inaczej? Czy to jest w ogóle różnica dla piłkarek, czy trenerem jest kobieta, czy mężczyzna?
Z kobietami trzeba umieć pracować. My inaczej czujemy, inaczej myślimy i inaczej coś robimy. Znajomość kobiety oczywiście ułatwia mi pracę, ale też nie możemy powiedzieć, że my kobiety inaczej nauczamy, bo przecież nie nauczę piłkarki inaczej przyjmować piłki. Nie chcę, żeby to zabrzmiało za bardzo feministycznie, ale uważam, że w piłce męskiej jest na tyle dużo mężczyzn, że w piłce kobiecej powinno się dawać więcej szans kobietom. Nie oszukujmy się, kobieta nie zrobi kariery w piłce męskiej, a jest wiele kobiet, które kochają piłkę i mogłyby realizować się właśnie w żeńskim futbolu. Mężczyźni traktują zawód trenera trochę inaczej. Nie do końca się utożsamiają z danym miejscem pracy, bo dziś są tutaj, a jutro są tam. My kobiety jesteśmy idealistkami i niestety zbyt mocno się angażujemy. Silvia Neid, Pia Sundhage czy Hope Powell są ikonami kobiecej piłki, ale to dlatego, że poświęciły jej całe życie.
Czyli rozumiem, że nie ma Pani aspiracji, żeby kiedyś prowadzić męską reprezentację Polski?
Ja nawet nie chcę pracować w piłce męskiej. Specyfika pracy z mężczyznami jest zupełnie inna. Oni nawet zupełnie z czegoś innego się śmieją, mają zupełnie inne żarty. Ja nie mam takich ambicji. Obserwuje męską piłkę tylko dlatego, żeby móc rozwijać piłkę żeńską.
Można powiedzieć, że jest Pani pionierką kobiet w poważnym futbolu, dlatego, że jako pierwsza kobieta została Pani absolwentką nowej Szkoły Trenerów PZPN w Białej Podlaskiej. To przełom?
Tak, to jest przełom. Przykład idzie jednak z góry. Mamy to szczęście w piłce kobiecej, że jest prezes Andrzej Padewski, któremu bardzo zależało, żeby kobiety zaczynały coś znaczyć w futbolu. Same byśmy do tego nie doprowadziły, a dziś szkoła trenerów PZPN jest już otwarta na panie. Akurat teraz na kursie jest moja asystentka z reprezentacji U-17 Patrycja Jankowska oraz trenerka ekstraligowej Olimpii Szczecin Natalia Niewolna. Oczywiście, proporcje nigdy nie będą równe, bo nie o to w tym chodzi.
Jaka była reakcja innych kursantów na Pani obecność?
Oczywiście, były osoby, które zdziwiły się obecnością kobiety, ale nie odczułam nawet najmniejszej dyskryminacji z tego tytułu. Później nawet okazało się, że każdy z 32 kolegów trenerów z kursu doskonale znał piłkę kobiecą. Jeden kiedyś prowadził jakąś drużynę, drugi w ogóle rozpoczynał pracę trenera od żeńskiej piłki, a dziś prowadzi zespół w Centralnej Lidze Juniorów. A miałam okazję kończyć kurs z dużymi nazwiskami tj. Marek Mierzwa z Kielc, czy Michał Zioło z Borussii Dortmund. Wszyscy się pozytywnie wypowiadali o piłce kobiecej, nawet Robert Warzycha przyznał, że jego córka grała w Stanach Zjednoczonych. Wolałabym być nawet trochę ostrzej potraktowana przez kolegów, bo nie chcę mieć „forów” tylko dlatego, że jestem kobietą. Albo się znam i nadaję, albo nie.
Trener Jacek Zieliński, który szkolił kobiety na kursach UEFA B powiedział, że „w piłce nożnej jest jak najbardziej miejsce dla kobiet trenerek, obawiam się tylko, czy będą one w stanie sprostać specyfice zawodu, czyli ciągłym życiem na walizkach”. Pani jako młoda mama ma prawo się wypowiedzieć. Jest ciężko?
Trener Zieliński ma niestety w pełni rację, bo od roli społecznej kobiety nigdy nie uciekniemy. Do tego pieniądze, które zarabiamy też trzeba podzielić przez cztery w porównaniu do trenerów. Ja nie ukrywam, że jest bardzo ciężko i bez pomocy męża oraz mojej mamy, która już nie pracuje, nie byłabym w stanie tego pogodzić. Dzięki nim mogę pracować, rozwijać swoją pasję i jeszcze cały czas się uczyć. Nie mam złudzeń, bez nich byłoby to niemożliwe.
Syn, który ma mamę trenerkę reprezentacji i ojca legendę Lecha Poznań chyba jest z góry skazany na futbol?
Nie będę go zmuszać, ale postaram się zainspirować, bo piłka nożna w tych młodych latach, to doskonały sposób na rozwój. Powiem drastycznie. Na początku na pewno będzie musiał uprawiać jakiś sport, a czy później będzie chciał to już jego sprawa.
Wracając do piłki kobiecej. Jaka jest Pani diagnoza, co powoduje, że tak trudno gonić nam światową czołówkę? Czego nam brakuje?
Nasz największy problem wynika z organizacji. Większość kobiecych klubów ma mocno ograniczone możliwości. Często ograniczają się tylko do tego, co muszą robić, nie mogąc zwracać uwagi na jakość tego co robią. Jak słyszę, że niektóre zawodniczki mają zimą dwa i pół miesiąca przerwy, w znaczeniu, że przez ten czas NIC nie robią, to chwytam się za głowę! Rozmawiam, staram się tłumaczyć, ale nie zawsze dociera. Jeśli klub nie ma możliwości w tym czasie organizować treningów, to zawodniczka, która chce coś osiągnąć musi mieć większą samoświadomość. Talent to jedynie 10 procent sukcesu, reszta to ciężka praca i uśmiech losu. Zawsze powtarzam moim zawodniczkom: dziś jesteś najlepsza, jutro dobra, a pojutrze już tylko przeciętna, albo nawet zwyczajnie słaba.
A nie jest trochę tak, że nasza mentalność hoduje minimalizm? Ostatnio wiadro pomyj wylano na głowę Ewy Pajor, że ma ambicje by grać w takim klubie, jak VfL Wolfsburg. Założono z góry, że na pewno nie wstanie z ławki rezerwowych i nic z tego nie będzie. To nie dodaje otuchy, by spróbować zrobić coś, czego w Polsce jeszcze nikt nie osiągnął.
Ja to widzę inaczej. Najlepszy trener na świecie Ralf Kellerman chce sięgnąć po zawodniczkę z największym potencjałem z myślą o przyszłości, a nie tym, co jest tu i teraz. Chcą się z nią związać na lata i dać jej szansę rozwinięcia swojego potencjału, ale uprzednio ją do tego przygotowując. Czyli dając czas na przestawienie się na inny trening, inny poziom rywalizacji, czy choćby oswojenie z ogromną presją. To wielki klub, który akurat bazuje na takiej filozofii wprowadzania zawodniczek. Nie ściąga wielkich gwiazd od razu gotowych do rywalizacji, a szlifuje diamenty. I ma na tym polu duże sukcesy.
Nie zapominajmy, że jeśli dojdzie do tego transferu, to Polska nie odda wielkiej gwiazdy, tylko wielki talent! Który niestety przekracza możliwości polskiej ligi. Ewa miała w Koninie świetne warunki do rozwoju. Medyk ma doskonałe struktury i akurat Ewa miała to szczęście, że mogła przejść przez wszystkie szczeble rozwoju krok, po kroku, bez zbędnej presji, tak jak to powinno wyglądać. Tak naprawdę jej potencjał „wystrzelił” dopiero w wieku 16 lat. Wcześniej trenerzy pytali mnie na różnych turniejach: „i to ma być ten wielki talent”? Odpowiadałam: „Tak, to ten wielki talent”. Uważam, że Ewa wciąż ma ogromne rezerwy, ale tylko od niej zależy, czy je wykorzysta. Ważne jest to, że ma świadomość, chce się rozwijać i chce być najlepsza.
My nie mamy w Polsce słabych piłkarek w wieku 14-16 lat. Mniej więcej do tego wieku mamy w Polsce tyle samo talentów, co choćby w Holandii. Niestety, za ilością musi pójść jakość. I nad tym wszyscy musimy pracować.
Rozmawiała Hanna Urbaniak
TAGI: Nina Patalon, Reprezentacja Polski kobiet, Ewa Pajor,