Aktualności

[NA PARKIECIE] Zespół „dziwolągów” zaskoczył Europę

Reprezentacja27.09.2019 
Biało-czerwoni po mistrzostwach Europy U-19 w Rydze mogą być z siebie dumni. W półfinale przegrali z późniejszym triumfatorem, Hiszpanią. Satysfakcja z dobrze wykonanej roboty umyka jednak wobec świadomości, że coś się kończy... – W takim składzie nigdy więcej już się nie spotkamy – przyznawali po ostatnim meczu zawodnicy, na których wynik pracowało niemałe grono osób.

Po przegranym półfinale z Hiszpanią większość naszych graczy z płaczem opuszczała parkiet. Ci bardziej wytrzymali z trudem powstrzymywali łzy. – Trudno rozmawiać – mówili. I chyba równie mocno co porażka, w tym momencie bolał ich fakt, że kończy się bardzo fajna przygoda w koszulce z orzełkiem na piersi.

Dwie dyscypliny, jedna drużyna

Kilku zawodników po meczu z Hiszpanią płakało jak po stracie bliskich. Kadra U-19, mimo że z pozoru przypominała mieszankę ognia i wody, osiągnęła sukces. Już awans na historyczne mistrzostwa Europy wydawał się poza zasięgiem tej ekipy. Start w finałach miał zakończyć się klęską, a Polska doszła do półfinału, gdzie przegrała z późniejszym triumfatorem. Tego przegranego meczu też nie musi się wstydzić. – To wielka zasługa wszystkich, którzy byli z nami. Trenera Łukasza Żebrowskiego, jego całego sztabu. Szkoleniowiec w nas uwierzył, ale także wiele rzeczy pod nas dopasowywał i miał na nas pomysł. Kierownicy, fizjoterapeuci, lekarze. Bez nich tej drużyny by nie było – mówił Mateusz Prokop, ale pod tymi słowami podpisałby się zapewne każdy reprezentant.

Trzeba wiedzieć, że nasza kadra składała się z przedstawicieli... dwóch dyscyplin: futsalu i piłki nożnej. – U nas taka sytuacja nie miała miejsca, są tylko futsaliści – mówi koordynator młodzieżowej reprezentacji Portugalii, trener Jorge Braz. W Polsce takiego komfortu jeszcze nie ma. – Tymi dobrymi wynikami, awansem na mistrzostwa Europy, ewentualnym sukcesem na tym turnieju, chcemy jak najwięcej chłopaków przekonać do gry w hali – mówił jeszcze przed turniejem trener Łukasz Żebrowski, który właśnie popularyzację futsalu nakreślał jako jeden ze swoich celów na prace z młodzieżą.



Kilku chłopaków podczas kilkunastomiesięcznej pracy z reprezentacją złapało futsalowego bakcyla, do tego grona należą chociażby Bartek Borowik i Konrad Jakiełek. Akcentów piłkarskich w naszej kadrze też jednak nie brakowało. Dwóch z czternastu kadrowiczów gra w klubach trzecioligowych. Tomasz Palonek w Podhalu Nowy Targ, a Mateusz Prokop w Wisłoce Dębica. Kluby te nie puściły ich na letnie zgrupowanie, gdyż nie było w terminie UEFA, a sezon piłkarski był już w pełni. Kilku następnych również chce spróbować swoich sił na boiskach piłkarskich. – Być może jednak jeszcze kiedyś wrócą na parkiet – nie tracą nadziei w sztabie reprezentacji.

– Skupiam się już teraz wyłącznie na piłce, podpisując umowę z Wisłoką klub wiedział, że są mistrzostwa Europy, uzyskałem zgodę na ten wyjazd. Dalszych pozwoleń i gry w hali raczej już jednak nie ma. Nie zamykam sobie jednak drogi na parkiet. Może kiedyś wrócę – tłumaczył piłkarz trzecioligowej Wisłoki. W opinii selekcjonerów jest on jednym z tych, którzy mieliby największą przyszłość na parkiecie.

Na czas eliminacji, zgrupowań czy mistrzostw Europy, o różnicach i planach sportowych na przyszłość wszyscy jednak zapominali, stanowiąc jedną drużynę. – Będąc na tak dużej imprezie, nie da się myśleć o czymś innym. Tutaj każdy skupia się na turnieju. Klubem każdy będzie żył po powrocie do kraju – tłumaczył Dawid Grubalski, analityk w sztabie trenera Łukasza Żebrowskiego.



Najlepiej słowa te potwierdzał obrazek z meczu naszej grupy Rosja – Portugalia. W końcowych minutach, gdy ważyły się losy spotkania, a tym samym szanse naszego wyjścia z grupy, wszyscy przeżywali to równie mocno. – Każdy wybiera własną drogę, szanujemy to wzajemnie, ale również walczymy o wspólny cel. Takie są nasze realia, zdajemy sobie z tego sprawę – słowa Krzysztofa Iwanka, bramkarza który trzy-cztery lata temu postawił na futsal, pokazują dużą dojrzałość, ale i charakter całej drużyny.

My mocni, oni słabi

Na charakter i atmosferę w naszej młodzieżówce wpływ mieli wszyscy. Hasłem, które narodziło się tuż przed wylotem do Rygi, było: „my mocni, oni słabi”. Tak jakby na podreperowanie wiary w siebie. Przypominał o tym przed każdym wyjazdem na mecz lekarz zespołu, ale i inni w sferze mentalnej dorzucali swoje pięć groszy. – Ja wychodzę z autobusu ostatni – powiedział kapitan drużyny Mateusz Matlęga, gdy niżej podpisany chciał go przepuścić przy wyjściu z autokaru. Przesąd chyba również pomagał, bo to przecież grupowi rywale byli wyżej notowani. Ale to nie oznacza od razu zwycięstwa. – Inni mają zawodników, my mamy kolektyw – mówił o sile naszej drużyny Paweł Lisiński.



Inni w kadrze o naszych atutach mówili jeszcze bardziej dosadnie. – Jesteśmy drużyną dziwolągów. Nawet bramkarz musi strzelać dla nas gole – żartowali po pierwszym meczu z Rosją nasi kadrowicze. Podczas całego zgrupowania w Pruszkowie, jak i w trakcie finałów ME, z zespołem był obecny selekcjoner pierwszej reprezentacji, Błażej Korczyński. – To nie jest wybitna reprezentacja, może nawet wcześniejsze roczniki były lepsze. Ale dzięki temu, że ten zespół ma świadomość swoich niedoskonałości, wie co jest jego atutem, a gdzie ma problemy i jak należy grać, w ten sposób może wiele zyskać – prorokował trochę w swoim stylu Korczyński, który był koordynatorem naszej reprezentacji.

To zresztą coraz częściej powielany schemat w futsalu, że trener pierwszej reprezentacji koordynuje jednocześnie młodzieżówki. Przy okazji mistrzostw Europy U-19 w Rydze dało się zauważyć chociażby cytowanego wcześniej Jorge Braza z Portugalii czy Jose Venancio Lopeza, trenera futsalowej  reprezentacji Hiszpanii. „Blażej, how are you?” – najczęściej witali się z selekcjonerem naszej reprezentacji. Z każdym występem Polski na ME obecność każdego przedstawiciela naszej reprezentacji była jednak coraz mocniej zauważalna. – Jesteście naprawdę dobrą drużyną, macie ciekawy pomysł na grę – takie pochwały ze strony rywali czy też UEFA, nawet jeżeli były tylko kurtuazją, nasiliły się chociażby w stosunku do poprzednich lat.

Na takie słowa wszyscy w reprezentacji pracowali. Począwszy od pierwszego trenera, skończywszy na kierowniku zespołu, lekarzu, fizjoterapeutach i pracownikach administracyjnych. – Bez nich tej drużyny by nie było, każdy dołożył cegiełkę do naszego wyniku. To praca wszystkich ludzi, którzy zwracają uwagę na detale – mówi Matlęga.

Na detale zwracał uwagę selekcjoner Łukasz Żebrowski, którego dzień pracy zaczynał się bardzo wcześnie rano, a kończył w nocy. – Już nie umiem na was patrzeć – żartobliwie rzucał do swoich sztabowców w trakcie posiłków, które w niektórych dniach wydawały się być jedynymi chwilami luzu. Dbał o to również w stosunku do swoich zawodników. – Pamiętajmy, dlaczego tu jesteśmy. Mamy się cieszyć spotkaniami, dla nas to wielka szansa, będą nas wszyscy oglądać. Nie mamy gwarancji wyniku, ale damy maksimum – mówił do zawodników przed meczami Żebrowski, któremu po ostatnim spotkaniu w sztabie zmieniono imię na... Krzysztof, od popularnego już filmiku „Krzysiu, gdzie ty jesteś”.



Młodość ma swoje prawa

Praca z reprezentacją U-19 to nie był jednak czas sielanki. Czasem trzeba było być psychologiem, czasem nauczycielem. Cierpliwość przydawała się wyjątkowo często. – Przecież analiza była zaplanowana na 13:50 – mówi trener Łukasz Błaszczyk, opiekun bramkarzy do swoich spóźnionych golkiperów. – Myśleliśmy początkowo, że godzinę później – odpowiedzieli zziajani bramkarze, wpadając do pokoju trenera. – Ja się spóźniłem, gdyż nie przeczytałem informacji na grupie na Whatsappie – usprawiedliwiał się kolejny.

Tak, cierpliwość się przydawała. Na szczęście Błaszczyk jest nauczycielem, młodzież – i jej prawa – nie są mu obce. – Przebywam na co dzień z młodymi chłopakami. Czasem słownictwo, ich sposób bycia, może zaskakiwać. Ale przyzwyczaiłem się. Nie wiem, jaka przyszłość niektórych młodych czeka, ale wiem, że wszyscy dzisiaj chcą być Youtuberami – dodaje z uśmiechem cały czas czynny bramkarz futsalowy w Red Dragons Pniewy.

Mrówczą pracę wykonywał także Dawid Grubalski. Nazwisko nieprzypadkowe, to starszy brat reprezentanta Polski w futsalu, Sebastiana. Na co dzień trener Constractu Lubawa, w reprezentacji Polski skupiał się przede wszystkim na analizie rywali. Gdy rywal pojawiał się w jadalni, Grubalski momentalnie odrywał się od jedzenia. – Nie znam osobiście tych zawodników, ale każdego kojarzę po numerkach. Trochę się w ostatnim czasie poznaliśmy, chociaż oni o tym nie wiedzą – uśmiecha się młody szkoleniowiec.

Przygotowanie jednego meczu do analizy zajmowało mu średnio 90 minut. – W trakcie turnieju z każdym kolejnym meczem materiału przybywało. W trakcie eliminacji przed ostatnim spotkaniem z Francją mieliśmy do analizy swoje mecze, jak i rywala. Był u Francuzów groźny pivot. Przygotowaliśmy się do niego, bramki nam nie strzelił – mówi Grubalski, który podobną „działką” zajmuje się również w klubie. – W klubie też przygotowujemy analizy, chociaż oczywiście nie na taką skalę, gdyż nie mamy takich możliwości. Ale młodzi mają to do siebie, że… wszystko chłoną. Zdecydowanie z nimi łatwiej się pracuje na analizach. Starsi jakby w to wątpili – zauważa młody, bo zaledwie 27-letni trener.

Jak sam podkreśla, Dawid do piłki nie miał talentu, więc szybko postawił na trenerkę. Teraz pod jego okiem dojrzewa talent młodszego brata, Sebastiana, już reprezentanta Polski, który miał oferty z klubów piłkarskich, czy to z Pogoni Siedlce, czy Arki Gdynia. – To była świadoma decyzja Sebastiana o wyborze hali. Staram się z nim dużo rozmawiać, ale było też kilka momentów, gdy musiałem mu przemówić do rozumu. Teraz chyba już ma najgorsze za sobą – dodaje starszy z Grubalskich, który obecnie jako jedyny reprezentuje biało-czerwone barwy. Sebastian doznał bowiem kontuzji barku, w eliminacjach mistrzostw świata na pewno udziału nie weźmie.

Dla wszystkich sztabowców z naszej kadry udział w mistrzostwach Europy to ogromne przeżycie i doświadczenie. – Mogę się uczyć od selekcjonerów. Dwa tygodnie na Łotwie plus kolejne zgrupowania, tego nie da żaden kurs – podsumowuje Grubalski, którego największa praca rozpoczyna się zaraz po zakończonym meczu. Podobnie traktuje zdobyte doświadczenie Artur Gadzicki, asystent trenera Żebrowskiego, w niedalekiej przeszłości związany z Akademikami z Lublina. – To bardzo cenna nauka, zarówno od strony trenerskiej, jak i też psychologicznej – przyznaje.

Nagrodą dla wszystkich związanych z reprezentacją młodzieżową, prócz konkretnego wyniku, jest także zainteresowanie ze strony zagranicznych rywali. Biało-czerwoni na koniec mistrzostw Europy otrzymali już pierwsze zapytania i zaproszenia od zagranicznych federacji na mecze towarzyskie, czy to z Francji, czy Portugalii. – Najpierw musimy jednak stworzyć kolejny zespół dziwolągów – wzdychają na koniec trenerzy.

Tadeusz Danisz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności