Aktualności
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego
Czas na kolejny odcinek cyklu „Moje najważniejsze 90 minut”. Tym razem Łączy Nas Piłka wzięła pod lupę człowieka, o którym w tym tygodniu mówi cała Polska. Nie tylko ta piłkarska. Chodzi oczywiście o Jana Tomaszewskiego, 63-krotnego reprezentanta kraju, jednego z najwybitniejszych bramkarzy w historii naszego futbolu.
17 października 1973 roku. Wembley. Reprezentacja Polski gra mecz eliminacji mistrzostw świata z Anglią. Wyspiarze muszą wygrać za wszelką cenę. Prowokują biało-czerwonych. Nazwany przed spotkaniem przez angielskiego trenera Briana Clough „clownem” Jan Tomaszewski broni jednak bardzo skutecznie, momentami wyprawia cuda, przepuszcza tylko jeden strzał oddany przez Allana Clarke’a z rzutu karnego. Dzięki swojemu występowi zdobywa duży szacunek wśród angielskich kibiców i zyskuje przydomek bohatera z Wembley, a także człowieka, który zatrzymał Anglię.
– Rozegrałem wiele meczów w reprezentacji, ale nie ma co ukrywać, że właśnie ten na Wembley, to było „Moje najważniejsze 90 minut” w drużynie narodowej. Nie dlatego, że zostałem tam nazwany człowiekiem, który zatrzymał Anglię. A dlatego, że wiedziałem, że za mną, w bramce, stoi czterech lub nawet pięciu naszych zawodników. Starałem się obronić tyle strzałów, ile mogłem, ale kiedy wychodziłem z bramki i popełniałem błędy, wiedziałem, że mogę liczyć na kolegów, którzy nie pozwolą piłce wpaść do siatki. Wtedy narodziła się prawdziwa drużyna, która awansowała na mistrzostwa świata w RFN i rozegrała fantastyczny turniej, zajęła trzecie miejsce. Na Wembley pojechaliśmy jako brzydkie kaczątka, a wrócili jako piękne łabędzie – uśmiecha się Jan Tomaszewski.
– To spotkanie porównałbym do historycznego meczu z Niemcami. Wojtek Szczęsny obronił w nim 29 strzałów, co mu trzeba oddać. Spisał się naprawdę wybornie! Świetnie w defensywie zagrał też jednak cały zespół. Od Glika do Milika. Wszyscy zasuwali dla wspólnego celu, wspólnego sukcesu. Nasi zawodnicy z pola zatrzymali kolejne 29 strzałów. Nie wiem, czy Wojtek by je obronił. Nie musiał. Bo powstał światowej klasy zespół. Jak wtedy, na Wembley. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – uważa legendarny bramkarz reprezentacji Polski.
Paweł Drażba