Aktualności
Ze skromnego orlika na włoskie salony piłkarskie. Droga Jakuba Iskry
Pierwsze skojarzenie, które nasuwa się naszym rozmówcom na myśl o młodym debiutancie z Serie A, to motoryka. – Mógł biegać i biegać. Pod tym względem wyróżniał się na tle kolegów, ale był również lepszy od starszych graczy – mówi pierwszy trener Iskry, Robert Wilk, który prowadził go w GUKS Widuchowa. – Był też jednak niezły technicznie, zdobywał dużo bramek – dodaje.
Okno na świat
Dobre wyniki biegowe pozwalały mu spełniać się w lekkoatletyce. W dzieciństwie na półce z pucharami więcej trofeów miał za wyniki w trójboju lekkoatletycznym, aniżeli za grę na zielonej murawie. Na boisku jednak także sobie radził. – Sprawny, zwinny, a jak przychodził okres zimowy i graliśmy mecze w hali, to sam potrafił je wygrywać – mówi Bogdan Kosmalski, w przeszłości prezes GUKS Widuchowa.
Kolosalne znaczenie miało otoczenie, z którego Jakub się wywodzi. – Wie pan, ile tu było takich, którzy dobrze się zapowiadali? – pyta z uśmiechem Kosmalski. By odszukać jakikolwiek związek tej gminy z seniorską piłką, trzeba sięgnąć do Konrada Korczyńskiego, który kilka lat temu podczas ligowego meczu Ruchu Chorzów z Lechem Poznań... zasiadł na ławce rezerwowych.
Okolica właściwie „zmusza” do sportu. Rynica, wieś z której pochodzi Iskra, zamieszkiwana jest przez niespełna 200 osób. Niszczejąca zabudowa wiejska, stary asfalt, jeden kościół... – Teraz to nie ma nawet sklepu u nas, o komunikacji nie wspominam – dodaje Kosmalski. No i jeszcze plac do gry w centrum wsi. – Najważniejsza jest jednak droga – dodaje. W tym wypadku chodzi dosłownie o trasę. Droga Krajowa 31 Szczecin – Kostrzyn, do której są dwa kilometry, jest ona niemal oknem na świat.
Dla młodego piłkarza prawdziwym oknem na świat był jednak orlik. Cztery kilometry, które trzeba było pokonać, by pograć w piłkę były najszybciej pokonywanym dystansem. Starszy brat, koledzy. Nawet gdyby się chciało spędzać w inny sposób wolny czas, to okazji za bardzo nie było.
Kadra last minute
Nic więc dziwnego, że Iskra szybko chciał się stamtąd wyrwać. Jako nastolatek reprezentował barwy UKS Energetyka Junior Gryfino, Orlik Trzcińsko-Zdrój i Hetman Grzybno. W tym ostatnim klubie na warunki nikt początkowo nie mógł narzekać, grał w seniorskim zespole nawet Łukasz Kosakiewicz, ale młodemu nie pasowało, że za mało w tym wszystkim było profesjonalizmu i stawiania na piłkę. – Gdyby tam został, pewnie traciłby czas – słyszymy.
– Widać, że w tym czasie poszukiwał swojej drogi, lepszego klubu – wspomina Robert Wilk. Czas w tych klubach nie został jednak całkowicie zmarnowany. To prezes Hetmana Grzybno zwrócił uwagę na młodego chłopaka, co zaowocowała jego powołaniem do reprezentacji wojewódzkiej rocznika 2002. – Wskoczył do kadry niemal w ostatniej chwili. Wcześniej nie miałem możliwości go widzieć – mówi ówczesny trener kadry zachodniopomorskiego, Tomasz Bielecki.
Przed turniejem odbyły się dosłownie dwa treningi. – Zabraliśmy go na mistrzostwa Polski i jako zupełnie nieznany chłopak wyróżniał się. Wskoczył do składu, grał wówczas na prawej pomocy. Wiadomo, motoryka bez żadnych zarzutów – wspomina. Kadra regionu trenowana przez Bieleckiego zajęła ostatecznie na mistrzostwach trzecie miejsce. Bielecki był jednocześnie szkoleniowcem w Akademii Pogoni Szczecin, nic więc dziwnego, że wkrótce na młodego Iskrę baczniej zwrócono uwagę właśnie w obozie „Portowców”.
Brat z większym talentem
Iskra niejako był skazany na piłkę. W domu futbolem żył każdy. – To właściwie taka krzyżówka dwóch sportowych rodzin – tak obrazowo prezes Piotr Waydyk mówi o rodzinie Jakuba. – Uczyłem rodziców, mieli także duży dryg do sportu. Mama była szybka, ten talent biegowy syn ma z pewnością po niej – dodaje obecnie dyrektor szkoły podstawowej w pobliskim Krzywinie. W piłkę grała także siostra Kuby, kuzyn przebija się w Błękitnych Stargard.
Największe predyspozycje do piłki miał jednak jego brat. Paweł, starszy o sześć lat, gra obecnie w trzecioligowej Flocie. – Brat to chyba miał jeszcze większy talent – przyznaje Waydyk. – Kuba w był w niego zapatrzony. Obaj ułożeni, grzeczni, ale też znający swoją wartość – dodaje. W przypadku Pawła wszystko przerwała kontuzja i zerwane w trakcie meczu więzadła, gdy był już w szczecińskiej Pogoni. O nastolatka pytały wówczas zachodnie kluby, ofertę przedstawiało włoskie Udinese.
Młody Iskra natomiast na tle rówieśników się wyróżniał, ale nigdy nie wywyższał. Nawet, gdy w wojewódzkich Igrzyskach Młodzieży jego szkoła zajęła trzecie miejsce, a młody Jakub mógł poczuć się gwiazdą na całą wieś, to nie było z nim kłopotu. – Spokojny, ułożony, koleżeński – mówią o nim nasi rozmówcy.
Szkoła życia
Do Szczecina zawitał po szkole podstawowej, z opinią chłopaka, który w wieku 13 lat był już w czterech klubach. W Grodzie Gryfa rozpoczął naukę w gimnazjum, zamieszkując w miejscowej bursie. Sportowo przechodził zmiany. Z bramkostrzelnego pomocnika, czasem napastnika, coraz bardziej szedł do tyłu. Szybkość i zwrotność, którą imponował, go jednak nie opuściła. – Od początku miał być bocznym obrońcą, ale też często grał na dziesiątce, tak by mógł rozwijać różne elementy gry. Bardzo dobrze sobie radził – mówią trenerzy Pogoni. Często jako prawy obrońca grał jednak na lewej stronie, był bowiem lepszy od nominalnych lewonożnych zawodników.
Trzy kolejne sezony w akademii „Portowców” dały mu wiele. Szybko zaczął grać w starszych rocznikach, także w rezerwach. Uczył się też dorosłości. Tuż po wyjeździe z rodzinnego domu doznał kontuzji kolana, która wykluczyła go z gry na pół roku. – To był dla mnie najtrudniejszy jak do tej pory moment – wspominał po latach. Imponował charakterem, a doświadczenie sportowe i mentalność wyniesiona z rodzinnego domu nie pozwalała mu się nawet na moment zatrzymać. – Na boisku to był jeden z liderów w swojej drużynie. Gdy trzeba było iść na łokcie, to zawsze można było na niego liczyć. Poza tym jednak cichy i spokojny. Na boisku zabierał głos – wspomina Bielecki. Okres w Szczecinie zwieńczył srebrem w kategorii juniorów młodszych.
Telefon z klubu
Kolejne kroki poczynił równie szybko. Najpierw trafił do zespołu Primavery SPAL 2013. Po roku Włosi zaproponowali mu trzyletni, profesjonalny kontrakt. Zaczął również występować w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Obecnie ma za sobą debiut w Serie A, ale o tradycjach z orlika nie zapomina. Gdy pandemia jeszcze nie rozszalała się na dobre, a rozgrywki Primavery zostały przerwane, wrócił do domu. – Zabrał piłkę, znajomych i przyszli na orlik. Przywitał się, zawsze miły i grzeczny. Wiadomo, na orliku delikatnie się oszczędzał, a ja musiałem pilnować innych, bo niektórzy chcieli udowodnić, że potrafią grać lepiej aniżeli Kuba – uśmiecha się Waydyk, który pełni również rolę animatora na orliku.
W połowie maja Iskra musiał wyjechać. Dostał sygnał, że będzie potrzebny na miejscu, we Włoszech. – Nikt z jego znajomych nie przypuszczał chyba wówczas, że grali z chłopakiem, który dwa miesiące później zadebiutuje w Serie A. Dla nas to idealny drogowskaz. Z pewnością następcy mogą czerpać z tego przykładu – mówi na koniec Robert Wilk, który cały czas trenuje młodych piłkarzy w GUKS.
Tadeusz Danisz