Aktualności

[WYWIAD] Paweł Olkowski: Gra w Championship sprawia mi radość

Aktualności24.08.2018 
– Moim marzeniem od zawsze było zagrać w Lidze Mistrzów i w Premier League. Z Championship droga do tej drugiej jest bardzo dobra i krótka. Czy dostanę się do niej z Boltonem czy po transferze jest mi obojętne, ale taki jest mój osobisty cel – mówi 13-krotny reprezentant Polski, obecnie prawy obrońca Boltonu Wanderers Paweł Olkowski, który od początku sezonu zbiera same pochwały za swoją grę.

„Polski Cafu” – podoba się panu ta ksywa?

Ha, ha, koledzy w drużynie mi ją wymyślili, szybko wypłynęła. Ale tak mówią na mnie tylko po meczach, „Polish Cafu”. Na co dzień jestem „Paw”. Natomiast w drużynie mamy super atmosferę. Czasem drobną przeszkodą jest język, bo prawie wszyscy w zespole to Anglicy, a ja jeszcze mówię jakby po rosyjsku, ale to tylko sprawia, że jest okazja wspólnie się pośmiać.

W przeszłości Boltonie grali Grzegorz Rasiak, Euzebiusz Smolarek, Jarosław Fojut i Błażej Augustyn. Ich temat pojawia się w rozmowach w klubie?

Właśnie jeszcze nie. Tylko ja rozmawiałem chwilę z Błażejem, żeby podpytać o Bolton. Natomiast w klubie, mam wrażenie, nie przywiązują wagi do kogoś, kto był tu przez rok czy dwa. Tym bardziej, że co sezon potrafi dojść w drużynie do wymiany kilkunastu piłkarzy.

Może dlatego miejscowe media piszą, że jeśli utrzyma pan dyspozycję, to trudno będzie pana zatrzymać na dłużej w Boltonie i pójdzie do lepszego klubu. Taki jest też pana plan?

Moim marzeniem od zawsze było zagrać w Lidze Mistrzów i w Premier League. Z Championship droga do tej drugiej jest bardzo dobra i krótka. Czy dostanę się do niej z Boltonem czy po transferze – obojętnie, ale taki jest mój osobisty cel. Na razie dostaję dobre oceny, jako drużyna gramy bardzo fajnie, co najważniejsze – punktujemy. Wiele osób nie spodziewało się, że będziemy mieli taki start. Mamy też dobrego trenera, Phila Parkinsona, który potrafi nas świetnie przygotować do meczu i odpowiednio zmotywować. Każdy, kto jest w Boltonie, może wyciągnąć dla siebie coś pozytywnego.

Miał pan inne oferty?

Tak, z Polski i z innych krajów. Wybrałem Bolton, bo choć rozmowy nie przebiegły w pełni po myśli i już miałem wracać do kraju, to trener Parkinson tak bardzo mnie chciał w drużynie, że namówił prezesa, żeby podpisał ze mną kontrakt. To jego zasługa, że tu zostałem.

Jak bliski był powrót do Polski?

W pewnym momencie nawet bardzo bliski. Pierwszy raz mógł być już zimą, ale z transferów do Legii Warszawa czy Lecha Poznań nic nie wyszło. Przez kolejne pół roku nie grałem w Niemczech i chciałem się odbudować w kraju. Latem sam się zgłosiłem do Legii. Tym bardziej, że była jeszcze przed rozpoczęciem okresu przygotowawczego, a dodatkowo kusiła mnie perspektywa gry o Ligę Mistrzów. Pieniądze nie byłyby problemem. Wielokrotnie wracałem do Legii z tym tematem. Początkowo klub był zainteresowany, ale w końcu nic z tego nie wyszło, bo usłyszałem, że trener będzie wprowadzał ustawienie 1-3-5-2 i nie byłem potrzebny. Szkoda, choć patrząc z perspektywy czasu, wyszło mi to na dobre.

Rozgrywki w Anglii mają opinię wymagających fizycznie. Po pierwszych meczach w Boltonie nie widać, że nie grał pan pół roku w piłkę.

Zawsze dbałem o własne przygotowanie, przywiązywałem uwagę do diety itd. Gdy nie grałem w Koeln, to w Polsce pracowałem z trenerem personalnym. Nie tylko na siłowni, ale i na boisku. Wiadomo, że to nie to samo, co zajęcia z drużyną, ale moje ciało cały czas było gotowe na wysiłek. Podczas testów w Boltonie pierwsze co, to klub sprawdzał, czy wytrzymam fizycznie. Dałem radę na luzie, co jeszcze bardziej przekonało trenera do mojej osoby. Inna sprawa, że przede wszystkim liczy się mocny trening. W Polsce coraz więcej zwraca się uwagę na prowadzenie się, dietę itd., a za mało na pracę. Jak byłem w Niemczech czy teraz w Anglii, to nikt nie wariuje w tej kwestii. Można sobie pozwolić na niemal wszystko, ale przy tym trzeba ciężko zasuwać.

W Championship każda z drużyn rozgrywa w sezonie 46 meczów. Do tego krajowe puchary.

Ogromnie się z tego cieszę! Gra w piłkę sprawa mi radość, mecze co trzy dni to idealny system dla piłkarzy. Do tego zmęczenie po spotkaniu, to najlepsze, co może być. Przez ostatni pół roku bardzo mi tego brakowało. Zwłaszcza, że po wyczerpującej grze na chwilę można sobie pozwolić na odstępstwo od diety.

Także w przerwie świąteczno-noworocznej?

To będą wyjątkowe święta. Zjem porcję makaronu, a inni będą zajadać się karpiem. Mimo to perspektywa ciągłej gry jest super. Poza tym jeśli nic się nie zmieni w terminarzu, to 1 stycznia gramy z Hull City. Może jak Kamil Grosicki zostanie w drużynie, to byłaby okazja złożyć sobie życzenia.

Wraca pan jeszcze myślami do przełomu 2015 i 2016 roku, gdy niemal przestał pan grać w klubie. To przełożyło się też na brak powołań do reprezentacji Polski, która była na ostatniej prostej na mistrzostwa Europy we Francji?

Popełniłem wtedy kilka błędów. Z żoną mieliśmy problemy. Nasze pierwsze dziecko urodziło się miesiąc przed terminem. Pojawiły się komplikacje. Nie wyobrażałem sobie, żeby nie być przy rodzinie. W tej sytuacji trudno było skupić się na piłce. Oczywiście trenowałem, ale poza tym praktycznie cały czas spędzałem w szpitalu. Odpuściłem dietę, straciłem 10 kg na wadze. Dziś jestem mądrzejszy o te doświadczenie. Dla mnie doświadczeniem nie jest to, że ktoś ma 100 czy 300 meczów w lidze. Ale to, jak w danej sytuacji się zachować i jak z niej wyjść. Wyciągnąłem wnioski z tego, co było, choć cały czas się uczę. Dziś cieszę się, że młody, który ma już trzy lata, szaleje, a córeczka we wrześniu skończy roczek.

Jesteście razem w Boltonie?

Tak, tylko na początku byłem sam. Klub pomógł mi ogarnąć wszystkie potrzeby, ale też drobne sprawy. Żona z dziećmi przyjechali na początku sierpnia i jesteśmy już razem. Fajnie, bo rodzina dobrze się tu czuje. Mimo że Bolton, to taki Białystok. Zawsze jest tu kilka albo nawet kilkanaście stopni Celsjusza mniej niż w pozostałych regionach kraju. Jednak wszystko układa się po naszej myśli. Oliver chce chodzić do przedszkola, choć trochę się obawialiśmy, bo w domu rozmawiamy po polsku, w Niemczech poznawał tamtejszy język. Ale szybko uczy się angielskiego, a do tego pani przedszkolanka trochę mówi po polsku, w swoje grupie ma też dwóch chłopaków, co też mówią w naszym języku, więc jest szczęśliwy.

O ile pan wypadł z kadry przez nawarstwienie problemów, to teraz na własnych warunkach odszedł z niej Łukasz Piszczek. Zaczyna się nowy rozdział na prawej obronie kadry?

Tak bym tego nie nazwał. Wcześniej przecież grałem z Łukaszem. Na dziesięć meczów eliminacji mistrzostw Europy, wystąpiłem w sześciu. Byłem więc blisko drużyny. Nie upatruję swojej szansy powrotu do niej w tym, że „Piszczu” zakończył reprezentacyjną karierę. Dla mnie nowy rozdział zaczął się, kiedy podpisałem kontrakt z Boltonem. To tutaj wszystko się zaczyna. Chcę utwierdzić wszystkich w klubie, że dobrze postąpili, zatrudniając mnie. Mimo że, jak wspomniałem, przez pół roku nie grałem, co zawsze wiążę się z ryzykiem dla klubu. Oczywiście zawsze z tyłu głowy jest myśl o wyróżnieniu, jakim jest kadra. Jednak można do niej trafić tylko dzięki dobrej grze w klubie.

W poniedziałek selekcjoner Jerzy Brzęczek ogłosi powołania do reprezentacji Polski na mecze z Włochami w Lidze Narodów i towarzyski z Irlandią. Czeka pan na nie?

Pewnie, choćby dla tego, że będą to pierwsze powołania nowego trenera. Choć nie będę odświeżał strony non stop. Wątpię, że będę na tej liście. Ale podchodzę do tego spokojnie. Wiem, że tylko dobrą grą w klubie mogę przekonać do siebie selekcjonera.

Rozmawiał pan już na ten temat z kimś ze sztabu kadry?

Nie, ale może dlatego, że niedawno zmieniłem numer telefonu, a stary został wyłączony (śmiech).

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności