Aktualności
[WYWIAD] Paweł Jaroszyński: Wierzę, że to będzie dla mnie przełomowy sezon
Jeśli wziąć pod uwagę tylko transfer do Genoi, to poprzedni sezon był dla pana dobry?
Pod względem sportowym może to nie był udany sezon, bo jednak z Chievo Werona spadliśmy z Serie A. Jeśli miałbym jednak wziąć pod uwagę tylko siebie, to rzeczywiście mogę być zadowolony. Oczywiście, mogło być więcej rozegranych meczów i minut na boisku, ale na pewno było lepiej niż w pierwszym sezonie we Włoszech. Czułem się też dużo pewniej i swobodniej w zespole. Zwieńczeniem tych dwóch lat był transfer do Genoi, więc czuję się szczęśliwy. Idę konsekwentnie ścieżką, którą sobie wyznaczyłem. Po cichu krok po kroku zmierzam do celu.
W pierwszym sezonie rozegrał pan 11 spotkań, w drugim 19. Co na początku było największym kłopotem?
Musiałem się nauczyć bardzo wielu nowych rzeczy. Na początku przeszkodą był język włoski, którego dopiero się uczyłem i niektórych spraw nie rozumiałem. Musiałem się wdrożyć w system i trener od razu uprzedził mnie, że dostanę od niego czas na aklimatyzację w Serie A. W efekcie na początku mojej przygody z Chievo byłem głównie rezerwowym. W drugiej części rozgrywek zacząłem coraz częściej pojawiać się na boisku. Małymi krokami, spokojnie się rozwijałem i w tym sezonie było już lepiej, a gdyby nie drobne kontuzje, meczów pewnie byłoby jeszcze trochę więcej.
Włoska piłka słynie ze świetnej obrony. Szybko udało się panu zrozumieć jak należy grać?
Rzeczywiście, Włosi duży nacisk kładą na defensywę. Dowiedziałem się i nauczyłem dużo nowych rzeczy, o których wcześniej nie słyszałem. Musiałem się przestawić, jeśli chodzi o sposób poruszania po boisku. To była przede wszystkim nauka taktyki, bo każdy szkoleniowiec ma zwykle trochę inny pomysł na grę. Czasem po prostu trzeba się tego nauczyć jak tabliczki mnożenia. U trenera Rolando Marana taktyka była bardzo ważna i jako lewy obrońca miałem dużo ważnych zadań. Pomysł na grę zwykle był podobny, ale właściwie w każdym meczu był nacisk na inne szczegóły. Z biegiem czasu i wraz z tym, że płynniej mówiłem po włosku, coraz lepiej rozumiałem detale.
Grał pan na kilku pozycjach. Gdzie czuje się pan najlepiej?
Najczęściej występowałem jako lewy obrońca. Nabrałem jednak sporo doświadczenia także jako lewy pomocnik. Zdarzało się, że gdy graliśmy systemem 3-5-2, byłem właśnie na tak zwanym wahadle. Raz wystąpiłem też jako jeden ze stoperów w ustawieniu z trzema obrońcami. Najlepiej czuję się na boku, ale na takim poziomie trzeba być uniwersalnym i dać trenerowi możliwość pewnego komfortu. Nie można się ograniczać tylko do jednej pozycji. Chciałem być pierwszoplanową postacią, jeśli chodzi o wybór szkoleniowca, a co za tym idzie – rozegrać więcej spotkań. To się nie do końca udało, także z powodu drobnych kontuzji. Najważniejsze, że ciągle się rozwijam i idę do przodu zarówno piłkarsko, jak i życiowo.
Co znaczy życiowo?
Z roku na rok dojrzewam, a do tego mam nowe obowiązki w związku z pojawieniem się córeczki. Jestem szczęśliwym tatą. Dwa lata spędzone w zagranicznym klubie pozwoliły mi poznać wielu wspaniałych ludzi, znakomitych piłkarzy i nową kulturę. Trudno narzekać na życie piłkarza w Italii. Włosi szaleją na punkcie piłki, a do tego są śmiali i nie mają problemu, by zaczepić zawodnika, zadać mu kilka pytań czy zrobić zdjęcie.
Jakie były kulisy transferu do Genoi? Były też inne propozycje?
Do pewnego momentu nie brałem za bardzo udziału w transferze. Po prostu powiedziałem agentom, co mnie interesuje i żeby spróbowali mi znaleźć nowy klub. Były zapytania z Bułgarii czy Turcji, ale te kierunki mnie nie interesowały. Gdy dowiedziałem się o ofercie z Genoi, to niemal od razu dostałem dokumenty i podjąłem decyzję właściwie w ciągu jednego dnia. Transfer został przeprowadzony błyskawicznie. Nie było nawet rozmowy z trenerem Genoi, jaką widzi dla mnie rolę w zespole. Bardzo cieszę się, że udało mi się utrzymać w Serie A. Do tej pory zawsze grałem w najwyższej lidze – najpierw z Cracovią w ekstraklasie, teraz tak samo jest we Włoszech. To dla mnie powód do dumy. Moje szczęście w nieszczęściu Chievo, że spadło z ligi. Trafiłem jednak do renomowanego klubu i do miasta, które całe żyje piłką. Jadę do Genoi pełen optymizmu i będę walczył o swoje.
Krzysztof Piątek wyrobił Polakom w tym klubie świetną markę.
Na pewno to, jak w tym sezonie grał w Genoi, pomogło w transferze i to nie tylko mnie, ale także innym polskim piłkarzom, którzy trafili do Serie A. Zrobił nam świetną renomę. Ścieżki przecierali też inni i teraz Polakom łatwiej znaleźć klub we Włoszech. Mamy tu polską kolonię.
W Genoi ma pan godnego rywala – Domenico Criscito to nie tylko reprezentant Włoch, ale także kapitan zespołu.
Nie obawiam się rywalizacji. Chcę w Genoi grać i taki mam cel. W Chievo też walczyłem o miejsce na przykład z Massimo Gobbim i się nie poddawałem. Tak samo będzie w Genoi. Zamierzam walczyć o bez względu na to, kto będzie rywalem. Sporo zawodników wraca z wypożyczeń, a kolejni są kupowani. Na każdej pozycji w zespole będzie więc mocna rywalizacja. Dopiero przyszedłem do klubu, jest też nowy trener, więc wydaje mi się, że każdy będzie miał czysta kartę do zapisania. Wkrótce zaczynamy okres przygotowawczy i mam nadzieję, że przekonam do siebie szkoleniowca. Liczę na to, że zrobię kolejny krok i rozegram więcej minut w nadchodzącym sezonie. Myślę też o tym, by w końcu zasłużyć na powołanie do reprezentacji Polski. To mój kolejny cel.
Sam pan wywołał ten temat. Ostatnio na lewej obronie w kadrze występuje prawonożny Bartosz Bereszyński. Po prawej gra z kolei pana kolega z młodzieżówki – Tomasz Kędziora. Widzi pan dla siebie miejsce?
Mam nadzieję, że jak będę zdrowy i będę regularnie grał w klubie, to wreszcie odbiorę telefon od selekcjonera. Może ten sezon będzie dla mnie przełomowy i coś w tym temacie się ruszy. Marzę, by zagrać w tej najważniejszej reprezentacji seniorów.
Rozmawiał Robert Cisek
Fot: Cyfrasport, East News