Aktualności

[WYWIAD] Bartłomiej Urbański: Dostałem kapitalną lekcję piłki nożnej i życia

Aktualności18.01.2019 
– Nie żałuję czasu spędzonego w Holandii, bo rozwinąłem się jako piłkarz, ale też intelektualnie jako człowiek. Nie zadebiutowałem w ekstraklasie, ale nie mam do nikogo pretensji poza sobą. Skupiam się na treningach, bo wiem, że najlepsze dopiero przede mną – mówi Bartłomiej Urbański, były gracz Legii, a obecnie Willem II Tilburg

Jak wpadłeś w oko Holendrom?
Podczas występów w Lidze Młodzieżowej UEFA w Legii. W pierwszym meczu z Borussią Dortmund nie byłem przewidziany do pierwszego składu, ale już w 20. minucie wszedłem na boisko. Wtedy właśnie Holendrzy mnie zauważyli. Potem pojawili się na rewanżu. To był chyba mój najlepszy występ w lidze młodzieżowej, a spotkanie zakończyło się wynikiem 3:3. Po tym meczu dostałem informację, że Willem II jest mną zainteresowany. Byliśmy w kontakcie, ale wydawało mi się, że jednak zostanę w Legii, tym bardziej że zacząłem trenować z pierwszym zespołem. W kwietniu 2017 roku Holendrzy jeszcze raz przyjechali, tym razem na spotkanie z Widzewem w Łodzi. Był m.in. szef skautów. Po tym spotkaniu stwierdzili, że chcą mnie w drużynie. Także trener Erwin van de Looi stwierdził, że widzi mnie w zespole. Co ciekawe przegraliśmy wtedy 0:3 i zagraliśmy słabo jak na nasze umiejętności. Choć indywidualne statystyki miałem niezłe. Zresztą wiedziałem, że będą skauci i robiłem, co w mojej mocy. Nawet po trzeciej bramce, biegłem od razu z piłką na środek, by próbować odrabiać straty. W maju pojechałem obejrzeć klub i byłem pod ogromnym wrażeniem. Skończył się mój kontrakt z Legią, ale dostałem propozycję nowego. To sprawiło, że Willem II musiał za mnie zapłacić więcej za ekwiwalent niż gdybym był zupełnie wolnym zawodnikiem. Ale zdecydował się i na początku lipca zostałem zawodnikiem zespołu z Tilburga.

Z jakim celem jechałeś do Holandii?
Miałem nadzieję, że szybko zacznę łapać minuty w pierwszej drużynie. Zresztą taka była właśnie przyszłość roztaczana przede mną przez dyrektora Jorisa Mathijsena, byłego stopera reprezentacji Holandii. Oczywiście baza treningowa była na bardzo wysokim poziomie, a do tego świetny trener, wizja stawiania na mnie przekonały mnie, by przejść do Willem II. Czułem się tam świetnie. Liczyłem, że wkrótce zrobię duży skok. To była ogromna zmiana: z występów na boisku w Ząbkach, na siedzenie na ławce rezerwowych w meczach z Feyenoordem czy PSV Eindhoven. Pierwszy raz spotkałem się z takim zaangażowaniem ze strony klubu przy sprowadzaniu tak młodego zawodnika. Szczerze mówiąc tam poczułem się jak piłkarz.



Dla takiego zawodnika jak ty: szybkiego, ruchliwego i dobrze wyszkolonego technicznie, futbol w Holandii powinien pasować chyba idealnie? Dlaczego więc nie udało się zadebiutować w seniorach?
Byłem pewien, że trochę inaczej potoczą się moje losy. Mimo że nie udało mi się zadebiutować w Eredivisie, to mogę tylko chwalić klub, jakość i intensywność treningów. Każdemu młodemu piłkarzowi o podobnych cechach do moich, polecam grę w Holandii. Może zabrakło szczęścia, może umiejętności, ale czuję, że cały czas się rozwijam, co jest niezwykle ważne w moim wieku. Nadszedł jednak czas, by grać regularnie, ale nie w drużynie młodzieżowej, tylko w seniorach. Występy w pierwszym zespole wiążą się z presją, co pomaga w rozwoju. Choć zdarzało się, że w drużynie U-21 można było zagrać przeciwko piłkarzom, którzy zagrali już w Lidze Mistrzów, jak na przykład Tyrell Malacia czy Yassin Ayoub z Feyenoordu.

Postanowiłeś jednak wrócić do Polski?
Wciąż jestem zawodnikiem Willem II. Nie zostałem nigdzie wypożyczony ani nie rozwiązałem kontraktu. Na razie klub nie chce słyszeć o moim odejściu, więc chyba nie tracą jeszcze nadziei. To mnie trochę buduje, ale z drugiej strony potrzebuję regularnych występów. Kiedy w wieku 19 lat wyjeżdżasz do holenderskiej ekstraklasy, to liczysz, że w swoim roczniku załapiesz się do czołówki i będą o ciebie pytać kluby z wyższej półki. Tak się nie stało, ale nie żałuję czasu spędzonego w Holandii, bo rozwinąłem się jako piłkarz, ale też intelektualnie jako człowiek. Miałem też silnych rywali do miejsca w składzie, jak wypożyczony z Liverpoolu Pedro Chirvella, Ben Rinestra, który niedawno był kapitanem AZ Alkmaar albo Anita Vurnon, z ponad setką występów w Eredivisie i Premier League. Nie przegrywałem więc z byle kim. Kilkanaście razy siedziałem na ławce rezerwowych podczas meczów w Eredivisie. Z PSV byłem bardzo bliski debiutu, rozgrzewałem się, ale jednak trener zmienił zdanie. Nie mam jednak do nikogo pretensji poza sobą. Skupiam się na treningach, bo wiem, że najlepsze dopiero przede mną. W Holandii dostałem kapitalną lekcję sportową i życia. Mieszkałem tam sam, ale nie narzekałem na samotność, bo bardzo często odwiedzali mnie znajomi i rodzina. Szybko adaptuję się w nowych warunkach i to nie było dla mnie problemem. Okienko transferowe jest otwarte i zobaczymy jak się to potoczy. Mam nadzieję, że w ciągu kilku dni sytuacja się wyjaśni. Willem II pewnie chciałby odzyskać choć trochę pieniędzy, które we mnie zainwestował. To dla mnie wielka niewiadoma, gdzie trafię. Chciałbym jednak być tam, gdzie będzie największe prawdopodobieństwo grania.



Jesteś w takim wieku, że mógłbyś jeszcze zagrać w mistrzostwach Europy U-21. Właśnie dlatego chcesz wrócić do Polski i regularnie grać?
Nie chcę głośno mówić o kadrze U-21. Piłkarze i trener Czesław Michniewicz wykonali świetną robotę. Nie nastawiam się, by kogoś wygryźć. Mam ofertę z drugiej ligi holenderskiej, ale wolałbym grać w Polsce. Stąd na pewno byłoby bliżej do reprezentacji. W kadrze mogą zdarzyć się kontuzje, a pół roku w życiu młodego piłkarza to jednak sporo czasu. Może będę miał kapitalną rundę i selekcjoner mnie zauważy. Wszystko w mojej głowie i w nogach. Jeśli udowodnię na boisku umiejętności, to i trener zwróci na to uwagę.

Rozmawiał Robert Cisek

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności