Aktualności

„Wygrejcie, a krzywda wom się nie stanie...”. Pół wieku po historycznym meczu w finale PZP

Aktualności03.04.2020 
Właśnie mija 50 lat od największego sukcesu polskiej piłki klubowej na arenie europejskiej. Górnik Zabrze w sezonie 1969/1970 zagrał w finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchesterem City. Minimalnie przegrał 1:2. – Jest niedosyt po tym spotkaniu. Chyba trochę za bardzo zadowoliliśmy się wygranym półfinałem z Romą – wspominają byli piłkarze Górnika.

Fot: East News

Dramatyczny bój z włoskim potentatem trochę przeszkodził w końcowym sukcesie zabrzańskiemu klubowi. „Górnicy” do gry w finale przystąpili tydzień po trzecim spotkaniu z AS Roma, który został rozegrany w Strasburgu. – Chyba trochę zabrakło nam sił. Manchester City miał więcej czasu na odpoczynek. Podróże zrobiły swoje – przyznaje Hubert Kostka, bramkarz ówczesnej drużyny Górnika Zabrze.

Sympatia kibiców po stronie Górnika

Jeszcze większym problemem okazała się mentalność, ale o tym poniżej. „Górnicy” w pełni nadziei udali się do Wiednia samolotem. Finałowe spotkanie obsługiwało ponad 100 dziennikarzy, było również relacjonowane przez 15 stacji telewizyjnych. Mecz rozgrywano w fatalnych warunkach pogodowych. Padający niemal non-stop deszcz, przenikliwe zimno. Rywal z najwyższej półki, w półfinale ograł niemieckie Schalke 04. – Skoro jednak samemu eliminuje się AS Roma, to chyba nie musieliśmy się specjalnie obawiać – twierdzi Jan Banaś.

Anglicy w swoim składzie mieli kilku bardzo dobrych zawodników, chociażby duet Young – Francis Lee. Obaj zapadli w pamięci zabrzańskim kibicom, bo zarówno jeden, jak i drugi wpisał się na listę strzelców. Najpierw Lee z ostrego kąta uderzył na bramkę Kostki, który spóźniony nie zdołał skutecznie interweniować. Wykorzystał to Young i wepchnął piłkę do siatki. Po stracie gola zabrzanie zaczęli grać śmielej, ale nie był to Górnik, którego kibice mogli pamiętać chociażby z meczów z Romą.

>>>Z BIEGIEM LAT, Z BIEGIEM DNI. JAN BANAŚ<<<

Przed przerwą błąd Stanisława Oślizły, którego nie zdołał naprawić Stefan Floreński, spowodował, że sam na sam z bramkarzem Górnika znalazł się Lee. Po faulu golkipera sędzia wskazał na wapno, a „jedenastkę” na bramkę zamienił sam poszkodowany. – Nie wiem, czy nie było w tym upadku trochę teatru, ale decyzja sędziego pozostała niezmienna – relacjonuje Oślizło, który w drugiej odsłonie odkupił swoje winy z końcówki pierwszej połowy.

To właśnie jedna z największych legend Górnika przywróciła nadzieje zabrzanom. Oślizło w 68. minucie popisał się pięknym strzałem z półobrotu, wcześniej natomiast w przerwie poprosił trenera Michała Matyasa, by wrócił do ustawienia z poprzednich spotkań, gdy trenerem był Węgier Géza Kalocsay. – Zagraliśmy ofensywniej. Tak, jak potrafiliśmy najlepiej – wspomina kapitan Górnika.

Trener Matyas zaufał zawodnikom, Oślizło dużo częściej grał w polu karnym rywali. – Poszliśmy za ciosem, mieliśmy jeszcze sytuacje, ale nie wyszło – opowiada Banaś, który w ostatnich minutach sam miał okazję na wyrównanie. Dogrywki jednak nie było, Anglicy utrzymali korzystny wynik i zdobyli puchar. Zabrzanom ostała się sympatia kibiców z Wiednia, którzy mieli nadzieję, że waleczny zespół z Polski utrze nosa faworytowi z Anglii, który w końcowych minutach grał na czas. – Szkoda, że tak się stało, że zabrakło nam takiej sportowej determinacji – dodaje Włodzimierz Lubański, który musiał się zadowolić „jedynie” koroną króla strzelców w całej edycji PZP.

Zakupy przed... meczem

Górnicy w meczu finałowym mogli liczyć na wsparcie małżonek i kobiet z trybun. Kto wie, czy ta sytuacja, która z założenia miała być premią za dotychczasowe występy, jedynie nie rozprężyła piłkarzy z Zabrza przed decydującym meczem. – Jechaliśmy do Wiednia już jakby w nagrodę. Mentalnie również to zauważyliśmy – wspominał swego czasu Lubański. Była to pierwsza taka sytuacja w bogatej historii występów Górnika w europejskich pucharach. Małżonki wyruszyły do Wiednia autokarem wraz z działaczami Górnika.

>>>Z BIEGIEM LAT, Z BIEGIEM DNI. WŁODZIMIERZ LUBAŃSKI<<<

Jeszcze przed samym meczem kobiety udały się na miasto z mężami, którzy przecież za parę godzin grali najważniejszy mecz w historii polskiego klubowego futbolu. – Dużo tego czasu na zakupy nie było, ale faktycznie wybraliśmy się na wiedeńskie ulice. Dzisiaj to chyba sytuacja niespotykana – zaznacza Jan Banaś. – Każdy jednak chciał coś mieć z tego wyjazdu. Rajstopy, garsonki dla kobiet... Godzina, może trochę więcej. I najbardziej zadziwiające, że wszystko kupiliśmy. Wszystko potem pasowało, numery, rozmiary. Dzisiaj na zakupach więcej czasu spędzam niż wtedy, a jednak nie wszystko pasuje – dodaje z uśmiechem były piłkarz reprezentacji Polski.

Po meczu małżonki uczestniczyły również w uroczystej kolacji z piłkarzami Manchesteru City. –  Wyjątkowo gorzko jednak smakowała – mówili po latach zabrzanie.

Manchester City o takim podejściu do finałowej rywalizacji nawet nie myślał. Zresztą Manchester City a Górnik w tamtym czasie to pod każdym względem był inny świat. Paradoksalnie jednak sportowo, obu drużynom było do siebie najbliżej. W innych aspektach dzieliła ich przepaść. – Byliśmy amatorami, a graliśmy z zawodowcami, którzy skupiali się tylko na meczu – przyznaje bez ogródek Banaś.

Zabrzanie na wyjazdy dostawali dwa dolary kieszonkowego na dzień. – Radziliśmy sobie inaczej. Zakupy robiliśmy za to, co przewieźliśmy nielegalnie. Ale i tego było nie zbyt wiele. Jakieś 20-30 dolarów. Zawsze to jednak więcej niż z klubu i coś mogliśmy kupić – opowiada Kostka.

Również premie za ewentualny sukces w finałowym meczu były bardzo mocno zróżnicowane. – Gdy się o to zapytałem prezesów, usłyszałem, że „momy się o nic nie martwić, wygrejcie, a krzywda wom się nie stanie” – wspomina Stanisław Oślizło, który jako kapitan drużyny pośredniczył w rozmowach z najważniejszymi osobami w Górniku. Rywale zabrzan ostatecznie otrzymali 10-11 tysięcy funtów na głowę, górnicy kilkadziesiąt dolarów. – Ale to nie miało w kontekście sportu i tego meczu żadnego znaczenia – dodaje Oślizło.

>>>Z BIEGIEM LAT, Z BIEGIEM DNI. STANISŁAW OŚLIZŁO<<<


Problemem było natomiast to, że „Górnicy” mogli zapomnieć o strojach na zmianę. – Anglicy zamówili sobie nawet angielską pogodę – na myśl o padającym przez 90 minut rzęsistym deszczu krzywi się Banaś.

Stracona szansa

Po meczu opinie w polskich mediach były dość jednoznaczne. Manchester City był lepszy, ale Górnik w najlepszej formie na pewno mógł postarać się o historyczny triumf. –  Manchester City to dobra drużyna, ale przy lepszej dyspozycji naszego zespołu, można było to spotkanie wygrać. Niestety, popełnione błędy w pierwszej części meczu, przyniosły Anglikom prowadzenie, którego później nie mogliśmy już odrobić. Jestem pełen uznania i podziwu dla zawodników, którzy po trzech wyczerpujących pojedynkach z Romą i tu, w Wiedniu, potrafili grać z ogromną ambicją, nie rezygnując z walki do samego końca – mówił na łamach „Przeglądu Sportowego” trener Górnika, Michał Matyas. – Górnik to wartościowy zespół – komplementował z kolei Malcolm Alisson, trener Manchesteru.

Zabrzanie byli chwaleni, ale każdy z perspektywy czasu zdaje sobie sprawę, że szansa nie do końca została wykorzystana. – W sumie nic nie wygraliśmy, bo liczy się tylko zwycięzca – zauważa Kostka. – Po półfinale czuliśmy, że osiągnęliśmy wszystko to, na co było nas stać. Pojechaliśmy do Wiednia bez większej motywacji. Teraz żałujemy, że nie udało się nam wykrzesać na Praterze więcej sił – przyznaje Banaś.

Górnik w finale PZP zagrał jedno ze słabszych spotkań w tamtej edycji rozgrywek. – Była szansa na zwycięstwo, finał to nie było nasze najlepsze spotkanie, nie wiem nawet czy nie najsłabsze – wspomina Oślizło, jedyny polski piłkarz, który dla polskiej drużyny zdobył bramkę w finale europejskiego pucharu. – W podświadomości mieliśmy to, że zrobiliśmy już dużo, że nawet jeżeli przegramy, nic wielkiego się nie stanie – dodaje na zakończenie.

W minioną sobotę w Zabrzu miała odbyć się uroczystość z okazji 50. rocznicy finału PZP. Z oczywistych względów impreza ta została jednak przełożona. O tym meczu i tamtej edycji rozgrywek będziemy jednak pamiętali zawsze i za każdym razem wspominali to z wielkimi emocjami.

Tadeusz Danisz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności