Aktualności
Wygrał z nowotworem, chce pójść śladami sędziego Halsey’a
– Lekarze zadzwonili do mamy na początku roku. To było dokładnie 2 stycznia 2019 r. Wieści były fatalne. Powiedzieli, że muszę szybko zacząć przyjmować chemię. Zdiagnozowali u mnie Chłoniaka 4 stopnia, czyli najcięższy z możliwych przypadków – zaczyna swoją historię 23-letni Oskar Harężlak, sędzia piłkarski z Bielska-Białej. Młody arbiter poprowadził dotychczas 115 spotkań. Ale do tych statystyk należy doliczyć jeszcze jeden, ten najważniejszy mecz. Dwa rodzaje chemii, łącznie 8 cyklów leczenia, miesiące spędzone w szpitalach, ale udało się. Oskar wygrał walkę ze straszliwym nowotworem.
– Wszystko ma swoje plusy. Jeszcze mi włosy nie odrosły i jestem łysy. Przypominam mojego ulubionego sędziego, Szymona Marciniaka. Nowa fryzura nie do końca podoba się mojej dziewczynie. Zobaczymy co będzie dalej, będziemy negocjować w tym temacie – mówi żartobliwie Oskar, który piłkarskim sędzią został w 2017 roku. Pasję do futbolu zaszczepili w nim tato i dziadek. Ten drugi, niezwykle barwnie opowiadał mu o historii i sukcesach Ajaksu Amsterdam. Gdy do niego przyjeżdżał urządzali sobie treningi bramkarskie.
Pamiętny mecz w B-klasie
Będąc w podstawówce poszedł na pierwszy trening młodzieżowej drużyny Podbeskidzia Bielsko-Biała. Tam trenował do czasów licealnych, później grywał w seniorskich drużynach z niższych lig. Czuł, że potrzebuje nowych wyzwań, ale bardzo chciał zostać przy piłce nożnej. Zapisał się na kurs sędziowski. Szybko zaczął stawiać kolejne kroki w tej profesji. Licznik piłkarskich spotkań bił, a Oskar zbierał cenne doświadczenie. Dokładnie 30 września 2018 r. poprowadził swój ostatni mecz. – To było moje drugie spotkanie w B-klasie na środku. Zapamiętałem je dobrze, bo padła w nim bramka z połowy boiska, a także pokazałem swoją pierwszą bezpośrednią czerwoną kartkę. Po meczu byłem bardzo zadowolony z siebie. Sędziowie mają tak jak piłkarze. Czują, że są w gazie, że mogą coraz więcej i chcą iść dalej – wspomina Oskar.
Dwa dni po tym meczu był już w szpitalu. Źle się czuł, gorączkował. Od dziecka miał problemy z odpornością, które cały czas leczył. Myślał, że to kolejna infekcja. Lekarze przypisywali mu antybiotyki. Wykonał rentgen płuc, który wykazał ostre zapalenie. Trzy miesiące spędził w szpitalnej izolatce. Nikt nie mógł go odwiedzać. W międzyczasie miał usuwaną ósemkę, rana nie chciała się goić. Zrobiono szereg badań, a przy okazji pobrano wycinek z płuca, aby wykonać bardziej szczegółowe testy. W końcu w grudniu wyszedł ze szpitala, ale – jak się okazało – tylko na kilkanaście dni. W drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia dostał 40-stopniowej gorączki. Ponownie wrócił na oddział. Tam też spędził sylwestra. Na początku stycznia jego mama odebrała telefon z najgorszymi wieściami.
– Prawdą jest to, co mówią ludzie, którzy chorują. Taka informacja do ciebie nie dociera. Żyjesz w przekonaniu, że ciebie to nie dotyczy. Z jednej strony byłem załamany, a z drugiej uświadomiłem sobie, że przecież ostatnie miesiące spędziłem w szpitalu. Znów mnie to czeka, wiem czego się spodziewać – opowiada Oskar.
Nie zawieść mamy
W pomoc dla niego zaangażowało się wiele osób. Koledzy z podokręgu Bielsko-Biała zorganizowali turniej charytatywny „Gramy dla Oskara”. Pięknym gestem wykazał się najlepszy polski arbiter, czyli Szymon Marciniak. Przekazał swoje dwie sędziowskie koszulki – jedną na licytację podczas turnieju, a drugą na pamiątkę dla Oskara. Młody sportowiec mógł liczyć na wsparcie rodziny i przyjaciół. W kontakcie z lekarzami cały czas była jego mama, która bardzo pilnowała spraw swojego syna. – Moja mama jest prawdziwym bohaterem. Była ze mną, wspierała mnie. Ja tylko robiłem to, co kazali lekarze. Wielkie wsparcie dali mi znajomi i przyjaciele, również koledzy sędziowie. Wiesz, co sobie wtedy pomyślałem? Że ja muszę pokonać tę chorobę. Muszę zacisnąć zęby i walczyć. Nie mogę zawieść tylu ludzi, którzy tak bardzo mi kibicują – wyznaje Oskar.
Przyjął osiem cykli chemii. Jeden cykl wygląda w ten sposób, że osoba leczona przez 24 godziny jest podłączona do kroplówek. To ogromny wysiłek dla organizmu. – Nie masz siły na nic. Pójście do łazienki to wielkie wyzwanie. Porównam je do meczu sędziowanego w szybkim tempie. W zasadzie całe dnie spędzasz w łóżku. Pograsz pół godziny na konsoli i boli cię głowa – tłumaczy Oskar. Jednak wola walki, jak na prawdziwego sportowca przystało, była bardzo duża. Zaczął się zmuszać do ruchu, do powolnych spacerów. Przyświecał mu cel: chciałby jeszcze kiedyś wybiec na boisko z gwizdkiem w ręku.
Zapatrzony w Marka Halsey’a
– Jedną z inspiracji był dla mnie arbiter Mark Halsey. Anglik przeszedł chemioterapię i wyleczył guz nowotworowy w gardle. Później wrócił do sędziowania na najwyższym poziomie i prowadził spotkania w Premier League. Uznałem, że skoro jemu się udało, to mnie także – opowiada Oskar.
Młody arbiter zakończył leczenie pod koniec 2019 roku. Chłoniaka udało się zwalczyć. W marcu lekarze wydali zgodę, aby Oskar rozpoczął treningi sportowe. Na razie pandemia koronawirusa nieco pokrzyżowała te plany, ale sędzia z Bielska-Białej oczyma wyobraźni widzi już siebie na zielonej murawie. – Na razie chcę wrócić. Muszę odbudować formę fizyczną. To zajmie trochę czasu. W przyszłości fajnie by było zadebiutować na szczeblu centralnym. Sędziowski idol? Chyba nikogo nie zaskoczę: oczywiście Szymon Marciniak. Lubię jak sędziuje, ale jest też po prostu fajnym człowiekiem. Kibicowałem mu podczas Mistrzostw Świata w Rosji. Oglądam wszystkie jego mecze w Lidze Mistrzów. Podoba mi się też sędziowski styl Anthony’ego Taylora i Michaela Olivera – przyznaje Oskar.
Oskar Harężlak, mimo młodego wieku, jest dojrzałą osobą. Ma dopiero 23 lata, a już przeszedł bardzo wiele. Sędziowanie łączy ze studiowaniem logistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. – Musiałem dorosnąć szybciej, niż niektórzy moi rówieśnicy. Oblany egzamin na uczelni to błahostka w porównaniu z problemami, z którymi zmagałem się jeszcze kilka miesięcy temu. Po tym wszystkim co się stało jestem silniejszy i mocniejszy – kończy.
Jakub Jankowski