Aktualności
Wskazówka dla fanów Arki, Korony i ŁKS. Gdzie lądowali wcześniejsi spadkowicze?
Więcej, zwłaszcza na początku XXI wieku, było sytuacji, gdy na powrót do grona najlepszych trzeba było czekać latami. Mniejsze dochody finansowe, odejście najlepszych piłkarzy, problemy organizacyjne – to wszystko powodowało, że w zespołach spadkowiczów o szybkim awansie nikt nie myślał. Przerabiali to również kibice z Alei Unii w Łodzi. Dzisiaj mogą mieć nadzieję, że spadek będzie oznaczał tylko chwilowy zastój.
Lotem błyskawicy
Najlepszym przykładem dla aktualnych spadkowiczów jest Górnik. Zabrzanie w ostatnich dwóch dekadach dwukrotnie spadali do pierwszej ligi – najpierw w sezonie 2008/2009, a następnie w 2015/2016. W obu przypadkach banicja zabrzan trwała tylko rok, ale za drugim razem Górnik do samego końca nie mógł być pewny swego. Jeszcze na kilka kolejek przed końcem sezonu zajmował miejsce w środku tabeli i tylko dzięki fantastycznemu finiszowi i bramkom pojawiającego się wówczas na polskich boiskach Igora Angulo mógł ostatecznie świętować awans.
Równie szybko ze spadkiem poradzili sobie piłkarze GKS Bełchatów w 2013 roku. Dwanaście miesięcy trwała ich nieobecność w elicie, tyle, że potem przygoda wśród najlepszych również była tylko roczna. Równie szybko przez pierwszoligowe boiska przemknęła Cracovia. „Pasy” tylko sezon 2012/2013 spędziły w pierwszej lidze.
Krótko przygoda z zapleczem piłkarskim trwała także w Płocku w 2001 roku oraz w zespołach Pogoni Szczecin i Zagłębia Lubin w 2003. Inna rzecz, że wszystkie te kluby w późniejszych latach notowały kolejne spadki i później o awans już nie było tak łatwo. Co prawda Zagłębiu drugie podejście do ekstraklasy zajęło niewiele więcej niż pierwsze, bo dwa sezony. Za drugim razem płocczanom walka o awans do elity zajęła natomiast dziesięć lat, „Portowcom” – którzy rozpoczynali drogę od najniższych szczebli – sześć.
O dłuższej drodze, która z czasem może dawać większą stabilizację, świadczy także przykład Śląska. Wrocławianie po spadku w 2002 roku sześć lat grali w drugiej i trzeciej lidze. Od 2008 roku grają już jednak nieprzerwanie w elicie.
Osobnym przypadkiem w tym gronie jest łódzki Widzew. Klub, który w latach 90-tych ubiegłego wieku grał w Lidze Mistrzów, w pierwszych dekadach tego wieku trzykrotnie zaznawał goryczy degradacji. W 2008 roku potrzebował tylko dwunastu miesięcy, by wrócić do grona najlepszych. Od 2014 roku cały czas jest jednak poza ekstraklasą. Pięć lat temu łodzianie grali w czwartej lidze, teraz na powrót do grona najlepszych jeszcze poczekają.
Tęsknota za przeszłością
W niektórych klubach czasy ekstraklasy wspominają z wielkim rozrzewnieniem, czekając nadal na powrót na piłkarskie salony. Tak jest chociażby w Olsztynie, gdzie Stomil po spadku w 2002 roku przeżywał bardzo trudne chwile, grał w czwartej lidze, teraz jednak jest coraz bliżej gry o upragniony awans. W pierwszej lidze grają również niedawni spadkowicze: Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Sandecja Nowy Sącz oraz Miedź Legnica.
W podobnym czasie co Stomil Olsztyn, z jeszcze gorszymi konsekwencjami, pożegnał się z elitą RKS Radomsko. Klub nawet na pewien czas zniknął, teraz powolutku pnie się w górę, obecnie gra w trzeciej lidze, podobnie jak KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, które w 2003 roku rozgrywało swoje ostatnie mecze ligowe z Lechem Poznań czy Legią. Do grona czekających na tłuste lata trzeba zaliczyć także Polonię Warszawa, która co prawda ze spadkiem w 2006 roku poradziła sobie stosunkowo szybko, bo do elity wróciła po dwóch latach, ale po karnej degradacji w 2013 roku do teraz nieskutecznie próbuje awansować na szczebel centralny. Podobnie Zawisza Bydgoszcz, który cztery lata temu zaczynał w klasie B, a dzisiaj gra w czwartej lidze.
Tylko pełnoletni kibice mogą pamiętać już ekstraklasę w wykonaniu Świtu Nowy Dwór Mazowiecki czy też Górnika Polkowice. Obie te ekipy obecnie walczą o awans bądź też utrzymanie na szczeblu centralnym. W drugiej lidze, ale z szansami na poprawę swojego statutu, jest też Górnik Łęczna, który po raz ostatni w elicie grał wiosną 2017 roku.
Śląskie domino
Dla wielu klubów spadek z ekstraklasy oznaczał dopiero początek zjazdu po równi pochyłej. Tak było chociażby z ekipami ze śląska. Ruch Radzionków, który spadł w 2001 roku, co prawda na zapleczu ekstraklasy grał jeszcze nawet dziesięć lat później, ale do swoich lat świetności nie był w stanie już nawiązać. Grał głównie w drugiej i trzeciej lidze, obecnie jest w czwartej lidze śląskiej. Podobnie Odra Wodzisław, która żegnała się z elitą niemal dziesięć lat później – w sezonie 2009/2010. Byt wodzisławian stanął nawet pod znakiem zapytania, grali w klasie C, obecnie rywalizują na poziomie wojewódzkim.
Niewiele wyżej plasują się Polonia Bytom i Ruch Chorzów. Polonia po degradacji w 2011 roku nie potrafiła zatrzymać tendencji spadkowej. Grała w czwartej lidze, dzisiaj jest oczko wyżej. Ruch natomiast w omawianym okresie zanotował dwa spadki. Za pierwszym razem, po czterech latach gry w pierwszej lidze, wrócił do grona najlepszych, teraz powtórka w tym czasie jest niemożliwa. Od 2017 roku i spadku z ekstraklasy „Niebiescy” „zjechali” aż do trzeciej ligi. A będąc w śląskich realiach trzeba pamiętać jeszcze o GKS Katowice, który po goryczy degradacji w 2005 roku wznowił zmagania od czwartej ligi, nadal jednak do grona najlepszych nie potrafi się dostać. Gdy dodamy do tego jeszcze Szczakowiankę Jaworzno, która opuściła elitę w 2003 roku, a w międzyczasie była nawet w klasie A, a dzisiaj jest w czwartej lidze, to mamy szeroki obraz efektu domina.
Jedynymi wyjątkami z województwa śląskiego są właściwie – prócz wspomnianych wyżej Górników z Zabrza – drużyny Piasta Gliwice, Podbeskidzia Bielsko-Biała i Zagłębia Sosnowiec. Najlepiej z tego grona wypadł Piast, który po spadku w 2010 roku potrzebował tylko dwóch lat, by wrócić do ekstraklasy i na stałe osiąść w gronie najlepszych. Podbeskidziu awans do elity zajął cztery lata, ale w końcu bielszczanie zapominają o traumie związanej ze spadkiem z 2016 roku. Sosnowiczanie w XXI wieku dwukrotnie grali w ekstraklasie, ale za każdym razem tylko po dwanaście miesięcy. W obu przypadkach potrzebowali dużo czasu, by powrócić do stabilizacji, głównie grając w pierwszej lidze.
Wyciągnąć wnioski
Kibice w Łodzi i Gdyni mogą mieć nadzieję, że praca wykonana w klubach spowoduje, że nie spotka ich los, którego sami doświadczyli już kilka lat temu. Zarówno bowiem jedni, jak i drudzy przeżywali w ostatnich latach gorycz degradacji. I o ile łodzianie, po pierwszej degradacji w 2009 roku dość szybko się pozbierali, za dwa lata ponownie meldując się w elicie, tak po spadku w 2012 roku nie było już tak dobrze. Łodzianie dokonali swoistego katharsis, co jednak kosztowało sporo czasu i do elity wrócili dopiero całkiem niedawno. Arka Gdynia natomiast po spadku w 2011 roku potrzebowała pięciu sezonów, by wrócić do elity. Jak będzie tym razem?
Tadeusz Danisz