Aktualności
Widzewiacy pamiętają o Krzysztofie Surlicie, piłkarzu z żelaznym charakterem
Kibice, piłkarze i trenerzy Widzewa oraz działacze Włókniarza Zelów nie zapominają o Krzysztofie Surlicie, zawodniku łódzkiego klubu, który miał żelazne płuca, żelazną prawą nogę i żelazny uścisk. – Na rowerze z Ukrainy przyjechałbym, żeby wziąć udział w tym turnieju – podkreślał Piotr Kuszłyk, ukraiński trener Widzewa z 2000 roku.
W sobotę na III memoriał im. Krzysztofa Surlita do Zelowa przyjechało 18 zespołów. Sześć stworzyli oldboye Widzewa, Ruchu Chorzów, Ceramiki Opoczno, Wołynia Łuck, SV Essen i gospodarzy – Włókniarza. Pozostałe 12 drużyn stworzyli kibice z fan-clubów Widzewa rozsianych po całym województwie. Oldboye grali między sobą, a na boisku obok sympatycy Widzewa.
Najważniejszy cel jaki im przyświecał to uczczenie pamięci Krzysztofa Surlita. Były pomocnik Widzewa, dla którego rozegrał 151 spotkań (30 goli) i miał udział w zdobyciu dwóch tytułów mistrza Polski zmarł nagle w trakcie meczu pokazowego w Szczecinie we wrześniu 2007 roku.
– Na boisku był zadziorny, zacięty. Chciał za wszelką cenę wygrywać. Jeśli porażka wynikała z tego, że komuś w jego drużynie się nie chciało, to był wtedy strasznie wściekły – przyznaje Bożenna Surlit, żona Krzysztofa. – Jego największą miłością była piłka. Dopiero później była żona i dzieci, ale zawsze o nas dbał. Kiedy wychodziłam za niego za mąż miałam świadomość, że tak jest. Zresztą tego nie ukrywał i zawsze mi to powtarzał, że najważniejsza jest piłka. Po jego śmierci jedną z moich pierwszych myśli było to, że odszedł tak jak chciał, na boisku.
W łódzkim klubie grał w latach 1973-75, 1977-83 i w 1985. Słynął z piekielnie mocnego strzału o czym przekonali się m.in. bramkarze Manchesteru United i Juventusu Turyn w europejskich pucharach. Legendy krążyły też o żelaznym uścisku dłoni.
– Na boisku był niezniszczalny, przeambitny i nigdy się nie poddawał, a do tego był po prostu świetnym piłkarzem. Był wiodącym zawodnikiem Widzewa przełomu lat 70. I 80. XX wieku. Zresztą wtedy jedenastka Widzewa składała się głównie z takich świetnych graczy. Był prawonożny, ale zwykle występował na lewej pomocy, choć w tamtych czasach nie było takiego przywiązania do pozycji jak teraz – uważa Andrzej Grębosz, kolega Surlita z łódzkiej drużyny. – Pamięć o nim jest czymś wspaniałym i cieszę się, że kibice Widzewa organizują turniej jego imienia. Krzysiu pochodził z Zelowa i tym bardziej ukłon do tych ludzi, którzy o nim nie zapominają – dodaje.
Do Widzewa Surlita sprowadził starszy brat – Wiesław. Grali ze sobą dwa i pół sezonu, a potem ich drogi się rozeszły. Kilka razy stanęli nawet naprzeciwko siebie – młodszy brat strzelił starszemu gola w meczu Widzew – Szombierki w 1980 roku. – Nie może mnie zabraknąć w takim dniu i na memoriale świętej pamięci brata, a do tego rozgrywanego w naszym rodzinnym mieście. To dla mnie ważne, że ten turniej stał się imprezą cykliczną – mówił Wiesław Surlit. – Cieszę się, że to turniej pokoleniowy, bo grają zarówno oldobye, jak i młodzież. Kibice pokazują, że historia klubu jest dla nich niezwykle ważna – twierdzi.
Krzysztofa Surlita jako trenera pamięta Daniel Bogusz. W Widzewie grał w latach 1993-2001. W sobotę wystąpił w oldboyach tej drużyny. – Pod koniec mojego pobytu w łódzkim klubie, Surlit był asystentem trenera. To był wspaniały człowiek i jeszcze większy sportowiec. Cieszę się, że mogłem w Zelowie spotkać się z przyjaciółmi, by uczcić jego pamięć - zaznacza Bogusz. – Jako trenera pamiętam go jako spokojnego człowieka. Kilka razy widziałem go na boisku i aż miło było go oglądać jak walczy do końca. Do tego potrafił uderzyć tak, że piłka leciała jak błyskawica.
Surlit był asystentem m. in. u Grzegorza Laty czy Piotra Kuszłyka. Ukraiński trener prowadził Widzew jesienią 2000 roku. Później w latach 2001-2005 był asystentem pierwszego szkoleniowca w Wołyniu Łuck. Właśnie z tą drużyną przyjechał do Zelowa, ale grał w barwach Widzewa. – Dostałem telefon z Wołynia, czy przyjadę na turniej dla Krzyśka. Nie zastanawiałem się nawet chwili. Najpierw pojechałem 250 km do Łucka, a potem 500 km do Zelowa. Gdyby było trzeba, to wsiadłbym na rower, by uczcić jego pamięć – zapewniał trener Kuszłyk. – Bardzo szanowałem go jako asystenta. To był bardzo miły chłopak, spokojny i fachowy. Pracował z bramkarzami i bardzo mi się podobało jak to robił. Mieliśmy bardzo fajny sztab szkoleniowy, który starał się, by zawodnicy jak najmniej odczuwali kłopoty finansowe – wspomina Kuszłyk.
Turniej oldboyów wygrali piłkarze Wołynia Łuck, a kibiców zespół FC Buczek.
Robert Cisek