Aktualności
Stulatek przed największym wyzwaniem. Ruch Chorzów walczy o przetrwanie
Poniedziałkowy jubileusz 100-lecia klubu upłynął spokojnie. Chorzowianie świętowali głównie w wirtualnej przestrzeni, pandemia nie pozwala bowiem na jakiekolwiek uroczystości. Plany były bogatsze, ale w obecnej sytuacji trzeba doceniać fakt, że urodziny nie odbyły się z przyczyn niezależnych od Ruchu. Jeszcze kilka miesięcy temu nie było bowiem wiadomo, czy Ruch dotrwa do „setki”. Pracownicy i piłkarze latem protestowali, w przeddzień startu rozgrywek w trzeciej lidze ciężko było znaleźć osoby poczuwające się do odpowiedzialności za los zasłużonego klubu.
Paradoksalnie, jedyną szansą na dotrwanie do jubileuszu był fakt, że formalnie ogłosić upadłość też ktoś musi. A na Cichej do podejmowania jakichkolwiek decyzji nikt się nie kwapił. Do tego doszedł bojkot kibiców, którzy w proteście widzieli jedyną szansę skutecznej reakcji.
Prezes „dobry wujek”
Normalność na Cichą wróciła, gdy jesienią prezesem klubu został Seweryn Siemianowski. Były piłkarz Ruchu, którego kibice mogą pamiętać z występów w niebieskiej koszulce w latach 90-tych ubiegłego wieku, zgromadził wokół siebie całe środowisko związane z klubem. Rozpoczął czas odbudowy. – Ciężko cokolwiek złego powiedzieć o Siemianowskim, to taki dobry wujek – pieszczotliwie mówią o nim jego koledzy z boiska. Popularny „Siemion” mógł z Ruchem świętować ostatni sukces chorzowian, czyli zdobycie Pucharu Polski w 1996 roku.
Teraz w pierwszej kolejności Siemianowski musiał przede wszystkim zadbać o to, by Ruch mógł egzystować. Front odnowy ruszył do akcji. Przedstawiciel kibiców wszedł do Rady Nadzorczej, sami fani biorą udział w wielu akcjach, również wielu drobnych sponsorów, najczęściej wywodzących się ze stadionu na Cichej, przyłączyło się do wsparcia klubu. – Wielu z nich chce pozostać w cieniu, wolą działać anonimowo, ale wiele dla klubu robią, chociażby w takich najprostszych sprawach – mówi Siemianowski.
I właśnie w kwestii „najprostszych spraw” na Cichej zmiana jest najwyraźniej odczuwalna. Współpraca dwóch akademii, które wcześniej nie żyły ze sobą najlepiej, honorowanie wszystkich, nawet najdrobniejszych sponsorów, lepsza komunikacja z udziałowcami. W wielu kwestiach okazywana jest ludzka życzliwość. Gdy nie możesz być bogatą korporacją, to działaj jak firma rodzinna i opieraj się na rodzinnych wartościach – z takiego założenia wychodzą na Cichej.
Ruch systematycznie spłaca zadłużenie, chociaż jest to jeszcze temat na długie lata. Szansą na finansowe bezpieczeństwo ma być młodzież, z którą przedłuża się kontakty. Klub prężnie działa marketingowo, stara się szkolić swoich trenerów. – Zawsze w poniedziałki omawiamy co było w weekend, a także co będzie w przyszłym tygodniu. Zakładamy sobie nasze priorytety. Trenerzy pierwszej drużyny przekazują wiedzę pozostałym szkoleniowcom. Na razie prowadzę te spotkania, jeszcze nie wykładam – uśmiecha się Siemianowski. Działania te nie spowodują, że Ruch momentalnie zacznie lepiej grać w piłkę, może jednak na Cichej powiać normalnością – przez lata deficytowym towarem w okolicach stadionu Ruchu.
Nauczyciel, prezes, dyrektor
Popularny „Siemion” to chyba jedna z bardziej znanych osób w środowisku piłkarskim Chorzowa. Jedna z bardziej znanych, ale też i dostępnych. – Gdy czasem nie odbieram, to się nie wkurzaj, postaram się oddzwonić – zwykł mawiać do dziennikarzy proszących o kontakt. – Odkąd jestem prezesem Ruchu, mam multum spotkań. Kiedyś nie było ich wiele mniej, a miałem to wszystko w głowie poukładane, teraz natomiast muszę notować. Kalendarz od planowanych spotkań mam czarny. Ale jeżeli ktoś chce się spotkać, pomóc, to zawsze znajdę czas. Jeżeli wszystko jest dobrze zorganizowane, to się udaje – mówi Siemianowski, który swój dzień pracy zaczyna najczęściej o godzinie 7 rano, a kończy nawet koło północy. – Jeżeli praca jest dla ciebie hobby, to nie pracujesz. Jestem więc bezrobotny – rzuca z uśmiechem, odpowiada na pytanie, skąd bierze siły na wszystkie zadania.
Jego dostępność wynika również z faktu, że w dwóch chorzowskich szkołach sportowych jest nauczycielem. – Robię treningi z dzieciakami, zajęcia typowo piłkarskie. To również taka odskocznia od pracy w klubie, tych wszystkich spotkań – dodaje.
Najmłodsi adepci piłki z czasem mają trafić do Ruchu, zresztą w obecnej drużynie trzecioligowej nie brakuje młodzieżowców, którzy stawiali pierwsze piłkarskie kroki właśnie pod okiem swojego prezesa. – To jest nasza przyszłość. Na naszych chłopaków stawiamy i liczymy, że razem z nimi pójdziemy w górę – dodaje Siemion, który w Ruchu jest także dyrektorem sportowym.
Ale to nie koniec obowiązków prezesa „Niebieskich”. Siemianowski jest także dyrektorem drugiego chorzowskiego podmiotu, który do tej pory szkolił młodzież, UKS Ruch. Dlatego problem, który nieraz rodził się między dwiema szkółkami, UKS a Akademią przynależącą do klubu, teraz został rozwiązany z automatu. Prezes Ruchu jest także trenerem rocznika 2005 trampkarzy starszych w UKS-ie. – Gdy człowiek ma sto rzeczy na głowie, to i 110 potrafi ogarnąć. A jak ma jedną, to i na nią nie starczy mu czasu – mówi.
Siemianowski pomaga także w organizacji turniejów na cześć byłych piłkarzy „Niebieskich”. – Chciałoby się czasami sklonować, bo dwa biodra mam „zrobione”, a wszystkie pozostałe części są ok – uśmiecha się.
Prezes Siemianowski wybrał się również niedawno z kibicami Ruchu na mecz Ligi Mistrzów, Atletico Madryt – Liverpool FC. – Trzeba czasem zobaczyć, jak piłka troszkę lepiej chodzi – dodaje z przekąsem. Również na urlopie nie jest w stanie uciec od futbolu. – Wcześniej omijałem w trakcie wakacji stadiony, ale ostatnio byłem na turnieju córki w Portugalii i od razu wpadłem na mecz Porto – dodaje. Córka Siemianowskiego również stawia na sport, tyle że gra w piłkę ręczną.
Po ciężkim tygodniu w roli nauczyciela-prezesa, przychodzą weekendy i mecze. – Wygrane drużyny, której jestem prezesem, przynoszą taką samą radość, jak wtedy, gdy sam grałem na boisku – mówi Siemianowski, który stara się doglądać również młodsze roczniki. – Jeszcze złotówki z klubu nie wziąłem, bo robię to dla idei. Chcę Ruch uratować i podnieść z kolan. Ta praca może przynosić radość, zarówno, gdy drużyna wygrywa, jak i klub odnosi sukcesy na niwie organizacyjnej. Widzę, że ma również sens, powolutku się udaje – relacjonuje.
Trudna rzeczywistość
W Chorzowie rzeczywistość nadal jednak zgrzyta. Mimo obietnic nie ma stadionu lub chociażby planów z tym związanych, rozdrobniony akcjonariat powoduje, że żaden z udziałowców nie czuje się w pełni odpowiedzialny za los klubu. Kibice, którzy dzisiaj są głównym motorem napędowym „Niebieskich”, są wyrozumiali. Pytanie, co będzie, gdy Ruchowi nie uda się raz czy drugi awansować do wyższej klasy rozgrywkowej? Nic tak bowiem nie motywuje do odbudowy, jak dobra gra drużyny. – Wszyscy chcą jak najlepiej dla klubu – mówi Siemianowski, który na fotel prezesa Ruchu został „namaszczony” przez prezydenta Chorzowa, Andrzeja Kotalę.
Kontakty na linii kibice-prezydent miasta nie należą jednak do przyjaznych, głównie z powodu problemów ze stadionem. – Czasem jestem w potrzasku, ale trzeba operować konkretnymi słowami, działaniami, tak by – jeżeli dwie strony nie mają po drodze ze sobą – ich nie konfrontować, ale czerpać z obu stron dla dobra klubu. Ruch jest najważniejszy, a nie prywatne wojenki. Po tylu wpadkach i problemach nie ma czasu na kłótnie. Trzeba działać – zaciera ręce Siemianowski.
Największym wyzwaniem dla prezesa i ekipy zarządzającej czternastokrotnym mistrzem Polski jest życie codzienne klubu. Żadna rocznica na Cichej nie była obchodzona chyba w tak słodko-gorzkich nastrojach. Z jednej strony setne urodziny i bogata historia to ogromny powód do radości, z drugiej jednak jest też świadomość wyzwania, jakie czeka następców, by godnie kontynuować tradycje Wilimowskiego, Cieślika czy Warzychy. By Ruch mógł w pełni świętować kolejne jubileusze, trzeba postarać się o wynik, który – zachowując pewne proporcje – może być większym wyzwaniem niż tytuły mistrzowskie w latach trzydziestych ubiegłego wieku. – Czasem jest tak, że do pewnych zadań trzeba człowieka, który nie wie, że czegoś nie da się zrobić. On więc przychodzi i to wykonuje. Chyba właśnie jestem taką osobą – dorzuca na zakończenie z wrodzonym optymizmem Seweryn Siemianowski.
Tadeusz Danisz
Fot: 400mm, Cyfrasport