Aktualności
[SERIE A] Szczęsny w pogoni za kolejnym czystym kontem. Rywalem Teodorczyk
W Juventusie hierarchia wśród bramkarzy jest jasna. Bluza z numerem jeden należy do Wojciecha Szczęsnego. I to Polak gra w najważniejszych spotkaniach, jego zmiennik Mattia Perin wchodzi do bramki, kiedy „Starej Damie” przychodzi się mierzyć ze słabszym przeciwnikiem w lidze. Tak było przeciwko Bolonii. Reprezentant Włoch rozegrał cały mecz, a Szczęsny mógł odpocząć. Perin nie wpuścił gola, poszedł więc w ślady Polaka który za punkt honoru postawił sobie jak najwięcej spotkań rozegranych na zero z tyłu. W tym sezonie zachował czyste konto z Lazio Rzym (2:0) i Frosinone (2:0). Licząc poprzednie rozgrywki, zanotował już 13 spotkań w Juventusie bez wpuszczonego gola. Do tego doliczyć trzeba dwa spotkania w Lidze Mistrzów – z Valencią i Young Boys Berno.
Ktoś może podważyć statystyki Szczęsnego, bo przecież czyste konto w najlepszym zespole Włoch, w sytuacji, gdy Juventus w większość spotkań nie daje rywalowi dojść do głosu, nie jest niczym szczególnym. Ale to tylko jedna strona medalu. Druga to umiejętność zachowania koncentracji na wysokim poziomie. Zdarza się, że przeciwnik Juventusu ma jedną, dwie sytuacje w meczu, często w długim odstępie czasu, wtedy więc wychodzi jak bramkarz panuje nad sobą i na ile jest właśnie skoncentrowany. Polak udowadnia, że akurat z tym nie ma problemu. To też tłumaczy dlaczego gra dziś w Juventusie, gdzie ma przecież zastąpić Gianluigi Buffona. Nasz bramkarz w każdym meczu musi potwierdzać, że jest gotowy stawić czoła legendzie słynnego Włocha. I nie chodzi tutaj o przebicie jego osiągnięć, a danie kibicom, działaczom, kolegom z drużyny, trenerowi, a przede wszystkim samemu sobie poczucie bezpieczeństwa i solidności między słupkami.
„Gigi” mu pomógł
Szczęsny, kiedy tylko może, podkreśla jak ważny wpływ na jego rozwój miał Buffon. – W poprzednim sezonie rozegrałem 21 spotkań, co jest niezłym wynikiem, jak na drugiego bramkarza. Poza tym miałem okazję uczyć się od jednego z najlepszych golkiperów w historii i miałem rok, by przygotować się do roli jego następcy. Samo przebywanie z nim na treningu dało mi okazję, by przyglądać się, jak on szykuje się do meczu, jak komunikuje się z obrońcami. Nie tylko na boisku, ale i w szatni. Pozwoliło mi to dojrzeć. Chciałem wznieść się na ten poziom – mówi Szczęsny w rozmowie z BBC Sport.
Między słowami można wyczytać, że Polak rozwinął się nie tylko piłkarsko, ale też mentalnie. To największa zmiana, jaka w nim zaszła od czasu transferu do Włoch. Gra w AS Romie, teraz występy w „Starej Damie” niesamowicie go zbudowały. – To była najlepsza możliwa okazja dla mnie. Jestem dumny z tego, jak to się wszystko ułożyło. Wszyscy mieliśmy trudne momenty w swojej karierze. Liczy się jednak to, jak na nie reagujemy. To, gdzie jestem teraz, nie wzięło się znikąd. Zapracowałem na to – podkreśla. A wielkość Buffona wcale mu nie doskwiera. Jak przyznaje, jest mu o tyle łatwiej, że nie jest Włochem. – Dlatego nigdy nie będę nowym Buffonem. Będę po prostu nowym pierwszym bramkarzem Juventusu i to wszystko. Myślę tylko o obronie strzałów – dodaje Szczęsny.
I wracamy tu do punktu wyjścia, czyli czystych kont naszego bramkarza. W końcu, nie liczy się nic innego jak po prostu „obrona strzałów”. A skoro tych w meczu nie zawsze ma wiele, musi to rozegrać na swój sposób. Wchodzimy zatem w sferę psychiki. – Miałem 20 lat, gdy zadebiutowałem w Premier League. Może mentalnie nie byłem jeszcze na to gotowy i przez to zyskałem sobie taką reputację. Ale potem dojrzewasz. W tej chwili jestem mężem i ojcem, więc moje życie trochę się zmieniło. Teraz skupiam się tylko na wygrywaniu trofeów i kontynuowaniu wspaniałej historii klubu – stwierdza Szczęsny we wspomnianym wywiadzie.
„Teo” czeka na swój moment
W sobotę polski golkiper ma szansę drugi raz w barwach Juventusu zagrać przeciwko Udinese. W poprzedniej kampanii ligowej bronił w wygranym 2:0 przez turyńczyków spotkaniu na własnym stadionie. Pogrom „Udine” (6:2) na Stadio Friuli oglądał z ławki rezerwowych. Pierwszy raz może za to spotkać się z napastnikiem, którego zna ze zgrupowań reprezentacji Polski. Łukasz Teodorczyk od sierpnia nosi koszulkę „Zebr”. Na razie jest graczem drugiego wyboru, wchodzi głównie jako zmiennik, choć z Chievo Werona wystąpił w pierwszym składzie. Cały czas czeka na premierowe trafienie w nowym zespole, a minut na boisku uzbierał już 222. – To klub, w którym mogę się rozwinąć. Ten transfer to dla mnie duży krok do przodu. Wciąż poznaję filozofię trenera. Jeszcze nie rozmawiałem z nim indywidualnie, ale domyślam się, że oczekuje ode mnie bramek. Jestem w treningu, ale nie jestem jeszcze w najlepszej formie. Myślę jednak, że już niedługo będę – mówił „Teo”.
Utrudnieniem dla Polaka, jeśli chodzi o grę w wyjściowej jedenastce, jest taktyka, jaką preferuje Julio Velazquez. Nowy szkoleniowiec zmienił ustawienie z 1-3-5-2 na 1-4-2-3-1. Jest zatem miejsce tylko dla jednego napastnika. Tam Velazquez stawia na kapitana zespołu Kevina Lasagne. Jest też młody Felipe Vizeu. Teodorczyk na swój moment musi jeszcze poczekać. Pomóc mogę mu tylko gole.
Piotr Wiśniewski
FOT: East News, Cyfrasport