Aktualności
[REPORTAŻ] Piłkarski świat dźwięków. „Mimo że nie widziałem, grałem z kolegami”
Blind Football Kraków Cup 2018 to niezwykłe wydarzenie, ponieważ do walki stanęli gracze, którzy teoretycznie powinni zostać wykluczeni z piłki nożnej. Jednak nawet największe przeszkody fizyczne nie mają znaczenia, kiedy pasja do sportu jest wielka. W tamten weekend każdy mógł przekonać się na własne oczy, że są osoby niewidome, które w uprawianiu futbolu nie widzą nic trudnego.
Gospodarze turnieju zaprosili najlepsze ekipy z Europy Środkowo-Wschodniej – sześć klubów z pięciu krajów. Czesi, Niemcy, Grecy, Mołdawianie i Polacy połączeni jedną cechą, dysfunkcją wzroku, i jedną pasją, miłością do piłki nożnej. Tylko w Niemczech istnieje profesjonalna liga dla niewidomych. W każdym z pozostałych czterech krajów blind football nie jest póki co na tyle rozwinięty, by stworzyć krajowe rozgrywki. Drużynom udało się jednak dojść do porozumienia i rywalizują ze sobą w dwudniowych turniejach. Kibice blind footballu, których w Polsce z każdym dniem jest coraz więcej, mogli być zadowoleni, gdyż wśród ekip, które zawitały do Krakowa, znalazły się najlepsze zespoły w Europie, w tym FC Schalke 04 czy Borussia Dortmund.
– Cieszę się, że ta dyscyplina sportu się rozwija. Moim zdaniem ma ona ogromny potencjał i wbrew pozorom, po krótkim okresie przyzwyczajenia, bardzo dobrze się ją ogląda – mówi nam Adam, jeden z największych fanów blind footballu z Krakowa. – Jestem bliskim przyjacielem paru chłopaków, którzy występują w Tynieckiej „Nie Widzę Przeszkód” (krakowskiej drużynie blind footballistów – przyp. red.) i tak zaczęła się moja przygoda jako kibica. Na początku dla mnie była to trochę czarna magia, dlatego każdemu nowemu kibicowi polecam pójście ze znajomym, który trochę się już zna i wie jakie są podstawowe zasady tej odmiany piłki nożnej.
Blind footballowa strategia
Tym, co na początku przykuwa największą uwagę kibiców podczas oglądaniu blind footballu, jest przebieg meczu. Dla większości z nas piłka opiera się przede wszystkim na podaniach. W tej dyscyplinie sportu jest dokładnie odwrotnie: przeważająca większość akcji w meczu to rajdy napastników, którzy dostając wyrzut od bramkarza, starają się napędzić akcję dryblingiem.
Oglądanie graczy w opaskach na oczach, poruszających się po boisku w sposób nienaturalny do tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, jest niezwykłym doświadczeniem. Na turnieju często pojawia się pytanie: do czego potrzebne są opaski, jeśli wszyscy uczestnicy są niewidomi? Otóż, ma to na celu wyrównanie szans, gdyż nie każdy gracz jest kompletnie niewidomy. – W blind footballu wyróżniamy trzy kategorie, według których klasyfikowani są zawodnicy – powiedział nam Łukasz Skotnicki, międzynarodowy sędzia prowadzący na co dzień rozgrywki tej dyscypliny. – Kategoria B1 to gracze niewidomi, kategorie B2 i B3 to zawodnicy z częściową dysfunkcją wzroku i każdy z nich ma prawo grać w oficjalnych rozgrywkach. Jedynym zawodnikiem, który nie nosi przepaski jest bramkarz, tylko on jest w drużynie graczem w pełni widzącym – wyjaśnia arbiter.
Na turnieju, tak jak na każdym boisku blind footballowym, cicho jest tylko raz – tuż przed rozpoczęciem meczu. Jako że jedynym zmysłem, którym posługują się gracze jest słuch, ten rodzaj piłki nożnej oparty jest przede wszystkim o świat dźwięków. Pierwszym i niezbędnym do gry elementem jest udźwiękowiona piłka. Najczęściej jest ona wykonana ze specjalnej skóry z wmontowanym systemem udźwiękawiającym, dzięki czemu zawodnikom śledzą jej lot za pomocą zmysłu słuchu. System ten znajduje się we wnętrzu futbolówki, a skonstruowany jest tak, aby sygnał wydobywał się z niej nie tylko podczas toczenia, ale także obracania wokół własnej osi, czy nawet podczas lotu. Charakterystyczny dźwięk, który wtedy słyszymy przypomina grzechotkę.
Brazylijskie korzenie
Kolejnym istotnym elementem rozgrywki jest komunikowanie przez graczy swej pozycji na boisku. „voy!”, czyli z hiszpańskiego „idę!”, słyszymy kilkaset razy w ciągu połowy. Blind football miał swoje początki w Ameryce Południowej i to stamtąd przywędrował do nas ten okrzyk. Jednosylabowy, wyraźny, prosty do wypowiedzenia dla wielu nacji. Każdy zawodnik, będący w pobliżu piłki prowadzonej przez rywala lub znajdującej się pod niczyją kontrolą, zobowiązany jest głośno i wyraźnie oznajmić, że jest w jej otoczeniu. Jedynie gracz, który znajduje się w posiadaniu piłki nie musi komunikować swojej pozycji. W każdym innym przypadku, brak sygnalizacji potraktowany jest przez arbitra jako faul. W blind footballu zasada ta jest kluczowa, ma na celu chronienie graczy przed zderzeniami, które i tak zdarzają się bardzo często.
Już po pierwszych minutach meczu rzuca się w oczy fakt, jak bardzo niebezpieczny jest to sport. – Zobaczcie, chłopaki zawsze podchodzą do gry z najwyższym zaangażowaniem, nie odpuszczają żadnej piłki. A przecież siebie nie widzą, więc kiedy dochodzi do zderzenia wszystko odbywa się z pełnym impetem – mówi nam sędzia Skotnicki. Na turnieju wielokrotnie zauważyliśmy zawodników wpadających na bandy, potykających się o siebie, czy zderzających się głowami. Jednak istniała między drużynami niepisana zasada fair play – nikt nie udawał, nie próbował nawet oszukać sędziego. Każdy z upadających starał się podnieść i jak najszybciej wrócić do gry.
Trenerzy – przewodnicy
Dużą rolę w blind footballu odgrywają trenerzy-przewodnicy. W każdej drużynie jest ich dwóch i w dużej mierze to oni decydują jak potoczy się akcja danej drużyny. Wydają komendy takie jak: „strzelaj!” czy „podaj!”, których celem jest jak najlepsze poprowadzenie swoich piłkarzy. Pełnią także kluczową rolę przy stałych fragmentach gry, kiedy wskazują zawodnikowi środek bramki oraz słupki.
– Mamy znakomite porozumienie między trenerami-przewodnikami a graczami naszej drużyny. Dodatkowo, trenujemy regularnie z zaangażowaniem i pasją. To pozwala nam przekraczać kolejne bariery i wchodzić na nieosiągalny dotąd poziom – zauważa Marcin Ryszka, jeden z najlepszych blind footballistów w Polsce. Jego zdaniem właśnie wspomniana bardzo dobra komunikacja w zespole miała największy wpływ na to, kto wygrał turniej. Lokalni kibice mogli być szczęśliwi, zwycięzcami została polska ekipa: Tyniecka „Nie Widzę Przeszkód” Kraków, która po emocjonującym finale pokonała w karnych mistrza Niemiec, zespół FC Schalke 04.
Dla niewidomych i widzących
Marcin Ryszka bardzo cieszy się z tego, że w wielu miejscach może być ambasadorem tej stosunkowo nowej dyscypliny sportu. – Od dziecka byłem wielkim fanem piłki. Moja rodzina ma duże tradycje w tej dyscyplinie sportu. Jako dzieciak, mimo że nie widziałem, grałem z moimi braćmi i kolegami z osiedla. Wiedziałem, że gdzieś na świecie są rozgrywki w piłce nożnej osób niewidomych – opowiada piłkarz. Przełomowym momentem dla niego było uczestnictwo w paraolimpiadzie w Pekinie, gdzie reprezentował Polskę jako pływak i gdzie pierwszy raz poszedł na mecz blind footballu.
– Obecnie mamy szansę kwalifikować się do najważniejszych turniejów na świecie, m.in. na mistrzostwa Europy, jesteśmy też zapraszani na wiele ciekawych wydarzeń, ludzie rozpoznają mnie na ulicy. To bardzo przyjemne i cieszymy się, że możemy w tym wszystkim brać udział. Jestem przekonany, że taki turniej jak Blind Football Kraków Cup 2018 będzie się cyklicznie powtarzał, a przy tym rozrastał i cieszył coraz większym zainteresowaniem. Osobiście czuję się swojego rodzaju ambasadorem tej dyscypliny w Polsce – podkreśla Ryszka.
Ale blind football to nie tylko Tyniecka NWP w Krakowie. Osoby z dysfunkcją wzroku mogą spróbować swoich sił w tej dyscyplinie także w innych miastach w Polsce, np. w Warszawie, gdzie od niedawna pojawiają się pierwsze tego typu inicjatywy, czy na Dolnym Śląsku, gdzie od dłuższego czasu istnieje już klub Sprint Wrocław. Zgłosić może się każdy, kto ma chęci i siły. Dodatkowo, rozwijać tę dyscyplinę można również w inny sposób i jako osoba widząca można angażować się w rozgrywki występując w nich jako bramkarz, sędzia, trener, przewodnik czy organizator turniejów.
Dlaczego warto? Blind footballiści to grupa nieprzeciętnych osób. Tutaj każdy musiał wznieść się na wyżyny motywacji, żeby znaleźć się w drużynie i móc robić to co kocha. Przy tym nie zatracili oni dystansu do siebie i poczucia humoru. Swojej decyzji nikt z nich z pewnością nie żałuje. Zapytani, odpowiadają chórem beż żadnego zastanowienia: drugi raz zrobilibyśmy dokładnie to samo!
Dla nas mogą stanowić ogromną inspirację w momentach zwątpienia w powodzenie swoich marzeń. Jeśli oni, mimo ogromnej przeszkody, mogą robić to co kochają, to podobnie może działać każdy z nas.
Michał Wapiński, fot. Klaudia Giza