Aktualności

[OKIEM ZA] Kazimierz Deyna w meczu z Holandią (4:1, el. ME 1976)

Aktualności15.03.2020 
Jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy mecz w historii reprezentacji Polski przypadł na eliminacje, które biało-czerwonym się nie udały. W arcytrudnej grupie z Holandią, Włochami i Finlandią zabrakło jednego zwycięstwa więcej, lub lepszego wyniku na wyjeździe z ostatecznym zwycięzcą. Jednak na stadionie Śląskim w Chorzowie wicemistrzowie świata z Johanem Cruyffem w składzie wypadli blado przy tym, jak zaprezentowali się Polacy – z planem, poświęceniem i jakością. Analizujemy, jak w sercu tego zwycięstwa (4:1) spisał się Kazimierz Deyna.

Wyjściowe ustawienie

Polacy zagrali ustawieni tak, jak Holendrzy – 1-4-3-3. Jednak do starcia dwóch kapitanów, dwóch „dziewiątek” i liderów reprezentacji doszło dopiero w drugiej połowie: Cruyff rozpoczął spotkanie na lewym skrzydle, a Deyna grał jako ten najbardziej środkowy z trzech piłkarzy w drugiej linii. Wsparcie Henryka Kasperczaka i Zygmunta Maszczyka było dla niego kluczowe, pozwalające mu na włączanie się do akcji ofensywnych oraz asekurację w defensywie. Z meczu jasno widać, że to ta dwójka biegała więcej zwłaszcza w tych momentach, gdy Deynie brakowało sił, jak na początku drugiej połowy.

Rola w rozegraniu

Jednak gra w roli środkowego pomocnika dawała mu też swobodę, której nie miałby przy ustawieniu wyżej i pressingu Holendrów z którego rywale zresztą słynęli. Tymczasem zwłaszcza w pierwszej połowie, po przejęciu piłki od obrońców i w ataku pozycyjnym, to Deyna widział wszystko i mając przestrzeń mógł wymierzyć idealne, długie podanie (patrz obrazek poniżej). Polacy wykorzystywali je dwojako: na szybkich skrzydłowych wychodzących za obrońców oraz przy podejściu ze swoim pressingiem.

Tak zresztą padła pierwsza bramka dla biało-czerwonych. Kazimierz Deyna miał miejsce i czas, by zagrać długie podanie bardziej na walkę do Roberta Gadochy, a po jego przegranym pojedynku w powietrzu jeden z Holendrów próbował podać do własnego bramkarza i… wtedy wyskoczył z drugiej linii Grzegorz Lato, by wykończyć akcję. Tych długich zagrań Deyny było więcej zwłaszcza na początku, gdy to gospodarze dominowali, a także pod koniec pierwszej połowy, gdy w jednej akcji nawet dwukrotnie tego próbował. Zwłaszcza podaniami w boczne strefy, gdzie było więcej przestrzeni przy zaangażowaniu się w ataki bocznych obrońców Holandii.

 

Rola w defensywie

Pomeczowe statystyki Deyny są bardzo interesujące: rozgrywający miał więcej odbiorów (pięć) niż dryblingów (dwa) czy kluczowych podań (trzy). Jednak na tym również polegała jego rola, gdy zwłaszcza w pierwszej połowie grał bardzo blisko linii obrony, często wchodząc w nią i asekurując bocznych obrońców. To, przy większym zaangażowaniu Kasperczaka oraz Maszczyka w niektóre akcje, otwierało możliwości Holendrom, którzy tak stworzyli swoją pierwszą groźną sytuację w której świetnie interweniował Jan Tomaszewski. Jednak rosnąca przewaga gości wynikała właśnie z tego, jak duże zrobiły się odległości między trójką środkowych pomocników.

Natomiast dało się zauważyć u Polaków zbliżoną do Holendrów wymienność ról na boisku, odpowiedzialność w asekuracji. To również gubiło przeciwników. – Piłkarze nie są ustawieni jak na szynach i po których muszą się poruszać. (Współcześnie) mają mieć ogromną ruchliwość – podkreślał komentujący ten mecz Jan Ciszewski.

Bezpieczeństwo i szanse

Druga połowa była w wykonaniu Deyny słabsza, także ze względów fizycznych. Wyraźnie biegał mniej od swoich kolegów z drugiej linii, w pierwszym kwadransie po przerwie dawał się mijać zbyt łatwo dynamicznie dryblującym rywalom. Także z tego względu zaczął grać wyżej i do tego bezpieczniej, krótszymi podaniami, tworząc trójkąty w rozegraniu ze skrzydłowymi. Dawało to oddech całej drużynie, która musiała odpierać ataki Holendrów.

Warto jednak zauważyć, że w tym meczu Polacy strzelali gole w idealnych dla nich momentach. Pierwszego po kwadransie, gdy dominowali. Drugiego po tym, jak odetchnęli przed przerwą po atakach rywali. Trzeciego również w odpowiedzi na dominację Holendrów i czwartego wykorzystując ich zaangażowanie w ataku.

Deyna miał udział w ostatnim trafieniu, gdy Polacy dłużej utrzymali się pod polem karnym gości. Wymienili kilka podań z rzędu, rotowali pozycjami, aż wreszcie świetnym podaniem udało się odnaleźć Andrzeja Szarmacha wbiegającego w drugie tempo. Ten znalazł się sam na sam i pokonał bramkarza. Po dziesięciu minutach nastąpiła bliźniacza szansa, którą miał już Deyna, również wchodząc z głębi pola na podanie z boku (obrazek poniżej), lecz po minięciu golkipera był już zbyt blisko linii końcowej, by strzelić swojego gola.

To było przede wszystkim świetne spotkanie całej drużyny, kapitalnie zaprezentowali się piłkarze z ofensywy, jak również 21-letni wówczas Władysław Żmuda, kilka idealnych wyjść do dośrodkowań oraz interwencji miał Jan Tomaszewski w bramce. Deyna może nie błyszczał tak, jak w niektórych z poprzednich 66. występów w reprezentacji Polski, ale dał dużo jakości: grając na jeden kontakt, posyłając długie podania, uwalniając zespół w odpowiednich momentach od pressingu Holendrów. Pod wieloma względami i pomimo srebra na Igrzyskach Olimpijskich w 1976 roku to był ostatni wielki mecz pod wodzą Kazimierza Górskiego.

Kazimierz Deyna w meczu z Holandią (4:1, 10.09.1975)
Podania: 30/40 dokładnych
Podania kluczowe: 3
Odbiory: 5
Drybling: 2
Strzały: 3/4 celne
Faule: 2
Faulowany: 1
Straty: 8

Michał Zachodny

fot. PAP

 

 

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności