Aktualności
O Mikołaju, który czeka na prezent
W polskiej piłce od II ligi do ekstraklasy piłkarzy o imieniu Mikołaj można policzyć na palcach dwóch rąk. W kadrach 52 drużyn na szczeblu centralnym jest ich dokładnie dziesięciu. W ekstraklasie tylko jeden – Mikołaj Kwietniewski, ale na razie tylko trenuje z pierwszym zespołem Legii. To imię jest tak „mało piłkarskie”, że w historii seniorskiej kadry narodowej nie było reprezentanta o takim imieniu.
Mikołaj Lebedyński poprzedni sezon zaczął w Wiśle Płock. Zagrał zaledwie cztery mecze i doznał kontuzji. – Po wyleczeniu urazu zostałem przesunięty do rezerw. Zimą szukałem klubu i zdecydowałem się na Górnika Łęczna, ale nie było tak tam kolorowo, jak sobie wyobrażałem. Myślałem, że szybciej dojdę do siebie, ale jak już było wszystko w porządku, to liga dobiegła końca. Wypożyczenie do Górnika się skończyło, a mój kontrakt z Wisłą Płock wygasł. Ten ostatni czas jest dla mnie niezbyt udany, a cały rok jest pechowy. Od 1 lipca jestem wolnym zawodnikiem i nic do tej pory się nie zmieniło. Trenuję z rezerwami Pogoni Szczecin – przyznaje Lebedyński.
Mikołaj jest wychowankiem tego klubu. Po dwóch sezonach z Pogonią w I lidze w 2011 roku przeszedł do holenderskiej ekstraklasy. W Rodzie Kerkrade spędził dwa sezony (w 32 meczach strzelił cztery gole) i przez Szwecję (pół roku w ekstraklasie) wrócił do Polski. Wtedy zadebiutował w ekstraklasie w Podbeskidziu Bielsko-Biała, potem znów zmienił klub – trafił do Wisły Płock. Tu wreszcie zyskał stabilizację i udowodnił, że jest skuteczny, zwłaszcza w drugim sezonie.
– Walczyłem o koronę króla strzelców, a moje gole pomogły Wiśle w powrocie do ekstraklasy. Kolejny sezon spędziłem w GKS Katowice. Tam trener Jerzy Brzęczek widział mnie jako numer 10. Stąd mniej goli, bo trzy, ale za to sześć asyst. To był udany sezon – wspomina Lebedyński.
– Po tych dwóch dobrych latach przyszedł jednak rok zdecydowanie gorszy. Na szczęście po deszczu zawsze wychodzi słońce, więc staram się pozytywnie patrzeć na moją sytuację. Miałem trochę czasu, by popracować nad sobą, by kostkę doprowadzić do pełnej sprawności. Jestem zwarty i gotowy, chcę wrócić i czekam na telefon z propozycją – dodaje.
Lebedyński wrócił do rodzinnego Szczecina i dzięki uprzejmości działaczy trenuje z III-ligowymi rezerwami Pogoni. W meczach jednak nie gra, a ze strony pierwszego zespołu nie ma zainteresowania napastnikiem. – Pogoń to mój klub, a Szczecin to rodzinne miasto. Wróciliśmy z żoną i dziećmi do siebie. Mam zresztą kilka minut na stadion. Pojawiła się możliwość ćwiczenia z rezerwami i chętnie z tego skorzystałem. Jestem w treningu i czekam na możliwość testów – przyznaje Lebedyński.
6 grudnia są jego imieniny, popularne Mikołajki, podczas których wręczamy bliskim małe prezenty. Na te większe przychodzi czas w Boże Narodzenie. – Bywało, że z racji imienia w klubach pełniłem rolę Mikołaja i oczywiście na imprezach rodzinnych. Zresztą jestem już w takim wieku, że wolę prezenty dawać niż dostawać. Noszę brodę, choć jeszcze ciemną, a nie białą, ale na Mikołaja się nadaję – uśmiecha się Lebedyński.
Wspomina też, że właśnie pod koniec roku bywa najskuteczniejszy. Sprawdziliśmy jak wiodło się Lebedyńskiemu w Polsce. W końcówce roku miał nosa do bramek. W sezonie 2014/2015 strzelił gola 30 listopada, a Wisła Płock pokonała Pogoń Siedlce. W kolejnym sezonie w ostatniej kolejce jesiennej (27 listopada) trafił dwa razy, ale w meczu na szczycie I ligi wiślacy ulegli Arce Gdynia 2:4. W rozgrywkach 2016/2017 gola zdobył 19 listopada z Wigrami Suwałki (2:3).
W Holandii było grudniowym strzelcem. – Dobrze wspominam mecze przed świętami. Pierwszą bramkę dla Rody Kerkrade zdobyłem dokładnie 17 grudnia 2011 roku. Wygraliśmy 7:0, czym wyrównaliśmy klubowy rekord. Rok później, też w grudniu, najpierw strzeliłem gola w lidze U-21, a dwa tygodnie późnej trafiłem w spotkaniu z Venlo. Pamiętam to doskonale, bo graliśmy 23 grudnia. I po spotkaniu wracałem całą noc, by zdążyć do Polski na wigilię. Chyba sam sobie wtedy sprawiam prezenty, a święta dzięki temu są weselsze – podkreśla napastnik.
Spytaliśmy Lebedyńskiego, jakie prezenty sprawiłby kibicom jako Mikołaj. – Staram się wczuć w rolę fana jakiegoś klubu i pewnie największą przyjemnością byłoby spędzenie całego dnia z drużyną, poznanie piłkarzy. Także udział w treningu, dzielenie szatni, przekonanie się jak od środka funkcjonuje zespół. Aby zobaczyć to, czego zwykle nie widać, bo mecz to produkt finalny pracy w tygodniu. – uważa Lebedyński i dodaje na zakończenie: – Dla kibica reprezentacji Polski z pewnością świetnym prezentem byłby awans na mistrzostwa Europy. W marcu zaczynają się eliminacje i trzeba trzymać za biało-czerwonych kciuki.
Robert Cisek