Aktualności
„Niekochani”: Co warto zapamiętać z drugiego odcinka?
Zmiana kontekstu
Widoczne jest to od pierwszych minut. – Z początkiem eliminacji coś się zmieniło – mówił Wojciech Szczęsny. Może to była impreza drużyny jeszcze na poprzednim zgrupowaniu, a może lepsza energia po remisie w Portugalii? Niezależnie od tego, drugi odcinek ma niejako odwrócony schemat, co wynika z losów zespołu: eliminacje zaczęły się od czterech zwycięstw i zakończyły dwoma rozczarowującymi wynikami ze Słowenią i Austrią.
Jednak ważniejsze są w tym odcinku budowane relacje. Arkadiusza Milika, który w Wiedniu schodzi z boiska w przerwie i dostaje informację, że już nie zagra. Jednak jego tłumaczenie o tym, że chciał spróbować dać z siebie wszystko, pomimo choroby, bo „jeśli w reprezentacji zawiedziesz raz, to na kolejną szansę możesz poczekać”, jest zrozumiałe. Zwłaszcza z historią jego kontuzji.
Ale pojawiają się też inni, nowi zawodnicy. Arkadiusz Reca i Krystian Bielik, dzięki którym wejście w pracę selekcjonera jest jeszcze bliższe. To już nie tylko przemowy na posiłku, odprawie czy w przerwie meczu. To dyskusja z jednym zawodnikiem (Recą), rozbieranie na czynniki pierwsze nielicznych występów w Atalancie. To dyskusja z Bielikiem, gdy wszyscy zarzucali, że żadnej dyskusji nie było, tylko rzucenie tekstu, by próbował. Ale za tym próbowaniem stało to spotkanie, przekazanie debiutantowi przekonania, że potrafi ("Patrz, to jest genialne!") i że może to robić w reprezentacji. W tym sensie serial nadaje kontekst zdarzeniom, które były wcześniej oceniane jednoznacznie.
Brzydko wygrywać, czy ładnie przegrywać?
Wojciech Szczęsny, co nie będzie specjalnym odkryciem, świetnie wypada w roli narratora. Potrafi znaleźć i uargumentować kontekst, spojrzeć z dwóch stron, ale przy jednoczesnym utrzymaniu swojego stanowiska. Zwłaszcza pokazuje on różnicę w podejściu piłkarzy do swojej pracy. – Dla mnie dosyć trudnym do zrozumienia było to, że teraz wszyscy wymagają od nas czegoś z czego nie byliśmy znani jako drużyna – mówi z kolei Łukasz Fabiański.
Ten kontekst rozwija Szczęsny o doświadczenia z poprzednich lat. O tym, że eksperymentowanie i nie pójście w doskonalenie schematów sprawiło, że „na mistrzostwach świata straciliśmy swoją tożsamość”. – My się nauczyliśmy grać brzydko, na cztery, pięć akcji z przodu. I to wystarczało i nikt nie narzekał – mówi bramkarz Juventusu. Twierdzi, że w poprzednim okresie reprezentacja rozegrała jeden stylowo bardzo dobry mecz, z Niemcami przegrywając 1:3 we Frankfurcie. – To ja dziękuję za ładną grę – komentuje, przypominając (choć poza kamerami), że równie dobry był bezbramkowy remis z tym rywalem w trakcie EURO 2016, lecz nie przyniósł zysków po stronie goli zdobytych. Też nie było pełnej satysfakcji.
To oczywiście nie jest tak, że zespół chce grać brzydko lub robi to specjalnie. W tym względzie uderzają dwie sceny: cisza po wygranej z Łotwą w Warszawie, gdy w szatni wszyscy mają zwieszone głowy. Wiedzą, że rozegrali słabe spotkanie, w którym nie zaprezentowali nic z tego, co było od nich wymagane. W przerwie wszyscy zdawali się bezradnie patrzeć po sobie i szukać przyczyn dla których nie grają tego, co jest od nich wymagane. Piłkarz wie, kiedy zagrał słabo.
Z Izraelem w tym względzie przyszło przełamanie. – Życzę wam żeby wróciła do was radość. Szczęście jest nam bardzo potrzebne, ale miejcie satysfakcję z tego, co tam zrobicie – mówi w ostatnich słowach przed wyjściem na boisko Jerzy Brzęczek. Koniec końców satysfakcja to odpowiednie określenie na to, co czuje piłkarz po meczu. I, jak znów świetnie argumentuje Szczęsny, na pewno nie czuje jej w pełni po meczu, który przegrał.
Czy to odcinek o hejcie?
Temat powraca w drugim odcinku ze zdwojoną siłą, bo tak musiało być: rozgrywane mecze były nie najwyższych lotów, ale przynosiły zwycięstwa. Wyniki były, styl rzadko. Satysfakcja jednych nie spotykała się z uznaniem drugich. To najprostsza droga do omawianego konfliktu.
Jednak najlepszym podsumowaniem są słowa Roberta Lewandowskiego. – Kto ciśnienia nie trzyma, ten nie gra na wysokim poziomie – mówi po 4:0 z Izraelem. Czy reakcje piłkarzy mówiących o krytyce świadczą o czymś przeciwnym? Wbrew pozorom, nie. To bardziej pokazuje, że im, grając w kadrze, najbardziej zależy na wygrywaniu, a nie usatysfakcjonowaniu krytyków. Bo to jest odcinek o tym, czym jest zwyciężanie nawet brzydko dla piłkarzy. Ich rzadko się o to pyta. Nie jest to również tak jednoznaczne.
Pokazane są dwie główne „ofiary” tego, co piłkarze odebrali jako hejt. Arkadiusz Reca, który wprost mówi, że głosy z zewnątrz pogarszały jego sytuację mentalnie. To do niego na jednej z odpraw zwracał się bezpośrednio Jerzy Brzęczek, a przed Łotwą prosił jego kolegów, by go wsparli na boisku. – Czasami wierzył we mnie bardziej, niż ja w siebie – dodaje lewy obrońca.
Jest też cała sytuacja z Krystianem Bielikiem, którego jedno zdanie wyrwano z kontekstu. Ten kontekst poznajemy dopiero po czasie, ale słyszymy rozmowę z indywidualnej odprawy z defensywnym pomocnikiem, wskazywanie mu konkretnych zachowań przez selekcjonera. – To jest genialne! – mówi Brzęczek w pewnym momencie. Może tego właśnie miał próbować już w Ljubljanie, gdzie debiutował?
Bielik mówiąc o krytyce dla samej krytyki może dopiero poznaje kontekst drugiej strony. Dziennikarzom nie chodzi o kliknięcia: satysfakcja z dobrze napisanego tekstu lub stworzonego materiału jest większa, niż po skrytykowaniu zespołu, piłkarza. To co innego. A że memy są niesmaczne? To nowa kultura i nie tworzona przez dziennikarzy, choć niejako napędzona przez media. Można jednak powiedzieć: witamy w nowym świecie oceny piłkarza. To już nie suche 4/10 w poniedziałkowej gazecie i dwa ogólnikowe zdania argumentacji. Spektrum reakcji jest bardzo szerokie, a to najszybsze w dobie mediów społecznościowych jest właśnie memem. Każdy może się nim stać, a zwłaszcza ktoś popełniający błąd, będący niepopularnym lub niezrozumiałym wyborem, kto się naraził jednym wypowiedzianym zdaniem. Czasem wystarczy nawet gest czy ujęcie, by stać się tak wątpliwym bohaterem.
Czy może być tak, że ten serial to zmieni? Jest to pytanie, które narzuca się samo, ale może wychodzić za daleko. Kto przy następnych meczach kadry, czy w trakcie przyszłorocznego EURO będzie jeszcze odnosił się do dokumentu? Może więc istotniejsze dla kibiców jest poznanie kontekstu, który jest budowany za kulisami: poprzez relacje piłkarzy, pracę sztabu i reakcje w różnych momentach. Na dawkę emocji w nich dostarczanych nikt jednak narzekać nie będzie.
Michał Zachodny