Aktualności

[MISTRZOSTWA ŚWIATA 2018] Francja – Chorwacja: „rewolucjonista” kontra „wolontariusz”

Aktualności14.07.2018 
– Napoleon powtarzał, że do wygrywania wojen potrzebni są dobrzy żołnierze oraz szczęście. To drugie Didier na pewno ma – powiedział o nim Michel Platini, legenda francuskiej piłki. Piłkarze powtarzają z kolei, że za swoim wodzem poszliby właśnie na wojnę, w której brał udział – jako żołnierz – drugi z trenerskich bohaterów tych mistrzostw. Francja i Chorwacja znalazły się w finale nie tylko dzięki umiejętnościom i sumie szczęścia. To zasługa Didiera Deschampsa i Zlatko Dalicia, dwóch barwnych osobistości świata trenerskiego.

Jest rok 1991. Zlatko Dalić przerywa karierę piłkarską i strój sportowy zamienia na mundur wojskowy. Jego towarzyszką życia nie jest już piłka. Zostaje logistykiem. Wydaje posiłki kolegom walczącym na linii frontu. Zgłosił się bowiem do Chorwackiej Rady Obrony (HVO) i postanowił, że pomoże mieszkańców Livna, miasta, które objął konflikt zbrojny w trakcie wojny w Bośni i Hercegowinie. Trzy miesiące później znów uganiał się za futbolówką na boisku. Bohaterem lokalnej społeczności został ponownie, po 28 latach. Wprowadził Chorwację do finału mistrzostw świata.

Drugi z trenerów finalistów, Didier Deschamps, nie doświadczył wojny w takim sensie jak Dalić, ale nie brakuje na jego temat porównań do wybitnego stratega wojennego w osobie Napoleona Bonaparte. Napoleon miał zmysł taktyczny, przewidywał ruch oponenta na długo wcześniej, przez co kroczył w Europie od zwycięstwa do zwycięstwa. Tak jak Deschamps, który posiada wszystkie cechy wielkiego przywódcy. Przywódcą zresztą zawsze był. Dlatego tak dobrze sprawdza się w roli trenera. Selekcjonera trudnej w prowadzeniu reprezentacji, bo specyficznej, pełnej kontrastów i wielkiego ego piłkarzy.



Bez trenera ani rusz

Deschamps i Dalić są zaprzeczeniem panującej opinii, że zawód trenera się skończył. Wychodzą naprzeciw sugestiom jakoby dobry zespół nie potrzebował szkoleniowca, a człowieka, który jedynie dobrze poukłada odpowiednie klocki. Tyle, że drużyna piłkarska to specyficzny twór. Zbieranina różnych charakterów. Szatnia piłkarska jest miejscem, gdzie stężenie testosteronu przekracza wszelkie możliwe normy. Wejść do takiego miejsca i ujarzmić zawodników nie jest wcale taką prostą sprawą jak się wielu wydaje. Trzeba mieć charakter, charyzmę, no i posiadać zdolność zarządzania zasobami ludzkimi. Trenerzy finalistów mundialu świetnie opanowali tę umiejętność. Dalić nie wahał się już w trakcie mistrzostw odesłać do domu Nikolę Kalinicia, który odmówił wejścia na boisko w meczu z Nigerią. Chorwaci prowadzili 2:0, selekcjoner chciał dać odpocząć Mario Mandżukiciowi. Wskazał więc na napastnika AC Milanu. Ten tłumaczył się bólem i powiedział „nie”. W efekcie więcej już na tych mistrzostwach nie zagrał. Wrócił do domu i teraz może sobie pluć w brodę, że nie wykazał się choćby odrobiną dobrej chęci. Smutek piłkarza z pewnością potęguje szał, jaki opanował kraj po awansie Chorwacji do finału.

Dalić stworzył świetną atmosferę w zespole. Nawet nieprzepadający za sobą Luka Modrić i Ivan Rakitić jadą na tym samym wózku. Rakitić na jednej z konferencji, nawiązując do słów Roberta Prosineckiego, potwierdził, że Modrić to najlepszy piłkarz w historii Chorwacji. To już świadczyło o sile tej ekipy. Sile, dzięki której byli niezłomni i przetrwali bez uszczerbku trzy dogrywki na tych mistrzostwach. – Mieliśmy cięższą drogę do finału i jesteśmy prawdopodobnie jedynym zespołem na świecie, który, biorąc pod uwagę liczbę minut na boisku, rozegra osiem meczów na mundialu – powiedział trener Chorwatów. Doprowadził do tego, że piłkarze zaczęli walczyć do ostatniego tchu. – Spojrzałem na piłkarzy, oni na mnie. Nikt nie chciał zejść, nikt nie szukał zmiennika. Byłem zafascynowany ich postawą i nie wiedziałem co zrobić – przyznał po meczu z Anglią, cytowany przez portal 24sata.hr.

Bóg nade wszystko

Zbudował taki autorytet, że stał się Panem Selekcjonerem. Sobie nie śmie przypisywać żadnych zasług. Wyjaśniając swój fenomen trenerski, odsyła... do nieba. – Wszystko, co osiągnąłem do tej pory w życiu zawodowym i osobistym, zawdzięczam nie sobie, lecz Bogu. To niedzielna msza święta trzyma mnie w pionie, bez niej całe nasze życie nie miałoby większego sensu. To właśnie wtedy szczególnie czuję, jak Chrystus jest obecny w życiu naszej rodziny – tłumaczy. Każdy trening rozpoczyna od odmówienia jednej z tajemnic wiary. W kieszeni nosi różaniec.



I pomyśleć, że mowa o trenerze, który na początku pracował z reprezentacją bez kontraktu. Przez media został nazwany „wolontariuszem”. Kadrę objął na kolejkę przed końcem eliminacji do mistrzostw świata. Telefon od Davora Sukera, prezesa federacji chorwackiej, odebrał wypoczywając w Splicie. Wygrał baraże z Ukrainą i dał się poznać jako trener konsekwentny w swoim działaniu. Wysyłając powołania na starcie z Ukraińcami, pominął w nominacjach Marcelo Brozovicia, Duję Čopa, Tino Jedvaja i Marko Pjacę. I zapowiedział wówczas: „Bez wymówek i usprawiedliwień. Musimy jechać na Mistrzostwa Świata. Przez deszcz, przez śnieg, po wodzie czy w słońcu. Bez względu na wszystko. Wykonamy naszą pracę”. Pojechali, i nie wrócą do domów przed ostatnim meczem mistrzostw.

Mały, wielki lider

Podobną strategię w budowaniu kadry, co Dalić, przyjął Deschamps. Za swoje wybory często był krytykowany. Dokonał istnej rewolucji w składzie. Odstawił starą gwardię, odważnie postawił na dwudziestokilkulatków. Skreślił Karima Benzemę, Hatema Ben Arfę, Samira Nasriego czy Adriena Rabiota. Choć sukcesywnie kadra pod jego przywództwem robi postępy, to cały czas obrywa mu się od Erica Cantony. Wszystko przez niemieckobrzmiące nazwisko. – Deschamps ma bardzo francuskie nazwisko. Takie naprawdę francuskie. Może jest jedyny we Francji, który ma aż tak francuskie nazwisko. Deschampsowie nigdy się z nikim nie mieszali. Wiecie, jak mormoni w Ameryce – ironizował Cantona, kiedy okazało się, że na EURO 2016 nie zagrają Benzema i Ben Arfa.



Był pomocnikiem. Od zawsze miał coś do powiedzenia. Zdolności mówcze sprawiły, że w każdym klubie, w którym grał, stawał się reprezentantem interesów drużyny. Ta cecha pomaga mu osiągać sukcesy w roli selekcjonera. Działa jak wytrawny strateg, stąd porównania do Napoleona. – Jest niesamowity. Daje rady dzięki którymi robimy postępy. Umie motywować, używa do tego mocnych słów. Przemawia tak, że jesteśmy gotów pójść na wojnę u jego boku – podkreśla obrońca Benjamin Pavard. Były reprezentant Francji Fran Leboeuf wymienia inny atut selekcjonera – sprawną selekcję: – Nie możesz mieć w zespole samych artystów, potrzebujesz również graczy, którzy pracują dla pozostałych. Nikt w takim doborze piłkarzy nie jest lepszy niż Deschamps.

– Didier Deschamps bardzo dużą wagę przykłada do taktyki. Poświęca jej bardzo dużo czasu i dostosowuje do przeciwników. Dlatego w każdym meczu gramy nieco inaczej. Naszą największą siłą jest właśnie to, że jesteśmy nieprzewidywalni – zauważa środkowy defensor Raphael Varane.

W niedzielę 49-latek może dołączyć do legend, czyli być trzecią osobą, która zdobyła mistrzostwo świata zarówno jako zawodnik, jak i trener. Przed nim ta sztuka udała się Brazylijczykowi Mario Zagallo oraz Niemcowi Franzowi Beckenbauerowi. Mistrzostwo świata świętował w 1998 roku. Kadrę prowadził wówczas Aime Jacquet, na którym Deschamps się wzoruje. Innym jego trenerskim guru jest Marcelo Lippi.

Piotr Wiśniewski

FOT: FIFA

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności