Aktualności
[MUNDIAL 2018] Belgia – Anglia: finał nie tylko pocieszenia
Finał pocieszenia. Taki termin przyjął się w ogólnej świadomości piłkarzy i... trudno z tym polemizować, wszak najważniejsza rozgrywka odbywa się dzień później. Cztery lat temu Holendrzy bagatelizowali znaczenie meczu o trzecie miejsce. Dla nich spotkanie, którego stawką są brązowe medale, w ogóle mogłoby się nie odbyć. Uważali, że „zwycięzca” takiego pojedynku i tak nie zostanie zapamiętany, bo liczy się główny triumfator.
Na szczęście Anglicy i Belgowie mają inne podejście. Oni rośli w siłę z każdym udanym występem na mundialu. Ich pewność siebie budowały kolejne awanse. Porażki z Francją i Chorwacją sprawiły, że do sobotniej konfrontacji przegrani półfinałów przystąpią z jeszcze większą wolą zwycięstwa. Szczególnie Belgia, najskuteczniejszy zespół mistrzostwa świata, który przeciwko „Tricolores” zanotował swój najsłabszy występ w Rosji, pierwszy raz nie strzelając choćby gola. Z drugiej strony mamy młody, spragniony sukcesów i splendorów zespół Gareth'a Soutghate'a. To zdolne pokolenie i tak osiągnęło więcej na mistrzostwach świata niż zakładano. Dzięki nim kultowy w Anglii utwór „Football is coming home” (Futbol wraca do domu), który powstał z okazji EURO 96, znów zyskał na popularności. Nie był odtwarzany przy okazji smutnych powrotów Anglików po kolejnej nieudanej imprezie, a właśnie jako przypomnienie pierwotnego znaczenia. Anglia, uważana za ojczyznę futbolu, ma powody do satysfakcji, bo doczekała się drużyny, za którą nie trzeba się wstydzić. W sobotę „Dumni Synowie Albionu” chcą coś udowodnić sobie, światu i własnym kibicom.
Z podniesioną głową
Tytuły w krytycznej i zazwyczaj prześmiewczej oraz ironicznej angielskiej prasie po porażce z Chorwatami rzucały się w oczy ze względu na wydźwięk, w którym przemawiało poczucie straconej szansy, smutku, ale też oddania piłkarzom tego, co należy. – Dogrywka złamała serce– donosił „The Independent”. – Anglia mierzyła się z Chorwacją, goniąc swoje wielkie pragnienie, jakim było osiągnięcie pierwszego finału mundialu od 52 lat. Potencjalnie byli o 180 minut od drugiego w historii czempionatu – napisano we wspomnianej gazecie. „The Guardian” sporo ciepłych słów poświęcił selekcjonerowi reprezentacji. Zdaniem dziennikarzy, to Garethowi Soutghate'owi Anglicy zawdzięczają tak wiele. – Pokazał wielką klasę. Wieczny gentleman pogratulował Zlatko Daliciowi, następnie pocieszył swoich zawodników. Objął Harry'ego Kane'a, powiedział mu kilka słów na pocieszenie. Podniósł z ziemi Ashleya Younga. Oczywiście sam musi zmierzyć się z emocjami, z rozczarowaniem, ale jak zawsze jest przewodnikiem. To on odmienił ten zespół, uczynił z nich wielką dumę Anglii – czytamy w tekście. Jedno jest pewne – niezależnie od rozstrzygnięcia w sobotnim spotkaniu, Harry Kane, Dele Alli i spółka mogą wracać do domu z podniesionymi głowami.
Zanim jednak przywitają się z własnymi kibicami na lotnisku, zamierzają poprawić statystyki, jeśli chodzi o występy na mistrzostwach świata. Mogą zdobyć pierwszy, brązowy medal w historii Anglii. Sukcesu z 1966 roku (mistrzostwa) co prawda nie powtórzą, za to drugi raz dostali się do strefy medalowej. W Rosji „Wyspiarze” piszą nową historię, przełamali fatum konkursu rzutów karnych, zmazali plamę za poprzednie spektakularne porażki w trakcie mundialu, kiedy musieli szybko się pakować (2010 – 1/8, 2014 – faza grupowa). – W porównaniu z turniejem sprzed dwóch lat [EURO 2016], reakcja kibiców pokazuje, że doświadczenia z reprezentacją Anglii mogą być pozytywne. Kraj jest bardzo dumny z piłkarzy i sposobu, w jaki grają – mówi Southgate. W podobnym tonie wypowiada się Kane. – Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie dostać się do półfinału. To wspaniała podstawa, którą zbudowaliśmy w ostatnich latach, musimy to teraz kontynuować. Jesteśmy dumni z tego, co osiągnęliśmy, ale chcemy więcej – podkreśla najlepszy strzelec turnieju.
Król będzie nagi?
Piłkarz Tottenhamu ma wielką szansę zostać drugim, angielskim królem strzelców mistrzostw świata. W 1986 roku najskuteczniejszym piłkarzem mundialu był Gary Lineker. Legendarny napastnik strzelił sześć goli. Tyle samo bramek zdobył na rosyjskich boiskach Kane, który o koronę króla strzelców powalczy z Romelu Lukaku. Belg zaliczył cztery trafienia i wydaje się najgroźniejszym rywalem Kane'a w wyścigu po „Złotego Buta”. Rywalizacja najlepszych snajperów mistrzostw toczyć się będzie więc równocześnie z walką o brązowy medal. I choćby z tego względu sobotnie starcie zapowiada się bardzo ciekawie. „Złoty But” wpadnie w ręce jednego z dwóch genialnych napastników.
O ile Anglicy czują po prostu żal, że nie będzie im dane zagrać w wielkim finale, o tyle Belgowie są rozdrażnieni tym faktem. Do meczu z Francją strzelili na turnieju 14 goli. Tymczasem na najlepszą ofensywę tych mistrzostw „Tricolores” znaleźli sposób. Swoją wściekłość „Czerwone Diabły” mogą wyładować w sobotę. – Musimy przetrawić tę porażkę, bo przed nami jeszcze jeden mecz, który może pozwolić nam dobrze zakończyć turniej – powiedział trener reprezentacji Belgii Roberto Martinez.
Hiszpański szkoleniowiec zrobił coś, co nie udało się jego poprzednikom. Z gwiazd stworzył zespół. Biorąc pod uwagę potencjał i klasę poszczególnych piłkarzy, to tylko tyle i aż tyle. – Jego doświadczenie i styl pracy, które sprawdziły się w Wigan i Evertonie, dały nam półfinał mistrzostw świata. Możemy dominować nad rywalami – podkreślił pomocnik Nader Chadli. Martinez do spotkania z Francją miał świetny bilans z Belgami. Pokonując Brazylię, nie przegrał 24. meczu z rzędu. W tym czasie Belgia dziewiętnaście razy wygrała i pięć razy zremisowała. Z nim na ławce, „Czerwone Diabły” schodziły z boiska pokonane dwukrotnie – w debiucie trenera (1 września 2016 roku z Hiszpanią 0:2) i właśnie w półfinale.
Belgowie, podobnie jak Anglicy nie mają w swojej kolekcji brązowego medalu. Co więcej, nie wywalczyli jeszcze żadnego krążka na mundialu. Mają więc o co walczyć. To rzeczywiście nie będzie tylko finał pocieszenia.
Piotr Wiśniewski
FOT: FIFA