Aktualności
[MŚ U-20] Wojownicy z Ekwadoru rosną w siłę. „Widać identyfikację ze swoim krajem”
Ekwador dostał się na młodzieżowe mistrzostwa świata jako jeden z czterech najlepszych zespołów Ameryki Południowej. Ich awans nie był żadnym przypadkiem. To konsekwencja pracy, jaką wykonał z zespołem Jorge Celico. „Trójkolorowi” nie dość, że wygrali rywalizację w pierwszej części eliminacji mistrzostw kontynentu, zdobywając w swojej grupie dziewięć punktów w czterech meczach, to potem powtórzyli osiągnięcie w grupie 1 z udziałem najlepszych drużyn kwalifikacji. Dzięki temu pierwszy raz w historii zostali mistrzem rozgrywek pod egidą CONMEBOL. Mimo tego sukcesu, to nie Ekwadorczyków wymieniano jako tych, którzy mogą w polskim turnieju zdziałać najwięcej, jeśli chodzi o przedstawicieli Ameryki Południowej. Tymczasem na placu boju z zespołów południowoamerykańskich zostali tylko oni, w dodatku z meczu na mecz prezentują się coraz lepiej.
Waleczne serca „Trójkolorowych”
W ćwierćfinale piłkarze z Ekwadoru okazali się lepsi od Stanów Zjednoczonych, innej z rewelacji mistrzostw. W konfrontacji z Amerykanami zaprezentowali się na tyle korzystnie, że publiczność zebrana na trybunach Stadionu Miejskiego w Gdyni co chwilę oklaskami nagradzała zagrania zawodników „La Tri”. Podobał się zwłaszcza polot w grze ekipy Jorge Celico i łatwość z jaką stwarzali kolejne sytuacje. Wygrali co prawda 2:1, ale przy lepszej skuteczności spokojnie mogli i powinni pokonać rywala różnicą dwóch, trzech bramek. – W meczu z USA byliśmy jak wojownicy, moi piłkarze pokazali się z jak najlepszej strony. Graliśmy świetnie, fantastycznie walczyliśmy. Widać było identyfikację z reprezentacją i tą drużyną. Pokazaliśmy duże umiejętności techniczne. To wielka przyjemność, że jestem razem z nimi tutaj w Polsce – komplementował postawę swojej drużyny Celico.
Rzeczywiście miał powód, żeby czuć dumę z jedenastu plus trzech rezerwowych, piłkarzy-wojowników. Ekwador osiągnął historyczny rezultat w mistrzostwach kontynentu, a teraz pierwszy raz w dziejach piłki w tym kraju przebrnął tak daleko na mundialu w jakiejkolwiek kategorii wiekowej. – Do głowy przychodzą mi różne pozytywne myśli, na pewno bardzo się cieszę – próbował szukać słów, które opiszą jego euforię, argentyński szkoleniowiec półfinalisty z Ameryki Południowej.
Drużyna turniejowa
„Trójkolorowi” udowodnili, że awansując z trzeciego miejsca, też można zrobić konkretny wynik. Przypomnijmy, że w grupie Ekwadorczycy rywalizowali z Włochami, Japonią oraz Meksykiem. W 1/8 ograli Urugwaj, z którym dwukrotnie przegrali w trakcie rywalizacji o prymat na kontynencie południowoamerykańskim. Przekaz jest ewidentny: Ekwador rozkręca się z każdym meczem. – Moja drużyna rośnie w siłę, gra coraz lepiej. Na początku turnieju brakowało nam pewności siebie. Kiedy tylko udało nam się zakwalifikować do fazy pucharowej, zyskaliśmy nową energię. Pokazaliśmy na co nas stać – stwierdził selekcjoner Ekwadoru U-20.
W półfinale okaże się, czy Celico stworzył zespół gotowy zdobyć mistrzostwo świata. – Teraz jest nasz czas, by pokazać się światu. Mamy świetnych piłkarzy tworzących świetną drużynę. Chłopcy zaskakują mnie swoją dojrzałością, są skromni i utalentowani, każdy z nich ma charakter i osobowość. To wyjątkowa grupa, z którą przyszło mi pracować i oni wiedzą, że reprezentują swój kraj. Tu, podczas mistrzostw, następuje proces uświadamiania tego, że Ekwador jest wielki w światowym futbolu. W potocznym odczuciu było dotąd tak, że przegrywamy jak zwykle i tylko czasami coś się uda, a z tą grupą odpowiedzialnych młodych ludzi dowodzimy, że nie jesteśmy gorsi od innych – mówi opiekun Ekwadorczyków, którzy zyskali sporą grupę zwolenników wśród polskich kibiców, po tym jak grają i co sobą reprezentują na boisku.
Kto wie, czy na naszych oczach nie rodzi się drużyna, która będzie dumą Ekwadoru na lata. – Jestem szczęśliwy, że wraz z kolegami znaleźliśmy się tutaj, że możemy się cieszyć z historycznego osiągnięcia. Dzięki trenerowi każdy z nas rozwinął się, szkoleniowiec pokazał nam, że jesteśmy wyjątkowi, że jesteśmy gotowi walczyć o wszystko – przekonuje kapitan „La Tri” John Espinoza.
Piotr Wiśniewski
Fot: 400mm.pl