Aktualności
MŚ FIFA U-20 2019: Pragmatyzm na boisku, radość na trybunach
Młodzieżowy mundial miał dwa oblicza – to radosne, z rozśpiewanymi kibicami na trybunach w sześciu polskich miastach, oraz to pragmatyczne, które prezentowały najlepsze drużyny turnieju. Jednak połączenie dało pamiętny turniej pełen sensacji, pięknych goli i historycznych rozstrzygnięć.
16 344 – tylu widzów oglądało na stadionie w Łodzi finał trwających niemal miesiąc rozgrywek. Mistrzostwa Świata FIFA U-20 przyciągnęły na trybuny sześciu miast w sumie ponad 377 tys. fanów. Daje to średnią 7 257 kibiców na każdym spotkaniu. W tym mieście wyższa frekwencja była wyłącznie na meczu otwarcia, który rozgrywali reprezentanci Polski i Kolumbii (0:2).
Jednak nie tylko w Łodzi fani futbolu tłumnie przychodzili na stadiony. W Bydgoszczy prawie 8,5 tysiąca widzów obejrzało fantastyczne starcie 1/8 finału pomiędzy Francją i Stanami Zjednoczonymi (2:3). Półfinałową potyczkę Korei Południowej z Ekwadorem w Lublinie zobaczyło ponad 12,5 tys. osób z wejściówkami, a ostatnie starcie gospodarzy w turnieju z Włochami w Gdyni odbyło się przy ponad 10 tys. fanów.
Inne miasta również się spisały: sześć goli w meczu Włochów z Mali – drużyną, która szybko zaskarbiła sobie sympatię polskich kibiców – obejrzało 11,5 tys. fanów, a w Bielsku-Białej największą frekwencję zaliczono przy okazji spotkania Portugalii z Argentyną (prawie 12 tys. fanów), czyli hitu fazy grupowej.
Nic dziwnego, że trenerom oraz piłkarzom całe mistrzostwa przypadły do gustu. – Bardzo dziękuję Polsce. Polacy wspierali nas, przyjęli nas miło, nie było żadnych negatywnych komentarzy. Czuliśmy się jak w domu – powiedział po zdobyciu mistrzostwa świata trener reprezentacji Ukrainy, Ołeskandr Petrakow.
Atmosfera bywała bardzo żywiołowa, najczęściej kibice reagowali na wydarzenia na boisku, często wspierając zespoły słabsze. Było tak nawet w meczu Polaków z Tahiti, gdy po ostatnim gwizdku fani docenili zawodników przegranego zespołu i donośnym skandowaniem oraz przybijaniem „piątek” z piłkarzami podziękowali im za ambitną postawę.
Drugie oblicze było mniej przebojowe, choć przecież nie zabrakło w mundialu cudownych goli strzelanych z dystansu, po indywidualnych akcjach czy składnych atakach całych drużyn. Jednak zestaw finalistów najlepiej pokazał, jakie taktyczne trendy dominowały w turnieju. Przecież przed swoim starciem Ukraina i Korea Południowa w poprzednich sześciu meczach zanotowały odpowiednio 42% i 41% procent średniego posiadania piłki.
Było to widać w meczach ostatecznych zwycięzców z Katarem, Kolumbią i Włochami, gdy wystarczała im jedna bramka do wygranych. Korea Południowa w takim samym wymiarze pokonała RPA (w grupie), Japonię (1/8 finału) i Ekwador (półfinał), ledwie raz wdając się w wymianę ciosów zakończoną wygraną serią rzutów karnych (3:3 po dogrywce z Senegalem, 3:2 w jedenastkach).
Trzy z czterech drużyn, które dotarły do strefy medalowej notowały posiadanie poniżej 50% - również Włosi, którzy przegrywając z Ekwadorem w meczu o trzecie miejsce mieli mniejszy udział w grze od rywali. Można powiedzieć, że zwycięstwo mistrzów Ameryki Południowej było jednym z nielicznych triumfów futbolu ofensywnego w turnieju.
Oczywiście były mecze w których liczba goli była spora i pełno było zwrotów akcji, a średnia goli koniec końców w MŚ U-20 rozgrywanych w XXI wieku była trzecią najwyższą (2,94, zaraz za 2,96 w 2015 i 3,21 w 2009). Jednak inne statystyki mówią co innego – średnio w czterech na pięć meczów turnieju zespół, który strzelał pierwszego gola kończył zwycięstwem. Pod tym względem finał jest wyjątkiem, których ogółem było niewiele, bo ledwie trzy. To o połowę mniej niż w 2017 roku, i o cztery mniej niż w 2015.
Gdy drużyny strzelały gola, to zwykle głęboko cofały się i oddawały posiadanie piłki rywalom – tak było również w meczach Polaków z Kolumbią (0:2) i Włochami (0:1). Zorganizowana defensywa stała się tematem przewodnim i w 28 z 52 spotkań bramki zdobywała tylko jedna drużyna. To kolejny wzrost w porównaniu do dwóch poprzednich mistrzowskich turniejów w kategorii do lat 20 – o niemal 10%. To również wyższe wyniki niż na ostatnich mundialach seniorskich w Brazylii (2014) i Rosji (2018).
Raz jeszcze: zespół triumfował nad jednostkami. W przypadku Ukrainy efekty przyniosły wieloletnia praca trenera Petrakowa z rocznikami 1999 i 2000, która zaczęła się od mistrzostw Europy do lat 17, a potem od osiągnięcia półfinału Euro U-19. Mistrzostwo świata to wynik doskonałego zgrania oraz… - Nasze atuty to wspólnota, solidarność. Sam cieszę się ze zwycięskiego gola, ale tak naprawdę to strzelił go cały zespół – mówił po półfinale Serhij Bułeca, jeden z najlepszych piłkarzy turnieju. – Znam tych zawodników od pięciu lat, pracuję z nimi odkąd mieli po 15 lat – przyznawał Petrakow.
W podobnym tonie wypowiadali się srebrni medaliści. – Naszym największym atutem jako drużyny jest mentalne podejście. Cokolwiek się zdarzy, zawsze trzymamy się razem, mamy takie same nastawienie. To nasz sekret – zdradzał golkiper Lee Gwang-yeon. Widać było doświadczenie turniejowe samego trenera, Chung Jung-yonga, który prowadził zespoły narodowe różnych kategorii wiekowych, w tym w trakcie mundialu do lat 17.
Te wymienione aspekty sprawiły, że w Polsce doszło do historycznych wydarzeń – żaden z finalistów nie osiągnął wcześniej takiego sukcesu na młodzieżowym mundialu. Ostatecznie trenerzy Petrakow oraz Chung Jung-yong pokazali, jak udanie w swoje systemy – to kolejny ważny aspekt taktyczny, że trzy z czterech półfinałowych drużyn grały ustawieniami z trójką środkowych obrońców – potrafili wstawić indywidualności. Fani w Polsce i nie tylko, którzy śledzili turniej zapamiętają nazwiska bohaterów finału: Władysława Supriahy, Serhija Bułecy, Heorhija Citaiszwiliego, a także ostatecznego zdobywcy mundialowej „złotej piłki”, czyli Koreańczyka Lee Kang-ina.
Michał Zachodny