Aktualności

Miał grać w pierwszej lidze, ale… Piszczkowi się nie odmawia

Aktualności31.07.2019 
Ma na koncie ponad 150 spotkań na szczeblu centralnym. Jeszcze latem jego usługami były zainteresowane kluby z pierwszej i drugiej ligi. Kamil Łączek, bo o nim mowa, zdecydował się jednak grać… w czwartej lidze śląskiej, jednocześnie osiem godzin dziennie pracując. A wszystko właściwie zaczęło się od telefonu od byłego reprezentanta Polski, Łukasza Piszczka. Cała sytuacja z rozmową z graczem Borussii Dortmund, który mocno zaangażowany jest w sprawy klubu ze swoich rodzinnych Goczałkowic, była tyle niecodzienna, co zaskakująca. – Gdyby nie uprzedził mnie mój kolega, Damian Furczyk, który gra w LKS Goczałkowice Zdrój, to pewnie pomyślałbym, że ktoś robi sobie ze mnie żarty. Bo to było w stylu takiego żartu z szatni – wspomina z uśmiechem lewy defensor, który wiosną grał w Rozwoju Katowice. – Ale był niemiecki numer, wiedziałem, że Łukasz ma zadzwonić, więc odebrałem na poważnie – dodaje 29-latek, który w swojej karierze głównie związany był ze śląskimi klubami grającymi w drugiej lidze. W Katowicach zapewne grałby dalej, gdyby nie fakt, że w Rozwoju drużyna seniorów się rozpadła.

Ofert dla ambitnego zawodnika nie brakowało, głównie z trzecich i czwartych lig, ale były także dwie ciekawsze. – Było zapytanie z Radomiaka, ale propozycja nie była konkretna. Mogłem czekać, ale nie wiem, czy z tego by coś wyszło. Nie zdecydowałem się więc na to. No i był Znicz Pruszków, bardzo konkretna propozycja, ale nie zdecydowałem się ruszać w Polskę. Jedynie w przypadku Radomiaka bym się zdecydował, tak ustaliłem z rodziną – mówi Łączek, który w tej sytuacji postanowił pozostać na Śląsku. – Nie chciałem zmieniać otoczenia. W regionie czułem się zawsze najlepiej. Łezka się kręci, gdy się pomyśli, że nie ma już Rozwoju, tam atmosfera była wyjątkowa. Nigdzie indziej takiej nie spotkałem, wszyscy trzymaliśmy się razem – mówi były zawodnik między innymi GKS Tychy, Nadwiślana Góra czy Ruchu Zdzieszowice.



W tej sytuacji, pochodzący z Rudy Śląskiej zawodnik, postawił na LKS Goczałkowice Zdrój. – Nie ma co ukrywać, wpływ na ten wybór miał Łukasz Piszczek. Obecnie trenujemy w Czechowicach-Dziedzicach. Ale boisko się buduje, powstaje cała baza treningowa dla akademii. Będą szatnie, nowe boiska. To fajny, długofalowy projekt. Otoczka i infrastruktura na pewno nie na czwartoligowy poziom – mówi Łączek, który pytany o cele swojej drużyny na najbliższy sezon mocno waży słowa. – Na razie w klubie nikt nie mówił o celach. Patrząc na drużynę, w której grają przede wszystkim chłopcy z pobliskich miejscowości, ja mam chyba najdalej, a jestem z Katowic. Na pewno nie zabraknie nam ambicji i zaangażowania. Stać nas na spokojne granie w środku tabeli, a chciałbym powalczyć nawet o coś więcej... – zawiesza głos Łączek.

Drużyna z Goczałkowic w minionym sezonie w czwartej lidze zajęła ósme miejsce, ale w świadomości kibiców kojarzyła się głównie dzięki Łukaszowi Piszczkowi, który na zgrupowaniach reprezentacji śledził jej występy, mocno angażował się w rozwój klubu, często także przyjeżdżał w tereny, z których się wywodzi. – Łukasz to autorytet dla nas wszystkich. Widać, że w cały projekt bardzo się angażuje. Wszyscy w klubie podobnie do tego podchodzą. Jestem w szoku jak często Piszczek bywa na naszych zajęciach, jak często do nas wpada. Bo przecież ma wiele innych obowiązków. Przekazuje nam techniczne niuanse na treningach. Ja niby jestem doświadczonym zawodnikiem, ale i tak to dla mnie bardzo cenna nauka. Zwraca uwagę na detale, napompowane piłki, przygotowanie do zajęć. W detalach na tym najwyższym poziomie się to wszystko rozgrywa. Łukasz na to zwraca uwagę, bo jest na tym mistrzowskim poziomie. Wie, że ten detal ma w sporcie znaczenie – mówi lewy defensor, który pytany o to, czy może jeszcze kiedyś z byłym reprezentantem Polski stworzyć duet skrajnych defensorów w śląskim klubie, tylko się uśmiecha. – Łukasz jest w takiej dyspozycji, że zapewne jeszcze tyle lat pogra na światowym poziomie, że chyba ja wcześniej zawieszę całkowicie buty na kołku.



Dla naszego rozmówcy latem stało się jasne, że grając w klubie czwartoligowym będzie musiał jednocześnie skupić się na pracy zawodowej. W tym także pomógł klub z Goczałkowic i sam Łukasz Piszczek. – Jestem kierowcą, rozwożę sprzęt BHP. Na szczęście nie jest tak, że osiem godzin siedzę za kółkiem. Często wstaję, ponoszę jakiś sprzęt, więc i siłownie sobie za jednym razem zrobię – mówi 29-latek, który nie miał większych problemów z przystosowaniem się do nowych warunków życia. – Trzeba się przestawić. Ze wstawania na trening na 10:30, na warunki pracy, kiedy muszę wstawać już o 5 rano. Zmieniło się moje życie. Wieczorami nie siedzę tak długo, ligi hiszpańskiej nie będę już tak mocno oglądał, bo trzeba jednak rano wstać. Ale dla mnie było ważne, by już pracować. Wiedziałem, że kluby z niższych klas nie są w stanie zaproponować mi profesjonalnego kontraktu. Nie chciałem się obudzić z ręką w nocniku, w wieku 35 lat i bez żadnego doświadczenia zawodowego – dodaje piłkarz-kierowca, który do tej pory pracował jedynie dorywczo, w czasach chodzenia do szkoły.

Nowy klub, pierwsze doświadczenie zawodowe, trudne rozstanie z Rozwojem... – to nie jedyne zmiany w ostatnich tygodniach w życiu Kamila Łączka. Został także ojcem małej Zosi. – Ale na szczęście się wysypiam – od razu zaznacza z uśmiechem. – Córka chyba odziedziczyła usposobienie po mamie, bo jest wyjątkowo spokojna. Wysypiamy się więc, rano do pracy, potem trening, a wieczorem jeszcze jakiś serial lub mecz – zdradza swój plan dnia piłkarz LKS Goczałkowice, dodając na koniec. – Ważne jest podejście do życia. Staram się mieć pozytywne. Każdy piłkarz chciałby zagrać w Lidze Mistrzów. Ja nie zagrałem, ale doceniam to, co udało mi się zrobić. Teraz rozpoczynam inny etap, ale zaczynam go z uśmiechem na twarzy.

Tadeusz Danisz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności