Aktualności
Marcin Liana – sędzia, który uratował życie piłkarza
Mecz drugiej kolejki II ligi bieżącego sezonu. Olimpia Elbląg podejmowała Błękitnych Stargard. Po zmianie stron jeden z zawodników gości niefortunnie upadł na piłkę klatką piersiową. Przez kilka chwil nie podnosił się z boiska. Widać było, że nie mógł złapać oddechu. – Poczułem, że może być mu potrzebna szybka pomoc – relacjonuje swój bohaterski czyn sędzia tego meczu – Marcin Liana.
Arbiter ze Żnina (woj. Kujawsko-Pomorskie) błyskawicznie podbiegł do leżącego Michała Cywińskiego. – Zawodnik upadł przeponą na piłkę z dużą siłą. Po odgwizdaniu faulu pobiegłem w miejsce przewinienia i chciałem zarządzić sytuacją. Gdy byłem około 10 metrów od niego zobaczyłem, że uderza rękami o murawę i nie może złapać oddechu. Szybko zareagowałem, a swojemu sędziemu technicznemu przez zestaw do komunikacji powiedziałem, aby powiadomił służby medyczne o zajściu. To był odruch. Chciałem jak najszybciej pomóc poszkodowanemu. Dwukrotnie uniosłem klatkę piersiową zawodnika, żeby mógł złapać powietrze – opowiada 42-letni arbiter Top Amator B.
Fachowa zawodowa wiedza
Marcin Liana łączy pracę sędziego piłkarskiego z zawodem strażaka. – Przeszedłem wiele szkoleń w straży pożarnej, dlatego wiedziałem jak zareagować. Ludzie często boją się podejmować pierwszej pomocy, ponieważ nie mają wiedzy na ten temat. Nie czuje się bohaterem. Dla mnie to była normalna sytuacja. Zrobiłem to co do mnie należało – przyznaje doświadczony arbiter.
„Dziękuję ślicznie panie sędzio”
Zawodnicy zignorowali upadek Cywińskiego. – Na boisku nikt nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Muszę przyznać, że gdy sam obejrzałem tę sytuację na nagraniu stwierdziłem, że ten upadek był bardzo groźny. Zawodnicy Błękitnych byli nawet przekonani, że ich kolega trochę symuluje, aby zyskać czas. To była już druga połowa, a oni proadzili 1:0. Po udzieleniu pomocy poleciłem poszkodowanemu, aby opuścił pole gry i chwilę odpoczął. Ale on nie był zainteresowany takim rozwiązaniem. Grzecznie powiedział: „dziękuję ślicznie panie sędzio” i grał dalej. Po meczu, gdy przyszedł podziękować drugi raz, stwierdził, że do końca spotkania nie czuł się tak dobrze, jak przed całym zdarzeniem. Gdy zobaczyłem w mediach, że moja postawa została tak dobrze odebrana poczułem satysfakcję – dodaje Marcin.
To nie był pierwszy raz…
W lipcu 2012 r. podczas meczu towarzyskiego we Wronkach pomiędzy Lechem Poznań, a Olympiakosem Nikozja Marcin pomógł napastnikowi gospodarzy w podobnej sytuacji. – Piłkarz z Poznania zderzył się z bramkarzem gości i nie mógł złapać powietrza. Pamiętam, że musiałem aż pięć razy unosić jego klatkę piersiową. Po pewnym czasie udało mu się dojść do siebie. Tamten mecz nie był nagrywany, zrobiono mi jedynie zdjęcie, gdy pomagam napastnikowi. Wiem, że teoretycznie powinienem zawsze wzywać pomoc medyczną i czekać, ale czasem zwykły ludzki odruch niesienia pomocy poszkodowanemu jest silniejszy – uśmiecha się na koniec Marcin Liana.
Adam Faliszewski