Aktualności
Long gra śpiewająco, ale Polaków nie postraszy
Long urodził się w historycznym – z punktu widzenia Irlandczyków – hrabstwie Tipperary. Region ten słynie z hodowli koni i żyznej gleby, a dyscypliną numer jeden jest tu hurling (gra się w niego przy użyciu piłek i kijów). To jeden z dwóch sportów narodowych mieszkańców „Zielonej Wyspy” (obok futbolu gaelickiego). Shane przygodę ze sportem zaczynał od hurlingu. Przypadek sprawił, że w wieku 12 lat przerzucił się na piłkę nożną. Gdyby nie rozmowa ojca zawodnika w pubie, zapewne nie zostałby zawodowym piłkarzem. Możliwe, że do dziś mieszkałby w Irlandii, a ludziom dawałby inną rozrywkę niż bramki w reprezentacji. – Mój tata bardzo dużo grał na gitarze. Kazał mi śpiewać z nim w kościele i w samochodzie. Pokazał bratu jak posługiwać się z gitarą, co oznaczało, że to będzie także kolejny krok w mojej muzycznej edukacji. Zacząłem grać, gdy miałem 13 lat. Potrafię zagrać wszystko – zaczynając od Davida Grey'a, kończąc na Paolo Nutinim – opowiadał Long.
Rzucony na głęboką wodę
Obcowanie z muzyką w dzieciństwie pomogło mu później nie skompromitować się w oczach kolegów i pracowników Reading. W ramach wkupnego miał wykonać jakiś utwór dla Ronniego Granta, pracownika klubu, który obchodził 70-te urodziny. – Był naszym kitmanem, postanowiliśmy zrobić mu niespodziankę. Brian McDermoot (ówczesny menedżer Reading) przyniósł gitarę i powiedział, że mam coś zaśpiewać. To wszystko działo się zaledwie trzy miesiące po moim przyjściu do drużyny. Nigdy nie przeżyłem bardziej stresującej sytuacji. Pot zaczął ze mnie spływać. Ludzie siedzieli w kantynie i patrzyli na mnie – powiedział w rozmowie z „The Guardian”. – Zaśpiewałem: „No Woman No Cry”. Chłopacy szybko podłapali i zaczęli się do mnie przyłączać, a za nimi kolejne osoby. To mi ułatwiło wejście do drużyny, przełamałem lody. Trener zmusił mnie do tego, bo wiedział, że nie ma lepszej formy na przedstawienie się zespołowi – dodał Long.
Właśnie gitara jest najcenniejszą rzeczą, jaką posiada. – Yamaha, myślę, że w tej chwili warta jest jakieś 500 funtów. Używam ją do teraz, miło mieć coś tak cennego, zwłaszcza, że to pamiątka po ojcu. Jest starsza ode mnie i kiedy myślę o tacie, biorę ją do ręki i coś nucę – mówił napastnik „Guardianowi”. Ojca stracił wieku 16 lat, zmarł na atak serca. – Byłem najmłodszy z czworga rodzeństwa, ale w tych trudnych chwilach musiałem mieć w sobie coś ze skały. Mama nie mogła się pozbierać, więc my, trójka braci, postanowiliśmy być wsparciem dla niej, tym bardziej, że siostry nie było. Tęsknię za tatą, a miłe wspomnienia z nim związane pozostaną na zawsze w mojej pamięci – przyznał snajper reprezentacji Irlandii.
W piłce Shane nie osiągnął za wiele. Jego CV też nie rzuca na kolana. Grał kolejno w Cork City, Reading, West Bromwich Albion, Hull City i Southampton. W tym ostatnim zespole występuje od 2014 roku. W 124 meczach strzelił 20 goli. W kadrze zanotował trzy trafienia mniej, ale jedno ma symboliczne i historyczne znaczenie dla niego i Irlandczyków. 8 października 2015 roku Irlandia pokonała Niemców 1:0, a jedyną bramkę zdobył właśnie Long. W tym dniu został bohaterem ojczyzny. Radość, jaką sprawił napastnikowi ten gol, udzieliła mu się do takiego stopnia, że w trakcie wywiadu potrafił wydobyć z siebie jedynie emocjonalny okrzyk. I jeszcze bardziej zaskarbił sobie sympatię kibiców.
Piotr Wiśniewski
FOT: East News