Aktualności
Lekcje niemieckiego dla futbolu? „Jest to dla nas przywilej”
Powiedzenie, że piłkarski świat wstrzyma w sobotę o godz. 15.30 oddech może i jest przesadą, ale nie zmienia faktu, że restart Bundesligi ma być dla wielu innych krajów wzorem.
Z dnia na dzień poznajemy coraz więcej szczegółów. – Zachowywanie dystansu jest złotą zasadą – mówi Max Eberl, dyrektor sportowy Borussii Moenchengladbach. Nawet w trakcie zgrupowań w hotelach poszczególne drużyny się tego trzymają, są przypadki, że rolę personelu spełniają pracownicy klubów. Oprócz osobnego przyjazdu na mecze, krótszego czasu spędzanego w szatniach i wybiegania na murawę w odosobnieniu, przed puste trybuny, to jeszcze piłkarzy upomniano, by nie celebrowali bramek w grupie lub uściskami. Na mecze Kolonii nie ma wstępu maskotka gospodarzy, kozioł Hennes IX, po raz pierwszy od dwunastu lat.
Koszt powrotu to też niemal sto milionów euro, które kluby w zwykłych okolicznościach uzyskałyby z dnia meczowego. W Niemczech mówią o „meczach-duchach”, czyli graniu przy pustych trybunach. – Ale bez takich spotkań wkrótce Bundesliga przestałaby istnieć – mówił Hans-Joachim Watzke, prezes Borussii Dortmund. Nawet Bayern Monachium potrzebuje ligi. – Jesteśmy jednym klubem z osiemnastu i sami nie zagramy. Bo co sam Bayern mógłby zrobić? Potrzebujemy ekscytacji, awansów i spadków, walki o mistrzostwo kraju – zapewniał Edmund Stoiber, przewodniczący zgromadzenia doradczego mistrza Niemiec, były premier rządu Bawarii.
Nie jest też tak, że wszyscy w kraju popierają powrót Bundesligi. W ostatnich dniach Frankfurter Allgemeine Zeitung informowało, że w sondzie ARD co druga osoba była przeciwna wznowieniu rozgrywek. Dziennikarze zauważyli jednak, że może to wynikać z niezrozumienia: częściowo uważa się, że ponowne kopanie piłki ma dawać nadzieję i rozrywkę, gdy tak naprawdę chodzi o ratunek branży, która potrzebuje ponad ćwierć miliarda euro z umów telewizyjnych. Sam powrót nazywa się również eksperymentem dla lekarzy, którzy będą mogli obserwować, jak określona wymogami i badaniami społeczność Bundesligi zareaguje na to, czego wszyscy się obawiają: kontakt z drugą osobą. Bo przecież mowa o generalnie młodych i zdrowych organizmach, wielokrotnie przebadanych, lecz poprzez wysiłek i jego specyfikę również narażonych na koronawirusa.
Tego się nie da uniknąć w meczach, zresztą pojawiały się również informacje, że wykrzykiwanie uwag i głośne komunikowanie się na boisku jest potencjalnym zagrożeniem poprzez emitowanie kropli śliny, a więc możliwe, że także wirusa. Między innymi dlatego w Mainz piłkarze musieli wypełnić oświadczenie o tym, że z własnej woli decydują się na powrót do grania. Dyrektor sportowy Schalke 04, Jochen Schneider podkreślał po wznowieniu treningów grupowych, że każdy zawodnik może odmówić. Wreszcie szef niemieckiej ligi, Christian Seifert mówił, że nikt nie powinien swoich obaw wobec uczestnictwa w projekcie ukrywać, że weźmie się je całkowicie na poważnie.
Wielką niewiadomą jest też forma drużyn. Krzysztof Piątek strzelił jedynego gola w wewnętrznym sparingu Herthy Berlin. – Lewy jest w doskonałej formie – mówi z kolei Hansi Flick, trener Bayernu Monachium. Reprezentanci Polski są na dwóch różnych misjach: Piątek ma pomóc w pewnym utrzymaniu Herthy po chaotycznym sezonie, natomiast Lewandowski już po wyleczeniu kontuzji kolana ma zdobyć kolejne mistrzostwo Niemiec. Pierwszy ma w sześciu ligowych występach tylko jedno trafienie, drugi – jest liderem klasyfikacji strzelców z 25 golami. W Berlinie mają nadzieję na stabilizację po zatrudnieniu Bruno Labbadii, w Monachium Flick rządzi samodzielnie od listopada, pod koniec roku dostał posadę do końca sezonu, w poprzednim miesiącu – umowę na kolejne trzy lata.
Jeśli rozgrywki wystartują bez problemów i w nowej rzeczywistości będą trwały, to szybko dostarczą właśnie takich, boiskowych tematów. Ważny będzie również poziom. – W ostatnich tygodniach pracowaliśmy intensywnie nad atletyką, siłą i wariantami taktycznymi. Teraz trzeba je przenieść na duże boisko, dostosować do odległości, timingu, pojedynków. Po tak długich treningach w małych grupach to jest nowością, ale nowością dla wszystkich zespołów – podkreślał Eberl, opisując wyzwania dla trenerów.
Te są tożsame z tym, co teraz przechodzą sztaby szkoleniowe polskich klubów. – Wszystkie środki treningowe, postępy albo deficyty w danych materiach możemy błyskawicznie korygować. Wcześniej było to znacząco utrudnione. To są dwie najważniejsze rzeczy, z których ja jestem bardzo zadowolony. Nie znaczy to oczywiście, że wcześniejsze treningi były złe. Wykorzystywaliśmy warunki w sposób optymalny. Teraz, jesteśmy jednak wszyscy w jednym miejsc – mówi Dariusz Skrzypczak, asystent trenera Lecha Poznań dla strony klubu.
– Czeka nas bardzo napięty terminarz, przed nami dużo spotkań, a my mamy bardzo mało czasu, by się do nich przygotować. Bardzo ważne będzie więc tutaj mądre zarządzanie zasobami ludzkimi w zespole i dynamiczne reagowanie na zmieniającą się sytuację. Musimy być bowiem gotowi na wszystkie nieprzyjemności, które mogą pojawić się w momencie powrotu do gry. W tym momencie mamy jednak kadrę ponad 20 zawodników gotowych do gry na najwyższym poziomie. Na początku sezonu nie było to takie oczywiste – dodaje Aleksandar Vuković, szkoleniowiec Legii Warszawa.
Pod tym względem przedstawiciele klubów Ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi mogą patrzeć, jak przygotowywały się drużyny Bundesligi, dopytywać i wyciągać swoje wnioski. – Jest to dla nas pewien przywilej – mówi wprost Tomasz Kaczmarek, asystent Kosty Runjaicia w Pogoni Szczecin na jej oficjalnej stronie. – Niemcy ruszyli z treningami grupowymi trzy tygodnie przed nami. W czasie kwarantanny miałem czas, żeby pozbierać informacje na temat tego, co robią, jak trenują. Rozmawiałem z kolegami, którzy pracują w sztabach zespołów Bundesligi i drugiej Bundesligi. Takie rzeczy na pewno nie zaszkodzą.
Nie zaszkodzą, ale też ostatni okres przed ligą dopiero przed polskimi zespołami. Tymczasem niektóre kluby stosunkowo wcześnie, kilka dni po przyzwoleniu na treningi grupowe, wyjechały na obozy przygotowawcze (Legia, Raków i Piast). Niektóre wciąż stosują zajęcia w podziałach, by kontrolować intensywność w zgodzie z możliwościami zawodników. Czternaście dni, które dzielą część klubów przed pierwszymi starciami w ramach Totolotek Pucharu Polski to i mało – biorąc pod uwagę przerwę – i dużo, gdy założy się, że pewna podbudowa został wypracowana w okresie kwarantanny.
Najważniejszą lekcją, którą można przyjąć od Niemców nie jest jednak ta o metodyce treningowej, lecz zabezpieczeniach prowadzących do restartu rozgrywek. Owszem, długie wyczekiwanie na decyzję rządu, a także poszczególne przypadki koronawirusa w klubach mogły demotywować, lecz utrzymano spokój, stosowano się do zaleceń i planów. Wokół powrotu Bundesligi też nie brakowało i nie brakuje wątpliwości, dyskutuje się o szerokim efekcie na społeczeństwo. Koniec końców, futbol nie chce oderwać się na stałe od reszty świata, nikt nie zamierza udowodnić, że może egzystować bez kibiców i w ograniczonych do maksimum okolicznościach, lecz dać nadzieję przede wszystkim sobie.
Michał Zachodny