Aktualności
Kamil Wilczek znów strzela. Udany rok napastnika Broendby IF
Gdy w sezonie 2014/2015 Kamil Wilczek sięgnął po tytuł króla strzelców polskiej ekstraklasy, wielu kibiców spodziewało się, że to szczyt jego możliwości. Choć „Wilu” zawsze był napastnikiem co najmniej solidnym, niewielu wierzyło, że będzie w stanie poradzić sobie z wymaganiami stawianymi za granicam Polski. Początki zdawały się potwierdzać tę teorię – po transferze do włoskiego Carpi FC 1909 Wilczek nie zachwycał. Polak wystąpił tylko w trzech meczach i ani razu nie wpisał się na listę strzelców. – Początki zawsze są trudne, ludzie różnie reagują. Pojawia się przygnębienie, apatia, uczucie dyskomfortu. Trzeba jednak wyczyścić głowę i zacząć pracować od nowa nie myśląc o tym, co już za mną. Kluczowe jest pogodzenie się z sytuacją i chęć poprawy. Nie ma sensu szukać winy u kogoś – trenera, kolegów. Nie można liczyć na nikogo, trzeba samemu zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje, i mimo trudnych chwil jak najlepiej wykonywać swoją pracę. W pewnym momencie ludzie to docenią i zawodnik otrzymuje swoją szansę – mówił. Wspomnianą szansę dostał po transferze do Broendby IF i – jak pokazał czas – trafił do bardzo właściwego miejsca.
W swoim pierwszym sezonie w barwach duńskiego klubu Wilczek strzelił pięć goli w lidze. A właściwie nie w sezonie, a podczas pierwszej rundy – „Wilu” trafił bowiem do Broendby zimą. A później było już tylko lepiej. W sezonie 2016/2017 seryjnie pokonywał bramkarzy w Superligaen, długo będąc na czele klasyfikacji najlepszych strzelców w lidze. W efekcie już jesienią znalazł się w gronie zawodników powołanych do reprezentacji Polski przez Adama Nawałkę. W 2016 roku zaliczył dwa występy w koszulce z orłem na piersi, występując w starciach z Armenią i Słowenią.
Wiosną jednak coś się w Wilczku zacięło. W kilku meczach z rzędu nie zdobył bramki i ówczesny trener Broendby Alexander Zorniger zdecydował się posadzić Polaka na ławce rezerwowych. Trzeba przyznać, że Wilczek miał wówczas sporą konkurencję do gry – świetnie spisywał się Teemu Pukki, całkiem nieźle prezentował się też Jan Kliment. – Nie jest to dla mnie skrajnie trudna sytuacja, nie popadajmy w panikę. Nie czuję się na pewno gorszy od chłopaków. Chciałbym zauważyć, że tak na dobrą sprawę nie dostałem jeszcze w tym sezonie prawdziwej szansy. Umówmy się, trudno za taką uważać grę w wymiarze pięciu, dziesięciu czy piętnastu minut. Szansą można nazwać sytuację, w której zawodnik ma okazję wystąpić w kilku meczach z rzędu w dużym wymiarze czasowym. W moim przypadku są to na razie „półszanse”. Tym bardziej, że wchodziłem na boisko w momentach, gdy trzeba było gonić wynik. Nie były to komfortowe chwile na odblokowanie – mówił wówczas Wilczek.
Przełamanie jednak musiało nadejść i rzeczywiście nadeszło. Choć jesień ubiegłego roku nie była w wykonaniu Polaka wielce spektakularna, wiosna była już jego prawdziwym popisem. W rundzie mistrzowskiej Wilczek strzelał jak na zawołanie. Drużyna wygrywała mecz za meczem i kroczyła prostą ścieżką do mistrzostwa Danii. – Nasz trener słynie z tego, że preferuje treningi na bardzo wysokiej intensywności. Dzięki temu potrafimy pokazać to także w spotkaniach. Nie musimy się martwić, że zabraknie nam sił. Co do mnie, po okresie przygotowawczym, który przepracowałem bardzo mocno, czuję efekty. Treningi u Alexandra Zoernigera procentują – wspominał „Wilu”.
Zespół z przedmieść Kopenhagi sięgnął po Puchar Danii, ale w lidze niespodziewanie nastąpiła katastrofa. Mimo że Wilczek nie tracił dobrej dyspozycji, zespół się zaciął. W ostatnich czterech spotkaniach zapisał na swoim koncie zaledwie trzy punkty i stracił mistrzostwo kraju. Tytuł, po który Polak w czasie swojej kariery nie miał okazji sięgnąć ani razu. Rozczarowanie było więc ogromne, ale przed Wilczkiem i całym Broendby stanęło kolejne wyzwanie, czyli pozbieranie rozbitej drużyny i start rywalizacji w kolejnym sezonie.
A w bieżących rozgrywkach, choć zespół wciąż nieco zawodzi i zajmuje dopiero trzecią pozycję w tabeli ze sporą stratą do liderującego FC Kopenhaga, gwiazda Wilczka świeci pełnym blaskiem. Polak regularnie wpisuje się na listę strzelców, będąc czołowym zawodnikiem nie tylko Broendby, ale i całej ligi. W niedzielę po raz trzynasty w lidze, a szesnasty w tym sezonie trafił do siatki, pokonując bramkarza Vejle BK. Nic dziwnego, że kibice doceniają jego postawę. Kamil Wilczek został wybrany Piłkarzem Roku w Broendby i walczy o drugi w karierze tytuł króla strzelców. Do przewodzącego w zestawieniu najskuteczniejszych strzelców Roberta Skova traci tylko dwa gole. Kto wie, może znów okaże się najlepszy?