Aktualności
Jedyny taki mecz w XXI wieku. Historyczny triumf Polaków
Reprezentacja Polski w turniejach finałowych mistrzostw świata i Europy w XXI wieku rozegrała dwadzieścia spotkań. Tylko raz zdarzyło jej się jednak wygrać spotkanie otwarcia na imprezie tej rangi. 12 czerwca 2016 roku biało-czerwoni zapisali się w historii polskiego futbolu, zwyciężając pierwszy raz w starciu mistrzostw Europy.
Każdy udział reprezentacji Polski w turnieju finałowym mistrzostw świata i Europy budzi w kibicach ogromne emocje i wiąże się z ogromnymi nadziejami. Niestety, w XXI wieku powodów do radości było bardzo niewiele. Mundial w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku zakończył się po porażkach z gospodarzami oraz Portugalią. Cztery lata później, w Niemczech, zespół dowodzony przez Pawła Janasa stracił szansę na wyjście z grupy po przegranych z Ekwadorem i Niemcami. Mistrzostwa świata w Rosji w 2018 roku wszyscy kibice doskonale pamiętają – porażki z Senegalem i Kolumbią zamknęły drużynie Adama Nawałki drogę do fazy pucharowej. Mundiale w XXI wieku w wykonaniu reprezentantów Polski przebiegały wobec ironicznego scenariusza – mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor.
Także udziały w mistrzostwach Europy nie kończyły się dla biało-czerwonych najlepiej. W debiutanckim w historii turnieju w Austrii i Szwajcarii w 2008 roku drużyna prowadzona przez Leo Beenhakkera nie sprostała Niemcom i Chorwacji, zdobywając tylko jeden punkt w potyczce z Austriakami. Cztery lata później na własnym terenie Polacy – mimo bardzo dobrego losowania fazy grupowej i uniknięcia największych potentatów – zakończyła się ogromnym rozczarowaniem. Remisy z Grecją i Rosją oraz porażka z Czechami zakończyły przygodę zespołu Franciszka Smudy z turniejem już po fazie grupowej.
Nadzieje odżyły w 2016 roku. Ekipa prowadzona przez Adama Nawałkę w kwalifikacjach potrafiła pokonać mistrzów świata, Niemców, ale odrobinę niepewności wprowadziły ostatnie mecze towarzyskie przed wyjazdem do Francji. Polacy przegrali z Holandią oraz zremisowali ze słabiuteńką Litwą. To spowodowało, że ich dyspozycja była tak naprawdę sporą zagadką. Rywale w fazie grupowej wydawali się jednak w zasięgu biało-czerwonych. Mieli oni spotkać się z Irlandią Północną, Niemcami i Ukrainą.
Pierwszym przeciwnikiem Polaków okazali się Wyspiarze. 12 czerwca 2016 roku oczy wszystkich polskich kibiców skierowane były na Niceę. Właśnie tam biało-czerwonym przyszło zmierzyć się z zespołem Michaela O’Neilla. W godzinie meczu ulice opustoszały, a miliony fanów zasiadły przed telewizorami. Wszyscy liczyli, że tym razem reprezentacji Polski uda się zerwać z utartym schematem, regularnie powtarzanym w turniejach międzynarodowych w XXI wieku i nie wrócą oni po trzech meczach do domu.
W spotkaniu z Irlandią Północną selekcjoner Adam Nawałka postawił na skład złożony z jego zaufanych „żołnierzy”. Jedyną niespodzianką był występ zaledwie 19-letniego Bartosza Kapustki. Ówczesny pomocnik Cracovii wcześniej zagrał tylko w jednym spotkaniu o punkty, w wygranej 8:1 potyczce z Gibraltarem. W Nicei miał zastąpić Kamila Grosickiego, który z powodu urazu nie był gotowy do występu przez pełne 90 minut. Czas pokazał, że „Kapi” wywiązał się ze swojego zadania bez zarzutu. Swoją postawą zachwycił wielu piłkarskich ekspertów, ze słynnym Garym Linekerem na czele.
Pierwsze pół godziny nicejskiej potyczki nie przyniosło zbyt wiele okazji i sytuacji podbramkowych. Obie ekipy badały swoje wzajemne możliwości, starając się znaleźć słabszy punkt rywala. Dopiero w 31. minucie Polacy stworzyli sobie dogodną sytuację. Z prawej strony świetnie do akcji ofensywnej włączył się Łukasz Piszczek, który znalazł podaniem Arkadiusza Milika. Ten zrobił wszystko jak należy, ale tylko do momentu strzału – wówczas posłał piłkę nad poprzeczką. Kilka minut później kapitalnie pokazał się Kapustka. Po rzucie rożnym piłka dotarła do młodziutkiego reprezentanta Polski, ten „przełożył” północnoirlandzkiego defensora i posłał potężne uderzenie, ale strzegący bramki rywala Michael McGovern popisał się fantastyczną interwencją. Na przerwę obie ekipy zeszły więc z bezbramkowym remisem.
Pragnienia polskich kibiców spełniły się sześć minut po przerwie. Wtedy to Jakub Błaszczykowski z prawej strony boiska dograł piłkę Arkadiusza Milika, a ten płaskim strzałem z piętnastu metrów posłał ją do siatki. McGovern próbował jeszcze interweniować, ale futbolówka po jego ręce wpadła do bramki. Polską część trybun opanowała euforia, która mogła skończyć się dwadzieścia minut później. Wówczas defensywę zespołu Adama Nawałki wymanewrował Conor Washington, który stanął oko w oko z Wojciechem Szczęsnym. Na szczęście w ostatniej fazie akcji wypuścił sobie piłkę zbyt daleko i Wojciech Szczęsny zdołał wygarnąć piłkę spod jego nóg. Skończyło się jedynie na strachu.
Po tym sygnale ostrzegawczym biało-czerwoni nie dopuścili już do żadnego poważniejszego zagrożenia pod własną bramką. Sami starali się podwyższyć rezultat, jednak uderzenia Krzysztofa Mączyńskiego, Kamila Grosickiego, Arkadiusza Milika i Grzegorza Krychowiaka okazywały się nieskuteczne. Wkrótce nadszedł jednak upragniony, ostatni gwizdek arbitra. Reprezentacja Polski po raz pierwszy w XXI wieku zwyciężyła w spotkaniu otwierającym fazę grupową wielkiego turnieju, a także zaliczyła tym samym premierowy triumf historii występów w mistrzostwach Europy. A jak kadra Adama Nawałki radziła sobie we Francji w kolejnych meczach, wszyscy doskonale pamiętamy…