Aktualności

Jan Liberda. „Biały Pele”, który czerpał z piłki to, co najlepsze

Aktualności11.02.2020 
Mierzył zaledwie 168 cm wzrostu, ale walory piłkarskie miał zupełnie inne. Szybki, bardzo dobry technicznie, z intuicją piłkarską. W ostatnich dniach pożegnaliśmy Jana Liberdę, jedynego polskiego piłkarza, który strzelił gola Brazylii na Maracanie. Symbol Polonii Bytom w latach jej największej świetności.

Liberda w reprezentacji Polski zaliczył 35 występów, ale w latach 60-tych był jednym z najważniejszych piłkarzy dla naszego futbolu. Debiut w pierwszej reprezentacji zaliczył w 1959 roku, w meczu z Niemcami Zachodnimi, od razu zaliczając asystę. Wcześniej grywał w młodzieżowych kadrach, natomiast kibice najmocniej zapewne kojarzą jego występy przeciwko reprezentacjom z Ameryki Południowej.

Zapadł w pamięć Niemcom i Brazylijczykom

W 1966 roku reprezentacja Polski odbyła tournée po Ameryce Południowej. Biało-czerwoni zaliczyli dwa występy przeciwko Brazylii (oba przegrane) oraz jeden mecz z Argentyną (remis). Polacy zdobyli w tych starciach trzy bramki – wszystkie zapisał na swoim koncie Liberda. Do siatki trafił między innymi na słynnej Maracanie i to w obecności 130 tysięcy kibiców. Jest jedynym Polakiem, który pokonał brazylijskiego bramkarza na tym legendarnym stadionie. To właśnie wtedy o piłkarzu Polonii Bytom zaczęto mówić „Biały Pele”. – Te bramki zawsze gdzieś później już za nim chodziły, pamiętali o tym jego koledzy reprezentacyjni, jak chociażby Staszek Oślizło z Górnika Zabrze, Zygmunt Anczok czy też inni wielcy kadrowicze – mówi Dariusz Leśnikowski, dziennikarz katowickiego „Sportu”.



Zresztą w meczach z latynosami Liberda czuł się chyba najlepiej. W pamięci Brazylijczykom zapadł już zdecydowanie wcześniej, w meczu na Stadionie Śląskim, gdy Polska w maju 1960 roku grała z najlepszą wówczas drużyną klubową na świecie, Santos FC. Liberda zdobył jedną bramkę, dwiema do rywali odpowiedział Pele. Również z Polonią Bytom świętował sukcesy za oceanem. W 1965 roku niebiesko-czerwoni zdobyli Puchar Ameryki pokonując w finale tych międzykontynentalnych zmagań Dukle Pragę. Po powrocie do kraju na bytomian czekały dziesiątki tysięcy fanów, a Liberda był ojcem sukcesu. Został zresztą wybrany najlepszym graczem całych zmagań. Efektowna gra na arenie międzynarodowej mogła przyczynić się do tego, że graczem Polonii zainteresowało się Schalke 04 Gelsenkirchen. – Tego nigdy już jednak nie zweryfikujemy, ale krążyły takie opinie – zastrzega Leśnikowski. Liberda mógł zachodnim sąsiadom zapaść w pamięć. Rok wcześniej Polonia rozegrała dwumecz z niemieckim klubem w ramach Pucharu Intertoto, u siebie gromiąc rywala 6:0!

W reprezentacji Liberda nie zrobił jednak takiej kariery, do jakiej był predestynowany. Zagrał łącznie w kadrze 35 razy, na zakończenie pozostał niesmak, gdy w ramach eliminacji do IO w Meksyku nie pojechał na rewanżowe spotkanie z ZSRR. Trudno natomiast przeceniać jego rolę w sukcesach Polonii. Z niebiesko-czerwonymi świętował dwukrotnie mistrzostwo Polski, dwukrotnie był także królem strzelców ligowych rozgrywek. Do dzisiaj jest zresztą jednym z najskuteczniejszych graczy ekstraklasy – obecnie z dorobkiem 146 bramek zajmuje dziewiąte miejsce w klasyfikacji strzelców wszech czasów. Niektóre jego statystyki nadal powalają, jest chociażby jedynym piłkarzem w historii, który w pięciu kolejnych sezonach trafiał co najmniej po piętnaście razy. Wspólnie z Ernestem Pohlem został również pierwszym zawodnikiem, który w siedmiu sezonach z rzędu po drugiej wojnie światowej zapisał na swoje konto dwucyfrowe wyniki snajperskie.

Karny na raty

Liberda nie tylko wyśmienicie grał w piłkę. Wraz z kolegami się nią bawił. Wokół siebie miał kolegów o podobnej charakterystyce i możliwościach. Kazimierz Trampisz czy Ryszard Grzegorczyk to zawodnicy, którzy na tamte realia również byli postaciami nietuzinkowymi. O możliwościach Liberdy najlepiej przekonuje jeden fakt. W 1959 roku na Stadionie Śląskim w meczu ligowym z Polonią Bydgoszcz Poloniści wykonali rzut karny... na raty. Henryk Kempny wystawił piłkę, Liberda strzelił. A wszystko to się działo w pierwszej minucie meczu! – Mecz był rozgrywany w obecności 70 tysięcy kibiców, bo w tym dniu rozgrywano na śląskim gigancie dwumecz. Początek spotkania, a Poloniści pozwalają sobie na takie coś. Nie wiem, czy to nie był pierwszy rzut karny wykonywany na raty w ogóle na świecie – zastanawia się Leśnikowski, który opowiada również o innych fantazyjnych zagraniach. Bramka piętką z metra, minięcie jeszcze jednego zawodnika, gdy trafienie jest już formalnością? Dla Liberdy i jego kolegów to był sposób na granie.

Jan Liberda lubił bawić się piłką, ale także korzystać z możliwości, jakie futbol dawał. A, że w tamtych czasach wybitni piłkarze mieli ich nieporównywalnie mniej niż dzisiaj, to już zupełnie inna sprawa. Do legendy przeszły zakłady z bytomskimi taksówkarzami, w których Liberda zakładał się o dokładne wyniki spotkań. – To jeden z bardziej znanych wątków w historii pana Jana. To zresztą było bardzo charakterystyczne dla Liberdy. Nie można powiedzieć, że był lekkoduchem, ale zwłaszcza w tamtych czasach piłkarze mieli ograniczone możliwości, starali się więc czerpać, jak najwięcej radości z gry i z piłki. Liberda bawił się piłką – opowiada Dariusz Leśnikowski.



Jak wspominał niegdyś sam bohater, na takich zakładach potrafił wzbogacić się 2-3 razy tyle, ile zarabiał za wygrane spotkanie w klubie. – Koledzy wiedzieli o tych zakładach, trenerzy jednak już nie. Potem piłkarze Polonii się dopytywali, ile wygrałem i domagali się swojej działki. Zawsze coś im odpalałem – wspominał swego czasu Liberda.

Na motorze z kiełbasami

Polonia Bytom nigdy nie była resortowym klubem, więc nawet w czasach największej prosperity musiała zmagać się z różnego rodzaju problemami. Podczas, gdy inne piłkarskie potęgi opierały się na górnictwie, hutnictwie, czy też na strukturach wojskowych, dla Polonii największym oparciem były jedynie zakłady mięsne. Ubodzy krewni? Owszem, ale jak wspomina Leśnikowski, piłkarze imali się różnych sposobów, by w takich sytuacjach sobie radzić. – Jak opowiadali kiedyś koledzy ze wspólnych lat gry z Liberdą, raz pojawili się w zakładach mięsnych, które pomagały Polonii – wspomina dziennikarz, który napisał również „Bibliografię 90-lecia Polonii Bytom”. Głównym celem wizyty było zdobycie rzadko wówczas dostępnych rarytasów. Pod pretekstem rozmowy o klubie jednemu z zawodników Polonii, pod futrem, udało się niepostrzeżenie „przemycić” z zakładów rożne smakołyki, rzadko dostępne kiełbasy czy pasztetowe. – A na zewnątrz na kolegę czekał już na motorze Liberda, tak by jak najszybciej uciec z miejsca z towarem – uśmiecha się Leśnikowski.

Liberda w Polsce był wierny Polonii, chociaż ofert z innych klubów nie brakowało. Z czasem wyjechał za granicę. Grał w Stanach Zjednoczonych i Holandii, a w latach 70-tych zajął się również „trenerką”. Prowadził GKS Katowice, Zagłębie Sosnowiec i swoją Polonię. – Brakowało mu jednak cierpliwości. Liberda liczył, że jego zawodnicy będą grać tak jak on. Skoro coś umiał, to wychodził z założenia, że jego gracze również będą potrafili. Brakowało mu cierpliwości w pracy trenerskiej – powtarza Dariusz Leśnikowski.

W ostatnich latach Liberda chorował na Alzheimera. Zmarł 6 lutego, w wieku 83 lat.

Tadeusz Danisz

Fot: East News

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności