Aktualności
Jak Paweł Dawidowicz z Sokoła Ostróda doleciał do Serie A
Bramka polskiego stopera w Serie A nie zdarza się często. Przyzwyczailiśmy się już do goli Arkadiusza Milika czy Piotr Zielińskiego, ale to zawodnicy ofensywni. We włoskiej ekstraklasie jest też kilku polskich obrońców.
Poprzednim stoperem, który zdobył gola, był Thiago Cionek, a było to 7 kwietnia 2018 roku. Wcześniej przerwa była jeszcze dłuższa. Trzeba by się cofnąć do sezonu 2014/2015, kiedy Kamil Glik, jak na obrońcę, imponował skutecznością i zdobył siedem goli.
W tym sezonie w defensywie włoskich klubów występują Cionek, Arkadiusz Reca (obaj SPAL), Bartosz Bereszyński (Sampdoria), Sebastian Walukiewicz (Cagliari) i wspomniany Dawidowicz. Jest jeszcze Bartosz Salamon (SPAL), ale w tym sezonie jeszcze nie zagrał.
Chudy jak patyk, ale z autorytetem
Droga Dawidowicza do Serie A była dość długa. Do 16. roku życia trenował w rodzinnej Ostródzie.– W Sokole prowadziłem go od trampkarza do juniora młodszego. W sumie to sześć lat. Byłem też jego wychowawcą w szkole podstawowej. Przede wszystkim był pracowity, zaangażowany i sumienny – wspomina Paweł Oliwa, obecnie trener w Akademii Piłkarskiej w Ostródzie. – Nawet już w wieku 10-12 lat widać było, że ma cel i bardzo będzie chciał go osiągnąć. Cieszył się dużym autorytetem wśród rówieśników. Ciągnął za sobą całą grupę w szkole i na boisku. Tylko, że wtedy nie był taki wysoki, a do tego chudy jak patyk – opowiada szkoleniowiec.
Po skończeniu gimnazjum Dawidowicz trafił z Sokoła do Lechii Gdańsk. Trzy lata później po rozegraniu 34 meczów w ekstraklasie obrońcę kupiła Benfica Lizbona.
– To był jeden z chłopaków, którzy zostali mistrzami Polski juniorów do lat 17. Po zdobyciu złotych medali, 10 wziąłem na obóz przygotowawczy do Turcji z pierwszym zespołem. Do dużej piłki później przebiło się tylko dwóch: Dawidowicz i Przemek Frankowski. Zbierali doświadczenie w kilku drużynach Lechii: w seniorach, rezerwach, Młodej Ekstraklasie, a jak trzeba było pomagali też w juniorach – wylicza Bogusław Kaczmarek, u którego Dawidowicz zadebiutował w ekstraklasie. – Dużo trenowaliśmy z nimi indywidualnie i przyszły efekty. Szkoda, że trochę prześladowały go urazy, bo może udałoby mu się znaleźć w ścisłej kadrze na Euro 2016 – uważa.
W Portugalii przez dwa sezony grał w rezerwach stołecznego klubu. Potem aż trzykrotnie był wypożyczany z Benfiki i grał regularnie.
– Jest bardzo ambitny i na początku mogło go to trochę gubić. Nawet jak miał drobne urazy, to nie mówił o nich. Rozmawialiśmy, że trzeba odpuszczać i informować o takich sprawach. Od małego chciał wykorzystywać pojawiające się szanse – zapewnia Oliwa.
Trzy razy wypożyczany
Najpierw trafił do niemieckiej 2. Bundesligi, do Vfl Bochum, potem była włoska Serie B. Zarówno w Palermo, jak i w Hellas Werona był podstawowym zawodnikiem. W pierwszym przypadku drużyna z Sycylii z walki o awans do Serie A odpadła dopiero w barażach.
– Już w Bochum był zadowolony, bo podobało mu się, że dostaje szanse regularnego grania. Nie chciał wracać do Polski, by nie było gadania, że młodemu Polakowi się nie udało. Wysoko zawieszał sobie poprzeczkę – uważa Oliwa. – Przyznał, że na treningach jest dużo większa intensywność. W Portugalii był mocny nacisk na wyszkolenie techniczne i taktykę. We Włoszech dużą rolę przywiązują do defensywy. Po sezonie w Palermo dobrze zrobił, że został w lidze, w której już się zadomowił – stwierdził.
Co nie powiodło się z Palermo, Dawidowiczowi udało się z Hellas Werona. 25–letni wychowanek Sokoła rozegrał 28 spotkań w sezonie i wszystkie mecze w barażach o Serie A. W decydującym meczu jego drużyna pokonała 4:1 Perugię, choć dopiero w dogrywce.
Dobre występy przekonały Hellas, by wykupić Dawidowicza z Benfiki. Taki był zresztą zapis w umowie. Włosi wyłożyli na Polaka 3,5 mln euro.
I wydawało się, że po awansie obroni miejsce w podstawowej jedenastce. Inauguracji Serie A i swojego debiutu w tej lidze na pewno nie wspomina dobrze. Jeszcze zanim upłynął kwadrans, Dawidowicz zobaczył bowiem czerwoną kartkę. Od tej pory raz był w podstawowym składzie, a za chwile siedział na ławce rezerwowych. W 15. kolejce znów zagrał za ostro, zobaczył dwie żółte kartki i w konsekwencji czerwoną.
– Trochę płaci frycowe, ale wywalczył awans z Hellas i postawili na niego. Po czerwonej kartce wypadł z podstawowego składu, drużyna zaczęła punktować i miał problemy z powrotem. Widać było, że jest coraz bliżej grania. Zdarzyło się nawet tak, że w jakimś meczu trener przesunął go do ataku, by stworzyć przewagę wzrostu – dodaje trener Oliwa. – Środek obrony to dla niego optymalna pozycja. I to nawet nie tak ważne, która dokładnie pozycja, bo zarówno prawą i lewą nogą dobrze sobie radzi. Zresztą pracował nad tym jeszcze w Sokole – zapewnia.
Bramka na odbicie
2020 rok Dawidowicz rozpoczął w roli zmiennika. W 20. kolejce zastąpił kontuzjowanego kolegę i przekonał trenera Ivana Juricia. W następnej, przeciwko Lecce, po raz szósty w tym sezonie zagrał w podstawowym składzie. I w 19. minucie strzelił pierwszą bramkę w Serie A, a Hellas pewne wygrało 3:0. Klub z Werony jest dziewiąty w tabeli, czyli jak na beniaminka jak na razie spisuje się bardzo dobrze.
– Pogratulowałem mu tego gola i nawet szybko, już godzinę po meczu, odpisał. Jesteśmy w kontakcie, kiedy przyjeżdża do Ostródy, często zapraszam go do szkoły na prelekcje. Chcemy pokazać, że w tak niedużym ośrodku, też można wychować dobrego piłkarza. Zwłaszcza jeśli chce pracować. Może teraz w Akademii Piłkarskiej w Ostródzie uda się znaleźć kolejnego Dawidowicza – kończy trener Oliwa.
Trener Kaczmarek: – Ma świetne warunki fizyczne i dobry timing, nieźle gra też głową. Wierzę, że ta bramka będzie dla niego odbiciem. Zacznie regularnie grać, nabierze pewności siebie i jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
W niedzielę przed Dawidowiczem wymagający test. Hellas zagra na San Siro z AC Milan, czyli polski obrońca będzie mierzył się m. in. ze Zlatanem Ibrahimowiciem.
Andrzej Klemba