Aktualności
Jak ginie talent. Czy mamy problem z jego identyfikacją?
Przykładami można sypać jak z rękawa i ma ich pełno każdy trener: zawodników, którzy mieli talent, ale nie potrafili wykorzystać go w pełni, przebić się z poziomu juniorskiego na seniorski, z niższych lig do Ekstraklasy. Jednak mniej mówi się o tych, których potencjału nie zdiagnozowano właściwie.
Obecny sezon Ekstraklasy jest pod tym względem bardzo ciekawy. Jedną z jego gwiazd, ze względu na postawę, debiut w reprezentacji Polski oraz zdobycie krajowego pucharu, jest Kamil Piątkowski. 21-latek doczekał się już nawet zagranicznego transferu i kończąca się runda jest dla niego ostatnią w kraju przed grą w austriackim Salzburgu. Jego historia zaczęła się jednak od tego, że nie dostał szansy na przebicie się w Zagłębiu Lubin. Jeszcze dwa lata temu rozegrał swój ostatni mecz w trzecioligowych rezerwach ze Stilonem Gorzów Wielkopolski.
Ciekawym przypadkiem jest również ten Konrada Poprawy ze Śląska Wrocław. Obrońca zadebiutował w Ekstraklasie jako 19-latek jeszcze w 2017 roku i zagrał w trzech spotkaniach. Od tamtego czasu jednak nie było go w pierwszym zespole: był na wypożyczeniu w Skrze Częstochowa (druga liga), grał na czwartym i trzecim poziomie w barwach rezerw Śląska, jeszcze w marcu nie było planów przedłużenia z nim kontraktu. Aż do przyjścia Jacka Magiery, gdy dostał ponowną szansę w pierwszej drużynie. Wystąpił w pięciu meczach Ekstraklasy, strzelił gola Podbeskidziu i… zgłosiła się po niego warszawska Legia.
– Chcą wykorzystać okazję, bo Konradowi wygasa kontrakt, ale nie mają sprecyzowanego planu na niego. Wcześniej nie obserwowali go w drugiej lidze. Decyzja należy do zawodnika. Ja jedynie mogę powtórzyć, co powiedziałem mu w rozmowie: że dalej będziemy pracować nad jego rozwojem – mówił Magiera.
Nie chodzi jednak o walkę o podpis konkretnego piłkarza, lecz to jak jest widziany przez innych. Co sprawiło, że w lutym Poprawa był jednym z wielu młodych zawodników drugiej ligi, a dwa miesiące później walczy o niego mistrz Polski? Czy w jego umiejętnościach w tak krótkim czasie nastąpiła tak wielka zmiana, doszło do eksplozji talentu? A może spojrzenie jednego trenera i kolejnego na możliwości tak bardzo się różniło?
Zdefiniować talent
Poprawa nie jest jedynym przykładem ze Śląska. Mathieu Scalet debiutował w Ekstraklasie w 2017 roku, po czym przepadł na trzy lata i wrócił na ostatnią kolejkę poprzedniego sezonu. W obecnym wystąpił w czternastu meczach wrocławian, w tym w dziesięciu od pierwszej minuty. We Wrocławiu 24-latek jest już dłuższy czas, wcześniej nie ceniono go na tyle, by mógł regularnie grać w Ekstraklasie. Szymon Lewkot przed przyjściem Magiery zagrał w sumie nieco ponad 60 minut, w minionych dwóch kolejkach był wyjściowym zawodnikiem Śląska. Znów mowa nie o bardzo młodym piłkarzu – to pomocnik urodzony w 1999 roku – ale już takim, który w klubie jest od dawna.
– Często kluby z bardziej rozbudowanymi akademiami nie potrafią docenić tego potencjału, który mają na swoim zapleczu. Nie dają zawodnikom szansy, mówią, że nie są oni przygotowani, ale tak naprawdę cały czas szukają i sprowadzają kogoś innego – mówi Maciej Zieliński z agencji ProSportManager, która od kilku lat opiekuje się Kamilem Piątkowskim. – Młodym piłkarzom powtarzane są te same argumenty: niech czeka, nie jest gotów, musi dojrzeć… A czasem wystarczy bardziej otwarty trener. Kamil Piątkowski, ale też Sebastian Walukiewicz długo byli uważani za bardzo utalentowanych zawodników, ale jak trzeba było dać im zrobić ten kolejny krok, to zwlekano i w końcu zmienili kluby.
Marcin Dorna (na zdjęciu poniżej) w pracy selekcjonera reprezentacji młodzieżowych oraz koordynatora skautingu w Polskim Związku Piłki Nożnej z kwestią oceny talentu spotyka się bardzo często. A jeszcze częściej – z próbą zdefiniowania, czym ten talent jest. – Wielokrotnie trafiałem na materiały w których ktoś to robił i w pewnych obszarach jest to do zrobienia: można przeprowadzić analizę proporcji ciała, sprawności ogólnej, wieku biologicznego, innymi testami. Jednak na drugim biegunie są zdolności rozumienia gry, podejmowania decyzji, wpływu na mecz. W naszym systemie skautingu na koniec raportu każdy musi uzupełnić punkt, który brzmi: co tego zawodnika wyróżnia? Piłkarz musi mieć przynajmniej jedną „broń”, czyli atut wokół którego można go zbudować. I może to być atut z bardzo różnych obszarów – tłumaczy.
Sam talent to za mało
Dorna zauważa również, że często w identyfikacji talentu problem zaczyna się na poziomie definicji tego zjawiska. – Często nie potrafi się rozróżnić umiejętności od potencjału. Podkreślają to często ankiety, które młodzi piłkarze wypełniają na pierwszych zgrupowaniach Akademii Młodych Orłów i reprezentacji. Pytamy ich od kiedy i jak często w tygodniu trenują. Nawet na poziomie 13-latków zdarzają się przypadki, że chłopcy dopiero zaczynają swoją przygodę z piłką i zderzają się z innymi, którzy regularnie ćwiczą od jeszcze młodszego wieku. To oczywiste, że to trenujące dłużej ma wyższy poziom umiejętności, ale niekoniecznie potencjałem dorównuje mniej doświadczonemu rówieśnikowi – mówi selekcjoner kadry do lat 17.
Wskazuje też, że wszystko jest zależne od szansy na różnym etapie edukacji piłkarskiej. Przypomina prezentację trenera jednego z cenionych zagranicznych klubów, który starał się opisać różne czynniki wpływające na talent, które i tak podsumowane były jednym zdaniem. – Na koniec najważniejsza jest szansa na to, by pokazać talent. Widzieliśmy to również po młodych polskich piłkarzach – mówi Dorna. Kiedy Paweł Bochniewicz trafił do Włoch, to w Regginie Calcio musiał czekać na swoją szansę. Ale gdy ją dostał wiosną 2014 roku, to nie były epizody, lecz kilka meczów z rzędu w pełnym wymiarze czasowym. Zdobywał doświadczenie, popełniał błędy, zasypywał deficyty, ale miał ku temu okazję.
Podobną zależność dostrzega Zieliński. – Młody piłkarz po otrzymaniu szansy w trzech meczach może wypaść słabo. Jednak kolejny krok jest zależny bardziej od klubu, niż od trenera. Jeśli trener po trzech gorszych spotkaniach drży o posadę, to nie będzie dawał okazji i ryzykował kosztem zawodnika bardziej doświadczonego. Ja ich rozumiem, staram się wczuć w ich rolę, ale zauważam, że nie ma aż tak dużej różnicy, że nie można przesadnie elektryzować się poziomem Ekstraklasy w odniesieniu do możliwości włączenia zawodnika z pierwszej czy drugiej ligi. Konieczny jest jednak czas dany piłkarzowi oraz komfort trenera przy podejmowaniu decyzji – tłumaczy.
Otwarcie nawiasu
– Obecnie samo słowo „talent” tylko otwiera nawias – dodaje Zieliński. – W środowisku piłkarskim coraz częściej dyskutuje się o identyfikacji talentu, ale nie zawsze jest to nazywane w ten sposób. Rozmawia się o skautingu, cechach wspólnych, schematach myślenia. W Salzburgu rozmawialiśmy z pracownikami klubu o tym, jak oni, poprzez tworzenie profili zawodników, budują swoją przewagę nad konkurencją na rynku transferowym.
– Coraz rzadziej słyszy się, by w osoby pracujące w akademiach, skauci, trenerzy i menedżerowie mówili o kimś po prostu, że jest utalentowany. To już nic nie oznacza, nie precyzuje o co chodzi. To słowo pozostanie, ale nie może być używane jednostkowo. Przykładowo, czy talentem nie może być ciężka praca? Jednak potrzebny jest kontekst, sprecyzowanie zestawu umiejętności, które dany piłkarz może rozwinąć – dodaje.
Dorna zwraca uwagę, że w tym względzie podejście klubów do talentu bardzo się różni. – Jest ono zależne od wieku. Wyobraźmy sobie, że znajdujemy bardzo młodego, 12-letniego zawodnika. Określiliśmy jego główne atuty, ale wciąż jest dużo zmiennych, ta praca jest uniwersalna, nad atutami i deficytami, w wielu obszarach. Często pytam trenerów, jak w klubach zorganizowane są treningi indywidualne na granicy piłki juniorskiej i seniorskiej. Coraz częściej słyszę, że stawia się na konkretne atuty, wyciągając je na poziom ponadprzeciętny – mówi.
Przypomina również o prezentacji na jednej z konferencji dotyczącej właśnie kwestii talentu. Piłkarzom z niższych lig zadano pytanie, dlaczego nie udało im się dojść do najwyższego poziomu. Większość oceniała, że mogła więcej pracować nad realizacją tego celu, ale też sporo odpowiedzi wskazywało na brak otrzymanej szansy. – Oczywiście, że nie można mówić, że nie ma żadnej różnicy, gdy zawodnik przeskakuje od razu dwa lub trzy poziomy. Na niższym szczeblu intensywność wymagana od zawodników jest niska, więc potrzebują oni czasu do adaptacji. Jeśli jednak zawodników trzyma się po dwa, trzy lata bez dania im szansy… Jest to nieuzasadnione – mówi Zieliński.
– Wszystko jest kwestią miary – dodaje Dorna. – Na poziomie klubu seniorskiego liczy się już tylko skuteczność gry i to, czy zespół wygrał, czy nie. Ale to weryfikacja umiejętności. W przypadku rozwijanych piłkarzy trzeba móc przyłożyć poszczególne występy do potencjału. Myśląc o młodzieżowcach zawsze zastanawiamy się, jak może się rozwinąć. Definiujemy poszczególne obszary, wskazujemy środki, ale to wszystko zaczyna się i kończy na podejściu do zawodnika – kończy.
Michał Zachodny