Aktualności

Grał w ekstraklasie, teraz walczy z pandemią. Strażak i ratownik medyczny w jednym

Aktualności16.04.2020 
Grał w ekstraklasie w barwach GKS Bełchatów, na zapleczu piłkarskiej elity w Ruchu Radzionków i Warcie Poznań, ale najgłośniej o nim jest – co paradoksalne – w momencie, gdy świat piłki całkowicie zamarł. – Nie wiem czy się cieszyć, czy smucić, ale tak faktycznie jest – mówi 30-letni Paweł Giel, który od kilku lat pracuje jako ratownik medyczny.

Giel zaliczył trzynaście meczów w piłkarskiej elicie w barwach GKS Bełchatów. – Zawsze ten czas będę mile wspominał – mówił swego czasu o występach sprzed ośmiu lat. Bełchatowianie wówczas walczyli o utrzymanie, pochodzący z Tarnowskich Gór pomocnik z czasem ruszył w Polskę. – Od tego momentu jestem właściwie cały czas w rozjazdach – mówi piłkarz, który później grał w Warcie Poznań, Odrze Opole i w klubach z Podkarpacia: Stali Stalowa Wola i Stali Rzeszów.

Dyskomfort w pracy

Dzisiaj natomiast Paweł Giel rozgrywa swój najważniejszy mecz. Jest jednym z ratowników medycznych będących na pierwszej linii ognia w walce z koronawirusem. – W najgorszej sytuacji są jednak pracownicy w szpitalach, którzy z zagrożonymi pacjentami przebywają zdecydowanie dużej, mają dużo więcej zadań. My, jako ratownicy, przebywamy na pierwszej linii, ale nasz czas jest zdecydowanie krótszy. Oceniamy stan zdrowia, jesteśmy tym pierwszym kontaktem i decydujemy czy pacjent wymaga hospitalizacji, czy nie. Wtedy ewentualnie zabieramy do szpitala. I nie ważne, czy ktoś ma koronawirusa, czy też nie, wszystkim pomagamy tak samo. Ale potem na oddziałach dopiero odbywa się prawdziwa walka o życie – opisuje Giel, który pracuje również jako strażak.

W pracy ratownika medycznego Giel nie odczuwa obecnie zbyt wielkiego strachu. – To raczej pewien dyskomfort. Zwłaszcza, gdy jesteś u pacjenta nieprzytomnego i nie jesteś w stanie przeprowadzić żadnego wywiadu. Trzeba o tym myśleć, ale najgorzej, gdy nie możemy się dowiedzieć nic o pacjencie, nawet przez domofon czy drzwi. Gdy jest podejrzenie, trzeba ubierać kombinezony i środki ochrony. Zdarza się to tak dwa-trzy razy dziennie. Środków jednak zbyt wiele nie ma, więc do każdego przypadku nie będziemy ich ubierać. Gdy nie ma podejrzeń, to zostają mniejsze środki ochronne, takie jak maski, przyłbice, czy też podwójne pary rękawiczek. Sytuacja jest ciężka, ale staramy się o tym nie myśleć – mówi były ligowiec.

Żarty z koronawirusa

Poza miejscem pracy Paweł stara się podchodzić spokojnie do tematu koronawirusa. A czasem nawet żartować. – W domu myślimy pozytywnie. Gdy wychodziłem do pracy, powiedziałem do dziewczyny „daj buziaka”, odpowiedziała: „nie, bo masz koronawirusa” – uśmiecha się 30-latek. – Nie myślimy o tym za bardzo. W środę było podejrzenie wirusa u pacjenta, którego przewoziłem. Zastanawiałem się czy wracać do domu, czy nie narażę najbliższej mi osoby. „Przyjeżdżaj do domu, coś wymyślimy” – odpowiedziała dziewczyna. Ostatecznie pacjent był zdrów. Nie mamy dzieci, więc nam jest trochę łatwiej, ale znam historie, gdy inni zaczynają mieć wątpliwości i gdzieś koczują, nocują w autach – opowiada Giel.

Sam Paweł przyznaje, że obecne reakcje na zaangażowanie służb zdrowia, jak i zainteresowanie jego pracą, go zaskakują. – Z jednej strony fajnie, że ktoś to dostrzega, szkoda tylko, że w takich fatalnych okolicznościach. Z drugiej strony służba zdrowia nie istnieje od grudnia. Ja pracuję w tym zawodzie, w pełni się utożsamiam. I pamiętam, jak walczyliśmy o pewne prawa dla służby zdrowia. Bo to nie tylko lekarze, pielęgniarki, ratownicy, sanitariusze, ale cały system i wiele pomniejszych profesji. Wiele pokoleń i ludzi poświęca się tej pracy. I gdy ta epidemia się skończy, to ta praca nie ulegnie zmianie. Poświęcenie będzie równie wielkie. Oby podejście obywateli również się nie zmieniło – Paweł Giel liczy, że cała pandemia może przynieść w dłuższej perspektywie jakieś pozytywne zmiany.

Piłka nadal obecna w życiu

Obecnie Paweł mieszka w Warszawie. – Za długo już chyba w jednym miejscu, czas na przeprowadzkę – żartuje, zaznaczając, że zawsze to piłka kierowała jego wyborami. Teraz to się zmieniło, ale nie do końca. – Futbol cały czas jest obecny, czy to poprzez zainteresowanie, czy także granie, ale już nie zawodowo – mówi.

Paweł od dwóch lat jest piłkarzem czwartoligowego Hutnika Warszawa. – Choroba będzie się na klubach niższych lig mocno odbijać, nie wiem czy będzie do czego powracać... Piłka sprawia mi jednak nadal ogromną frajdę, nadal chętnie chodzę na treningi i mecze, jest to też swego rodzaju odstresowanie od codziennych i ciężkich zajęć w ratownictwie czy straży. Mam nadzieję, że będzie taka możliwość, by wkrótce kontynuować grę – mówi zawodnik, który najwięcej piłkarskiego życia spędził w Ruchu Radzionków.

Jak sam przyznaje, praca w ratownictwie medycznym daje mu możliwość utrzymywania sportowej dyspozycji. – Dzięki temu dbam o siebie. Czasem trzeba wejść na czwarte piętro z całym osprzętem, w dwójkę z partnerem znieść pacjenta. Zwłaszcza teraz, gdy chodzimy w kombinezonach, to jest wyzwanie. Dobrze w tej sytuacji jest być przygotowanym, jak do ciężkiej pracy fizycznej. Na pewno ta praca wymaga pewnej sprawności, a sportowa sylwetka pomaga. Staram się o siebie dbać, mam siły, by w każdych warunkach pomóc poszkodowanym. To także dzięki temu, że grałem w piłkę i nadal jestem aktywny. Cieszę się, że mogę łączyć pasję piłkarską z pracą zawodową, która sprawia mi radość – zaznacza.

Pawła telefonicznie złapaliśmy, gdy właśnie wybierał się na dwunastogodzinną zmianę. – Oby tylko to był spokojny dyżur, bez żadnych powiązań z koronawirusem. Chętnie pracujemy, ale oby tej pracy było jak najmniej. Im mniej nas w terenie, tym lepiej dla ludzi – mówi na zakończenie nasz rozmówca.

Tadeusz Danisz

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności