Aktualności
Górnik jakiego nie znacie. Alfabet jubilata!
Austria Wiedeń. To na meczu z tą drużyną, we wrześniu 1963 roku, został pobity rekord frekwencji z udziałem polskiej drużyny klubowej. Na Stadionie Śląskim zasiadło według różnych obliczeń od 110 do 120 tysięcy widzów. Górnik wygrał 1:0.
Banaś Jan. Jego historia najlepiej pokazuje zawiłe losy Górnego Śląska i jego mieszkańców. Syn Niemca i Polki, urodzony w Berlinie, ale reprezentował barwy biało-czerwonych, niezwykle zdolny i utalentowany zawodnik. Nie zagrał na IO w 1972 roku i na mistrzostwach świata dwa lata później, bo po jednym z występów w Pucharze Intertoto pozostał na Zachodzie. Namawiał go do tego ojciec. Niedawno na jego kanwie powstał film fabularny „Gwiazdy”.
Concordia Zabrze. Jeden z klubów z połączenia, których powstał właśnie Górnik. Pod koniec 1948 roku doszło do połączenia Pogoni Zabrze, Zjednoczenia, Concordii i Skry. Początki nie były jednak łatwe, niektórzy przedstawiciele klubów mocno sprzeciwiali się tej decyzji.
Debiut. Pierwszy mecz zabrzanie rozegrali na początku 1949 roku, ale debiut ligowy na najwyższym szczeblu rozgrywek miał oczywiście miejsce zdecydowanie później. 18 marca 1956 roku Górnik podejmował, a jakżeby inaczej, Ruch Chorzów i wygrał to spotkanie 3:1.
Ernest Wilimowski. Jedna z największych legend Ruchu Chorzów, był równocześnie jednym z pierwszych bohaterów stadionu w Zabrzu, w momencie, gdy jeszcze Górnika na mapie piłkarskiej nie było. Stadion w Zabrzu powstał bowiem w latach 30-tych, a inauguracja miała miejsce w kwietniu 1935 roku. Czasy to były skomplikowane, więc „Śląsk Polski” rywalizował ze „Śląskiem Niemieckim”. Mecz zakończył się remisem 3:3, a siedem tysięcy widzów podziwiało Wilimowskiego – strzelca trzech goli.
Fair play. Za wzór pod względem szacunku do rywala uchodzili bramkarze Górnika: Hubert Kostka i Jan Gomola. Obaj golkiperzy doszli bowiem do porozumienia. – Zarabiajmy tyle samo. Ani złotówki więcej ty czy ja – ustalili wspólne stanowisko Gomola i Kostka. Wszystko po to, by rywalizacja na treningach, a ta toczyła się zarówno o miejsce w bramce Górnika, ale też i w reprezentacji Polski, miała charakter wyłącznie sportowy.
Gajdzicki Julian. Jeden z inicjatorów założenia i powstania Górnika. To on był pomysłodawcą połączenia czterech mniejszych klubów w jeden silny ośrodek sportowy. Zorganizował spotkanie założycielskie, klub początkowo miał aż 12 sekcji.
Hindenburg. To poprzednia nazwa Zabrza, które w latach 30-tych ubiegłego wieku mieściło się w granicach Niemiec. Miało to o tyle znaczenie, że w tym okresie powstawał stadion. Zabrze było wówczas miastem granicznym, dlatego władze niemieckie chciały za wszelką cenę pokazać, że inwestują na „swoich” ziemiach. Tak zrodził się pomysł budowy stadionu. Mimo prób we wcześniejszych latach, ostatecznie w 1934 roku, zdecydowano się na inwestycję, rok później stadion oddano do użytku. Obiekt nazwano imieniem Adolfa Hitlera co było na tamte czasy wyróżnieniem – tylko największe inwestycje mogły być nazywane imieniem „przywódcy”.
Igor Angulo. Zapewne jeden z nielicznych zawodników obecnej kadry, który ma szanse zapisać się na trwałe w historii Górnika. Jest bowiem najskuteczniejszym obcokrajowcem zabrzan, a tych w klubie nie było tak mało, dokładnie 65.
Jupitery. Oświetlenie na stadionie w Zabrzu pojawiło się za czasów prezesa Eryka Wyry, to on uznał, że mecze powinny się odbywać przy sztucznym świetle. Pod koniec lat 60-tych Górnik miał najnowocześniejsze oświetlenie – 1600 luksów. Z czasem jednak moc oświetlenia spadała, bo żarówki się przepalały, a podobnych nie szło już na rynku znaleźć. Dwadzieścia lat później oświetlenie na stadionie Górnika było więc... o połowę mniejsze. Gdy natomiast jeszcze oświetlenia nie było, na przykład podczas mityngów lekkoatletycznych, pomagali kibice. Finiszującym zawodnikom... palono gazety.
Kibice. Górnik może się pochwalić kibicami w różnych zakątkach kraju. W gronie tym nie brakuje znanych osobistości. Jerzy Dudek, piosenkarze „Stachursky” czy Czesław Mozil, aktor Eryk Lubos, wielkim fanem zabrzan był też profesor Zbigniew Religa.
Lekkoatletyka. Górnik Zabrze to nie tylko piłka nożna. Dzisiaj głównie kibice mogą kojarzyć zabrzańską drużynę dodatkowo z piłką ręczną mężczyzn, ale przed laty bardzo dobrze wiodło się lekkoatletom. Może trudno to nawet sobie wyobrazić, ale niewiele ustępowali piłkarzom. Zdobyli dziesięć tytułów mistrza Polski.
Łukasz Podolski. Jeden z najbardziej znanych piłkarzy Górnika w ostatnich latach, który nigdy w tym klubie nie zagrał. Były reprezentant Niemiec pochodzący z gliwickiej Sośnicy nigdy nie ukrywał jednak, że na koniec swojej kariery chciałby zagrać na Roosevelta.
Marsz żałobny. W derbach Górnika z Ruchem zawsze wiele się działo, ale w latach 60-tych największym skandalem był... marsz żałobny. W maju 1967 roku Górnik był liderem, bronił tytułu mistrzowskiego, Ruch zajmował drugą pozycję. Po 20 minutach meczu na szczycie Górnik prowadził z „Niebieskimi” 3:0, do przerwy było 3:1. Tuż przed przerwą, by wyprowadzić chorzowian z równowagi, orkiestra górnicza zagrała gościom marsz żałobny. Repertuar ten spowodował niemały skandal, tym bardziej, że orkiestra dopiero pierwszy raz była na meczu w Zabrzu. Ostatecznie Górnicy wygrali 4:1 i zostali ponownie mistrzami Polski.
Niesyto „Bolek” Jan. „Przed wejściem do świątyni zdejmij buty”. To jedno ze zdań, których właśnie autorem był człowiek związany przez całe swoje życie z Górnikiem. Najpierw jako kibic, później jako wychowawca, z czasem jako rzecznik prasowy i człowiek, który dbał o wizerunek klubu. – On to robił wszystko z serca, w dzisiejszych czasach tak bardzo odbiegał od innych – mówili o nim w klubie. Jak bardzo zyskiwał przychylność ludzi pokazuje sytuacja z 1985 roku. Po pierwszym meczu PEMK z Bayernem Monachium Uli Hoeness przysłał faks i specjalne zaproszenie na rewanż właśnie do popularnego „Bolka”, który początkowo w ekipie Górnika na wyjazd nie był przewidziany.
Oślizło Stanisław. Legenda związana z Górnikiem od 1960 roku. Wtedy przyjechał do Zabrza z pobliskiego Radlina. Sześć razy dźwigał trofeum za wygranie Pucharu Polski, osiem razy jako kapitan wygrywał ligę. Przez dziewięć lat był kapitanem drużyny, co też jest z pewnością jednym z rekordów. Dla Górnika zdobył jednak tylko sześć bramek, między innymi trzy w lidze i gol w finale PZP. Do dzisiaj związany z klubem.
Puchar Polski. Zabrzanie jako jedyni mogą się pochwalić Pucharem Polski na własność, zdobytym w 1970 roku. W klubowych gablotach jest to okazałe trofeum za trzy triumfy z rzędu. Łącznie zabrzanie wygrywali Puchar Polski sześć razy, w tym pięć razy z rzędu.
Real Madryt. Jeden z ostatnich wielkich meczów Górnika w europejskich pucharach. Kibicom może zapaść w pamięci z racji fantastycznego uderzenia Piotra Jegora na Santiago Bernabeu. Ale rywalizacja ta przejdzie do historii z jeszcze jednego powodu. Piłkarze mogli po raz pierwszy oficjalnie wymienić się koszulkami z rywalem.
Stanisław Sętkowski. Poza Zabrzem mniej może znany z imienia i nazwiska, a bardziej kojarzony jako „Leon”. W każdym razie wręczane najlepszym piłkarzom po meczach koguty i charakterystyczny dzwonek kojarzą chyba wszyscy. Pan Stasiu swój rytuał rozpoczął pod koniec lat 80-tych, wcześniej w Zabrzu trenował biegi długodystansowe.
Tottenham. Pierwszy rywal zabrzan w europejskich pucharach. Górnicy mieli już co prawda za sobą start w Pucharze Intertoto, ale rywalizacja z ekipą z Wysp Brytyjskich była prawdziwą ucztą. Na Stadionie Śląskim zabrzanie wygrali 4:2, na początku drugiej połowy prowadzili już 4:0. Mecz kończyli jednak z dwójką kontuzjowanych graczy, co rywale skrzętnie wykorzystali. W rewanżu już tak dobrze nie było – Tottenham wygrał 8:1.
Udebuluzor Cornelius. Pierwszy czarnoskóry i afrykański gracz w kronikach zabrzańskiego Górnika. Był zresztą pierwszym Nigeryjczykiem w naszej ekstraklasie. Dla Górnika jesienią 1996 zagrał 19 meczów, w których zdobył cztery bramki.
Węgrzy. Nacja, która odcisnęła największe piętno na grze Górnika. Łącznie zabrzan trenowało aż sześciu trenerów z Węgier. Najdłużej oczywiście ten najbardziej znany Géza Kalocsay, który z drużyną spędził ponad trzy lata. – To był surowy i ostry trener momentami, ale wiedział kiedy odpuścić i był sprawiedliwy – wspominał Jan Banaś. W 89 meczach zanotował aż 51 zwycięstw.
Zgutczyński Andrzej. Zabrzanie mieli wielkich snajperów w każdej dekadzie. Pod koniec lat 80-tych „wyskoczył” natomiast dość niespodziewanie Andrzej Zgutczyński, który został królem strzelców w sezonie 1985/86. Pojechał nawet na finały MŚ 1986 do Meksyku. Tam furory nie zrobił, ale sam fakt, że w gronie tak wielu uznanych zawodników się znalazł był chyba największym wyróżnieniem.
Tadeusz Danisz
Fot: Cyfrasport, East News