Aktualności
[FILM] Najbardziej zwycięska porażka w walce o Ligę Mistrzów
Tylko dwie polskie drużyny zagrały w Lidze Mistrzów. Jedną z nich jest Widzew, który do elitarnych rozgrywek w 1996 roku awansował w niesamowitych okolicznościach. Ale to właśnie była drużyna, która potrafiła odwracać nieodwracalne. I właśnie o tym jest film „Broendby – ziemia obiecana”. – Dramaturgia tego spotkania była fantastyczna – mówił Zbigniew Boniek, prezes PZPN, legenda łódzkiego klubu podczas premiery dokumentu.
Większość kibiców Widzewa doskonale zapewne zna przebieg meczów, które zdecydowały o awansie do Ligi Mistrzów. Dla pozostałych kibiców film powinien być przyjemną dla oka i ucha opowieścią o pięknym sukcesie polskiego zespołu.
U siebie łodzianie z Broendby wygrali 2:1, ale w rewanżu po niespełna 50 minutach przegrywali aż 0:3. Nie poddali się, najpierw gola zdobył Marek Citko, w latach 90. wielka nadzieja polskiego piłkarstwa (karierę przerwała kontuzja). A tuż przed końcem do siatki trafił Paweł Wojtala (choć niektórzy twierdzą, że gola zdobył Sławomir Majak). To była najbardziej zwycięska porażka w historii Widzewa, bo dała awans do Ligi Mistrzów dzięki większej liczbie bramek zdobytych na wyjeździe. Choć w historii łódzkiego klubu są większe sukcesy w europejskich pucharach na przełomie lat 70. i 80. XX wieku (wyeliminowanie Manchesteru City, Manchesteru United, Liverpoolu – awans do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych, dzisiejszej LM, Juventusu Turyn czy Rapidu Wiedeń), to mecz z Broendby przeszedł do historii polskiej piłki.
– Mogę tylko żałować, że w moich czasach nie było takiej technologii jak choćby podczas meczu z Broendby. Bo wtedy ten film mógłby być trzeci lub czwarty w kolejności po naszych wielkich zwycięstwach z Manchesterem City, Liverpoolem czy Juventusem – wspominał Zbigniew Boniek. - Meczu z Broendby nie oglądałem, bo nie było mnie w Polsce. Pamiętam jednak, że w 90 min zadzwonił do mnie Andrzej Grajewski i nigdy wcześniej nie słyszałem tak szczęśliwego głosu w telefonie. Dramaturgia tego meczu była fantastyczna. Napięcie budowały najpierw tracone, a potem strzelane gole przez Widzew – dodał.
Prezes Boniek to legenda łódzkiego klubu. Zawodnikiem Widzewa był w latach 1975-82 i dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski. Grał w nim we wspomnianych meczach w europejskich pucharach. W 1982 roku odszedł do Juventusu Turyn i rok późnej znów zagrał w Łodzi, tyle że przeciwko Widzewowi w półfinale PEMK.
– Moje początki piłkarskie były związane z Zawiszą Bydgoszcz, ale pierwsze poważne i jedyne w Polsce granie było właśnie w łódzkim zespole. W tamtych czasach różne kluby robiły zakusy na najlepszych piłkarzy np. poprzez powołanie do wojska. Powiedziałem ówczesnemu prezesowi Widzewa Ludwikowi Sobolewskiemu, że Widzew będzie moją jedyną drużyną w Polsce – podkreślał prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. – Jak wyjechałem z Polski to wciąż myślałem i pomagałem Widzewowi. Sfinansowałem kilka transferów. Umówiliśmy się z prezesem Sobolewskim, że kiedyś się rozliczymy, ale do tej pory czekam – śmiał się Boniek.
Na premierze filmu byli jego koledzy z drużyny m.in. Andrzej Możejko, Andrzej Grębosz, Wiesław Wraga. Byli też oczywiście bohaterowie filmu. Z zespołu, który najpierw wyeliminował Broendby IF, a potem stawił czoła Atletico Madryt, Borussii Dortmund i Steaua Bukareszt na scenie pojawili się Tomasz Łapiński, Maciej Szczęsny, Marek Bajor, Radosław Michalski, Paweł Wojtala, Marcin Zając, Piotr Szarpak, Ryszard Czerwiec, Marek Citko, Andrzej Michalczuk oraz trenerzy Franciszek Smuda, Andrzej Pyrdoł, kierownik drużyny Tadeusz Gapiński, a także ówcześni szefowie klubu Andrzej Pawelec i Andrzej Grajewski.
– Wtedy nie było stadionu na Ligę Mistrzów, ale za to była drużyna. Teraz jest już odpowiedni obiekt i trzeba zrobić wszystko, by i zespół wrócił na salony. Bardziej cenię gola strzelonego wtedy na stadionie Broendby, bo dał sygnał, że jeszcze możemy odwrócić losy spotkania niż bramkę na Wembley, bo i tak przegraliśmy – podkreślał Citko.
Andrzej Michalczuk: – Byliśmy zespołem, mieliśmy świetną atmosferę. W przerwie podkreślaliśmy, że wciąż jest szansa coś ugrać w tym meczu. Potwierdziło się to po bramce na 3:1, gdy jeszcze mocniej uwierzyliśmy, że nie wszystko stracone.
– To zawsze są miłe emocje, kiedy rozmawiamy o takim meczu. Jak patrzę z perspektywy, to dziwię się, że Broendby nas nie dobiło. Pozwolili nam powstać z kolan – przyznaje Paweł Wojtala, obecnie prezes Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej. – Pewnie wielu zawodników w karierze ma takie spotkanie, w którym odwracali wynik meczu w końcówce. Nie każdy jednak w spotkaniu o taką stawkę, o awans do upragnionej Ligi Mistrzów – zaznacza.
Tamtą drużynę z Ligi Mistrzów i obecną spina trener Franciszek Smuda. Były selekcjoner reprezentacji wrócił do Łodzi, by pomóc III-ligowemu Widzewowi w powrocie do ekstraklasy. – Niektóre sceny z tego filmu, sprawiły, że przypomniał mi się cały mecz i wiele momentów, o których już nie pamiętałem – przyznał Smuda. - Wtedy w LM grali tylko mistrzowie krajów i nie było tak łatwo do niej awansować. A już w grupie mieliśmy sporo pecha w meczach z tak silnymi drużynami. Ze Steauą przegraliśmy w końcówce po samobójczej bramce. Także w Madrycie z Atletico byliśmy bliżej wygranej. Zremisowaliśmy (2:2) i minimalnie przegraliśmy (1:2) z późniejszym triumfatorem Borussią.
Teraz Widzew próbuje wrócić do dawnej świetności. Ma nowy obiekt, na który sprzedał wszystkie dostępne – ponad 16200 – karnety. Trybuny są pełne, tylko liga daleka od oczekiwań i ambicji. Jest liderem grupy 1. III ligi, ale ostatnio przegrał w Nowym Dworze Mazowieckim. Prezes Boniek pogroził palcem swoim następcom.
– Widzew dziś nie ma prawa przegrać żadnego meczu w III lidze. Piłkarz to zawód, który trzeba uprawiać 24 godziny na dobę. Trzeba o tym myśleć, tego chcieć, bo za każdym piłkarzem, kryją się tysiące kibiców, szarych ludzi, którzy po pracy chcieliby poczuć odrobinę satysfakcji z tego, co dla nich robi ukochana drużyna. Dlatego nie wypada nie wygrywać meczów, ale trzeba to udowodnić na boisku, a nie tylko na treningu – mówił prezes Boniek.
Piłkarze zapewniają, że awansują do II ligi, a potem zrobią kolejne kroki do ekstraklasy. – Miałem zaledwie dwa lata, kiedy ten mecz rozegrano, więc go nie widziałem. Dopiero później jako że pochodzę z widzewskiego środowiska, wiec poznałem tę piękną historie. Dla mnie to było duże wydarzenie, że mogłem obejrzeć ten film razem z ówczesnym gwiazdami Widzewa – powiedział Marcin Kozłowski, obrońca Widzewa. – Trener Smuda wrócił z zadaniem, by rok po roku awansować aż do ekstraklasy. Wierzymy, że to się uda. Pozostał charakternym szkoleniowcem. Z filmu wynikało, że wtedy ten charakter, nieustępliwość, walkę do końca zaszczepiał zawodnikom. Teraz to samo robi w naszej drużynie. Jesteśmy pewni awansu, a to była jedna wpadka, która jest czymś normalnym w sporcie.
Robert Cisek