Aktualności

Efekty pustki i nowej normalności, czyli kogo już nie porwie tłum?

Aktualności19.05.2020 
Mecze ligowe w „nowej normalności” to nie tylko maseczki na twarzach rezerwowych, radość z gola przybiciem łokciem oraz możliwość wysłuchania każdego komentarza trenerów lub piłkarzy. Najważniejsze może okazać się to, jak kto nastawi się do innych warunków grania, co zresztą widać już po pierwszym weekendzie z Bundesligą.

Pod wieloma względami był to jeden z polskich, klubowych meczów ostatniej dekady. Do Warszawy przyjechał obrońca tytułu, Real Madryt, na mecz Ligi Mistrzów, czyli rozgrywek, które w kraju nad Wisłą były wyczekiwane latami. Na trybunach pewnie zjawiliby się fani, którzy nie widzieli polskiej drużyny w fazie grupowej, lecz… nie mogli. Mecz Legii z „Królewskimi” został za skandaliczne zamieszki na poprzednim spotkaniu z Borussią Dortmund zamknięty dla kilkudziesięciu tysięcy kibiców. UEFA akceptowała tylko wyjątki – media, VIP-ów – co dało trochę więcej reakcji, niż w spotkaniach, które przyjdzie nam oglądać, gdy Ekstraklasa wróci do gry w przyszłym tygodniu. I może to oznaczać wiele zmian.

Wystarczy zrozumieć, że w poprzednich pięciu sezonach najwyższej ligi w Polsce w sumie nie rozegrano tylu spotkań bez publiczności, ile przyjdzie nam doświadczyć w pierwszy weekend po powrocie. W ostatnich rozgrywkach, które były naznaczone zamknięciami stadionów (2013/14) było takich przypadków tylko pięć, choć wówczas inaczej tę liczbę odbierano. – Dzisiaj to inna sytuacja, my do takich meczów chcemy dążyć, bo i punkt widzenia się zmienił. To nie kara, ale efekt sytuacji na świecie. Trudno się do tego przygotować, motywacja na pewno jest inna – mówi Jacek Magiera, dziś selekcjoner reprezentacji Polski do lat 19, a jesienią 2016 roku trener warszawskiej Legii.

Mecz z Realem wspomina bardzo żywo i, pomimo korzystnego wyniku oraz bardzo dobrej gry swojej drużyny, niekoniecznie pozytywnie. – Na stadionie i tak było z tysiąc osób, natomiast to była atmosfera bardziej stypy, niż piłkarskiego święta. Przyjechał najlepszy zespół na świecie, a tu nie ma tego, co jest esencją: braw, gwizdów, budowania napięcia i emocji, radości… Po golu cieszysz się inaczej, biegniesz do pustego miejsca. Jako trener wyłączyłem się z tego, ale wiem, że to bardzo trudne. Każda minuta jest inna, począwszy od rozgrzewki, gdy zawodnik wychodzi i nie doświadcza śpiewów, krzyków, atmosfery – dodaje.

Sterowanie zawodnikami

Jedyny raz, gdy w obecnym sezonie Ekstraklasy zagrano przy pustych trybunach, we Wrocławiu Śląsk zremisował z Lechem (1:1). – To był dziwny mecz – mówił trener gości Dariusz Żuraw. – Nie chcę już drugi raz grać takiego spotkania. Puste trybuny to zła sceneria. Wszystko było słychać, co podpowiadaliśmy z ławki rezerwowych naszej i rywali. Szanuję zawodników, że pomimo braku kibiców potrafili zagrać w pełni skoncentrowani – dodawał ze strony Śląska Vitezslav Lavicka. Teraz każdemu przyjdzie się do tego przyzwyczaić. Ale czy da się na to przygotować?

– Z jednej strony nie da się w pełni na to przygotować, zwłaszcza ze względu na okoliczności. Z drugiej, trzeba próbować. Na pewno rozmawiałbym z zawodnikami, podkreślał znaczenie komunikacji pozytywnej, bo w takich warunkach jest ona ułatwiona. Ale w tamtym meczu z Realem nie było ani więcej uwag z mojej strony, ani mniej. Nigdy nie chciałem sterować zawodnikami, za linią boczną robić z siebie najważniejszą postać na boisku. Oczywiście każdy ma inny temperament, sposób przekazywania wiedzy – mówi Magiera.

Czy w tamtym meczu Legii cisza paradoksalnie pomogła? – Przed meczem w rozmowach sztabu scenariuszy było mnóstwo, ale żaden nie zakładał gola straconego zaraz po starcie. Reakcja zawodników była pozytywna, ale też może prowadzenie uśpiło Real. Nas bramka kontaktowa pobudziła, dodała wiary. W przerwie mówiliśmy sobie, że mecz jest do wygrania. Wiedzieliśmy to z każdą chwilą, bo Real się niecierpliwił, był znudzony. Dla nich to było inne, nowe doświadczenie – przyznaje.

Koniec z domową przewagą?

Po pierwszej po powrocie kolejce Bundesligi w głowie mogło zostać kilka obrazków. Erling Haaland cieszący się z gola z kolegami w dwumetrowych odstępach, czy cały zespół celebrujący wygraną w derbach (4:0 z Schalke) przed pustą „Żółtą ścianą”. Nad wyraz emocjonalna radość piłkarzy Herthy Berling, wbrew zaleceniom osób przygotowujących plan wznowienia rozgrywek. Thomas Mueller mówiący, że mecz Bayernu przypominał mu spotkanie oldbojów. Z kolei dyrektor sportowy Eintrachtu Frankfurt narzekał ironicznie, że „zachowanie dystansu to efekt szaleństwa koronawirusa”. – Ale głupotą jest robić to we własnym polu karnym – komentował zachowanie obrońców jego drużyny w przegranym spotkaniu z Borussią Moenchengladbach.

Na ciekawy aspekt uwagę zwrócił Lucien Favre. – Nie ma żadnego hałasu. Tworzysz okazję, zagrywasz idealne podanie, strzelasz gola… nic. To bardzo, bardzo dziwne – mówił. – Na pewno zachowania będą inne. Są przecież piłkarze, których publika niesie, którzy dają jeszcze więcej z siebie, gdy czują, że są obserwowani. Odstęp dwóch metrów jest do zapomnienia, bo to musi być kontaktowa gra, na boisku musi być normalnie. Niektórzy będą szukali przez to wymówek, ale w życiu tak już bywa. Dlatego trzeba robić swoje, bo na obecną sytuację nikt z nas wpływu nie ma – komentuje Magiera.

Po pierwszym dniu grania w sterylnych warunkach w Bundeslidze zauważono, że spadła liczba pojedynków, mniej było kontaktów z piłką w polu karnym przeciwnika, za to piłkarze wykonywali więcej podań. Inaczej reagowali też sędziowie: przed kwarantanną więcej fauli przyznawano przeciwko drużynom przyjezdnym, to goście obejrzeli więcej żółtych kartek. W sobotę te statystyki przechyliły się w stronę gospodarzy.

– Natomiast powrót Bundesligi pomoże. Każdy z utęsknieniem na powrót piłki czekał, widzieliśmy, jak tam działają, czytaliśmy wypowiedzi. Dla polskiej piłki kolejne działania są również pozytywne. Punktem na oddech są krótkie zgrupowania, bycie znów razem jako drużyny, a nie tylko trenując indywidualnie – dodaje.

W ostatniej kolejce Bundesligi tylko jedno spotkanie wygrali gospodarze, aż pięciokrotnie wygrywali goście. W części sezonu przed kwarantanną drużyny wygrały na zwyciężyły na własnym terenie nieco ponad 43% spotkań. W Ekstraklasie ten wynik jest z jeszcze większą korzyścią dla grających u siebie – 50% wygranych, średnio trochę częściej niż co czwarte starcie przegrywając (27%). Nowa rzeczywistość ligowa nie tylko zweryfikuje, kto lepiej przygotował się do powrotu na boiska taktycznie czy fizycznie, ale także dostosuje się do innych warunków mentalnie.

Michał Zachodny

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności