Aktualności
Czym jest czucie piłki i dlaczego zaczyna się w głowie?
– Wyniki testów wydolnościowych wyszły dobrze, ale zniknęło czucie piłki. Trochę czasu minie zanim wróci – martwił się Mateusz Wieteska z Legii Warszawa w rozmowie ze Sport.pl. – Było widać, że im tego brakuje. Chodzi o inne odczucie mięśniowe spowodowane uderzeniem piłki, ale zawodnicy już się zaadaptowali i są na coraz lepszym pułapie – mówił w „Przeglądzie Sportowym” Dominik Nowak, szkoleniowiec Miedzi Legnica przed ćwierćfinałem Totolotek Pucharu Polski. – Niektórzy zawodnicy potrzebują mniej czasu, a inni więcej. Myślę, że będzie różnica między starszymi i młodszymi piłkarzami. Starsi ze względu na doświadczenie szybciej osiągną swój poziom sprzed pandemii – zastanawiał się Jerzy Brzęczek, selekcjoner reprezentacji Polski. Łukasz Fabiański, bramkarz West Ham United, oceniał, że potrzebuje przynajmniej dwóch tygodni treningów, by czucie piłki wróciło na właściwy poziom.
Kwarantanna była dla środowiska piłkarzy i trenerów wyzwaniem. Szybko wdrożono indywidualne plany zajęć, ale głównie takie, które miały podtrzymać poziom wydolności, skupiające się na koordynacji i stabilizacji. O piłce mało myślano mniej, ze względu na niepewność wokół terminu powrotu, zamknięcie boisk i obowiązek przebywania w czterech ścianach własnego mieszkania. Mówiąc o powrocie do gry bardziej obawiano się kontuzji mięśniowych niż tego, że zaniknie coś, co zdaje się u piłkarza być naturalne, a czego opisanie przychodzi z trudem. Zwłaszcza, że to nie jest taka prosta sprawa, to czucie piłki.
– Na początku po powrocie do treningów było widać braki – mówi Patryk Lipski, pomocnik Lechii Gdańsk. – Pierwsze gierki wyglądały źle. Graliśmy na dwa kontakty: przyjął, stracił. Oczywiście nikt nie stracił umiejętności technicznych, ale błędów było mnóstwo, wynikających ze złej oceny bliskości przeciwnika, ustawienia partnera. Przyzwyczajenie się trwało tydzień, dwa. Bo też trening w małych grupach a z całą drużyną to różne sprawy. Dlatego mieliśmy dużo gier 11 na 11, choć nie zdarzało nam się to wcześniej. Jednak potrzebowaliśmy tego, by ocenić przestrzenie i lepiej poruszać się bez piłki – dodaje.
W Lechii jeszcze przed powrotem do treningów zawodnicy dostali od asystenta trenera Łukasza Smolarowa nagrania z zadaniami z piłką. Krótkie, ale intensywne zabawy wymagały nawet ponad tysiąca kontaktów z futbolówką. – Czucie piłki to automatyzmy. Nadstawiasz stopę i piłka leci na odległość, którą namierzyłeś. Robisz to naturalnie. Faktycznie, widzieliśmy jednak w tym początkowym okresie, że zawodnicy z dobrą techniką nagle mają problem z przyjęciem. Ale nie uwydatnialiśmy tego. Wiedzieliśmy, że tak może być – tłumaczy.
Smolarow bazował przygotowane ćwiczenia na metodach nauczania Coerver Coaching, która składa się z sześciu bloków, a podstawą jest mistrzowskie panowanie nad piłką. – Paradoksalnie w czasie tej przerwy miałem więcej czasu, by samemu potrenować z piłką. Zwykle na zajęciach w klubie w trakcie sezonu jest sporo taktyki, stałych fragmentów i liczba kontaktów z piłką jest ograniczona. To oczywiste, bo trener musi przygotować zespół do meczu, umiejętności zawodników też są już na określonym poziomie. Ale cieszę się, że w Lechii jest inaczej. Zostaję po treningach z trenerem Smolarowem chociaż pięć minut, by wykonać 50-100 kontaktów z piłką i o tę liczbę dotknięć stać się lepszym – dodaje Lipski.
W swoim pierwszym meczu po powrocie Lechia zagrała w derbach trójmiasta z Arką i mimo dodatkowych treningów było widać, że czucie w pełni nie wróciło. – Pierwsza połowa nie stała na najwyższym poziomie, ale chcieliśmy dobrze wejść w mecz. Mieliśmy przykłady z Bundesligi, gdzie drużyny w pierwszych minutach popełniały błędy, które normalnie się nie zdarzały. Dlatego zagraliśmy zachowawczo, choć mogliśmy wykorzystać naszą przewagę. Rzadko zdarza się również, by w pierwszej połowie było zero goli, a w drugiej aż siedem – tłumaczy pomocnik gdańszczan. Przypadkowość zdarzeń była spora, podyktowano aż cztery rzuty karne, które wynikały z indywidualnych błędów w ocenie toru lotu piłki, przestrzeni i ruchów przeciwnika. Taka była zresztą cała kolejka Ekstraklasy, naznaczona pomyłkami i problemami większymi, niż te, które zawodnicy zwykle mają. Bo to czucie to nie tylko jakość kontaktu nogi czy głowy z piłką.
– Po takiej przerwie obawiałem się braku czucia przestrzeni na boisku. Przyjąć i podać piłkę to nie problem, bo trenowaliśmy już dwa, trzy tygodnie z drużyną. Ale czucie przestrzeni nabiera się z meczami: przeciwnik biegnie i oceniasz, czy przyjąć piłkę, czy zagrać. Z doświadczenia wiem, że po przerwach wynikających z kontuzji i powrocie na boisko trzeba od nowa przyzwyczajać się do gry z przeciwnikiem. Stąd często mówi się o braku rutyny, stabilizacji formy. Dlatego dla piłkarza tak ważne jest, by mieć zaufanie i grać cały czas, wejść w rytm – mówi Lipski.
Jego słowa potwierdza Sebastian Krzepota, trener psychomotoryki w sztabie reprezentacji Polski do lat 19. – To nie jest tak, że zawodnik zapomina, jak się gra w piłkę. Jednak jego organizm w trakcie tej przerwy zmienił postrzeganie aktywności: indywidualnych treningów w których piłka była dodatkowym elementem, a nie zajęć stricte piłkarskich z innymi elementami – podkreśla. Czym jednak w ujęciu naukowym jest czucie piłki? – Opisałbym to jako umiejętność automatyzacji procesów poznawczych z umiejętnościami techniczno-taktycznymi w środowisku wymagającym dużego zaangażowania psychofizycznego. Czucie piłki zależy od czasu w rywalizacji meczowej, która kształtuje umiejętności fizyczne i poznawcze. Krótko mówiąc, im mniej czasu gra się w meczu, tym więcej nasz organizm kosztuje zapanowanie, fizyczne i poznawcze, nad wydarzeniami na boisku, więc również i piłką. Jej czucie to także koncentracja na przestrzeni, partnerze, przeciwniku. A jeśli nie ma tej rywalizacji przez dłuższy okres, to zaangażowanie fizyczne organizmu jest większe, bo zmuszasz swój mózg do szybszego myślenia. Piłka ucieka, nie ma plastyczności ruchu, więc bardziej skupiasz się na niej, a mniej na obserwacji wszystkiego, co jest wokół: odległościach, liniach podania, możliwościach w grze. Wszystko dzieje się w milisekundach. Jeśli jesteś spóźniony, to twoja gra nie jest płynna i to widać – tłumaczy.
Lipski opisuje to bardzo podobnie. – Czucie piłki rozumiem jako kontrolę, łatwość w przyjęciu i podaniu piłki. Jednak trzeba rozróżnić to od tego, co bierze się za czucie przestrzeni. Przecież jeden zawodnik może świetnie czuć piłkę, ale gdy wychodzi na boisko nie może się odnaleźć. Świetne umiejętności prezentuje bez przeciwnika, ale z jego presją dokonuje błędnych wyborów. U tych piłkarzy z topu jest to na najwyższym poziomie: czucie przestrzeni, decyzyjność. Najlepsi zawodnicy w środku pomocy mają sporo czasu, bo są ustawieni optymalnie dla danej sytuacji. Obserwuje się ich i wydaje się, że to takie łatwe, ale dopiero po wejściu samemu na boisko rozumie się, że czasu i możliwości jest znacznie mniej – podkreśla.
Najważniejsze w czuciu piłki jest więc funkcjonowanie mózgu, które u piłkarzy kształtuje się od najmłodszych lat. W 2015 roku zespół włoskich naukowców sprawdził, jak treningi piłkarskie pomagają w rozwoju motorycznym i kognitywnym u dzieci. Dwie grupy dzieci były przez sześć miesięcy oceniane pod tym względem na bazie specjalnych zadań, ale tylko jedna z nich brała udział w programie treningów z piłką. Po tym okresie poprawiły się u ćwiczących nie tylko zdolności biegowe, koordynacyjne, ale też zmniejszyła się dyskryminacja sensoryczna, czyli trudność z jaką dziecko rozróżnia docierające do niego bodźce. Z kolei dwójka badaczy z Japonii miała okazję porównać wysiłek mózgu Neymara podczas... poruszania stopą do innych piłkarzy, zawodowych i amatorów, jak również pływaków klasy światowej. Odbywało się to bez piłki, leżąc, jednak i tak test wypadł korzystnie dla słynnego Brazylijczyka. W skrócie, jego mózg ta aktywność kosztowała mniej, niż pozostałych sportowców. To również efekt wieloletniego treningu, skupionego także na tym, co wyróżnia Neymara: technice użytkowej, dryblingu i niekonwencjonalnych zagraniach piłki. Za jej czucie odpowiada też istota biała w mózgu, która odgrywa rolę w uczeniu się. – Jej struktura zmienia się nawet np. w trakcie rozmowy, adaptuje do nowych informacji i tworzy nowe szlaki neuronalne, które są wzmacniane przez powtarzanie. Jeśli pojawia się coś niezrozumiałego, to powstają sieci, angażowane są kolejne obszary, które pomagają to ogarnąć. Skuteczność i szybkość tych połączeń zależy od poziomu m.in. fizyczności. U zmęczonej fizycznie osoby mózg pracuje gorzej – mówi Krzepota.
Czucie piłki to więc także powtarzalność. Dymitar Berbatow opowiadał, że w trakcie kwarantanny najlepszym ćwiczeniem było odbijanie piłki od ściany. – Można improwizować i się poprawić, nawet na małej przestrzeni, zwłaszcza przy mniejszej piłce, utrzymując ją w górze, trenując refleks, nawyk trzymania jej blisko siebie – mówił. Z kolei Dennis Bergkamp w swojej biografii opowiadał, że w młodości większość czasu spędzał sam z piłką i ścianą za swoim domem. – Obserwowałem jak się odbija, jak do mnie wraca, po prostu ją kontrolowałem. Było to dla mnie bardzo interesujące! Próbowałem grać na różne sposoby: najpierw jedną nogą, potem drugą, szukałem też nowych dróg, czyli wewnętrzną lub zewnętrzną częścią stopy, podbiciem... Starałem się wejść w rytm, przyspieszać i zwalniać. Czasem wybierałem cegłę w którą miałem trafiać, podkręcałem piłkę. Odbicie za odbiciem. Może innych to nie interesowało, ale ja byłem zafascynowany. Znacznie później może wykonując podanie w meczu mógłbym sobie przypomnieć: „Zaraz, wiem skąd mam to zagranie”. Ale jako dziecko po prostu kopałem piłkę o mur. Nie myśli się o tym podaniu. Cieszysz się mechanizmem, czerpiesz z tego przyjemność. W późniejszych latach mówiłem, że za każdym podaniem musi stać jakaś wiadomość lub myśl. Ale ja to miałem od najmłodszych lat, w swoim ciele i w głowie – pisał Holender.
– Mówi się o zasadzie dziesięciu tysięcy godzin treningu, czy nauki, które wymagane są do osiągnięcia sukcesu w danej dziedzinie. Jednak to uśredniona wartość: jedni będą potrzebowali 12 tys., inni tylko ośmiu, bo np. szybciej obronią się w nowym, bardziej wymagającym środowisku. Potocznie czucie piłki to dla nas zabawa z nią, żonglerka, ale to tylko częściowo odnosi się do gry. Okres pandemii nie zaburzył umiejętności technicznych zawodników, lecz ich płynność operowania nią z perspektywy i kontekstu gry – dodaje Krzepota. – Myślę, że czucie piłki wraca automatycznie, choć na pewno nie wszyscy są na równym poziomie: niektórzy zagrali więcej minut, inni mniej. Jeszcze jest sporo do poprawy, jeśli chodzi o zrozumienie na boisku. Także w obronie, bo to nie tylko gra piłką, ale i reagowanie na ruchy przeciwnika. Obrońca, który wychodzi na boisko po takiej przerwie, też nie czuje przestrzeni, np. gdzie i jak wbiega napastnik. Z meczu na mecz to te automatyzmy będą dawały przewagę – kończy Lipski.
Michał Zachodny