Aktualności

Czeska nadzieja na lepszą przyszłość

Aktualności15.11.2018 

Mógł być klubowym kolegą Wojciecha Szczęsnego, jednak jego przenosiny do Juventusu FC upadły na ostatniej prostej ze względu na problemy piłkarza z sercem. W kraju uważany jest za największy talent od lat, a Pavel Nedved powiedział o nim, że stylem gry przypomina Zlatana Ibrahimovicia. Mało tego: niektórzy widzą w Patricku Schicku młodszą wersję Dennisa Bergkampa. Nic dziwnego, że kosztował Romę krocie, więcej niż Gabriel Batistuta.

Patrik jest jednym z najbardziej perspektywicznych piłkarzy na międzynarodowej scenie futbolowej – powiedział Ramon Rodriguez Verdejo, bardziej znany jako Monchi, dyrektor sportowy Romy, kiedy klub ze stolicy ogłosił transfer napastnika z Czech. Stało się to pod koniec sierpnia poprzedniego roku. Schick był wtedy mocno rozchwytywanym piłkarzem na Półwyspie Apenińskim, ale nie tylko, bo apetyty na niego miały także Borussia Dortmund oraz AS Monaco. Zainteresowanie, a co za tym idzie – cena, wzrosły po bardzo dobrym sezonie młodego Czecha w Sampdorii Genua. W 32 spotkaniach ligowych strzelił 11 goli, miał też pięć asyst. A przecież rozgrywał swój debiutancki sezon w Serie A.

Wiele wskazywało na to, że wyląduje w stolicy Piemontu, bo w pewnym momencie to „Stara Dama” miała najwięcej argumentów, by przekonać Schicka do przeprowadzki. Transfer obwieściły nawet włoskie media. Tyle że na ostatniej prostej pojawiła się komplikacja. Testy medyczne wykazały, że Schick ma drobne problemy z sercem. Nic poważnego, zawodnik potrzebował jedynie kilku tygodni odpoczynku. Ale Juventus się rozmyślił i deal życia czeskiego zawodnika nie doszedł do skutku. – Wiedziałem, że to zwykłe zapalenie, które z czasem by przeszło. Czułem się dobrze. Wiedziałem, że wystarczy czasu, bym odpoczął i wszystko wróciłoby do normy, ale Juventus opóźnił transfer. Gdy wróciłem z wakacji, mój agent Pavel Paska powiedział, że muszę udać się do Turynu, by przejść kolejne testy. Odpowiedziałem, że nigdzie nie jadę, ta sytuacja działała mi już na nerwy, nie chciałem lecieć, to byłoby bez sensu – przyznał wtedy Schick.

Przyjeżdżał jako nikt, został kimś

Kilka tygodni później związał się umową z Romą. Sampdoria na całej transakcji, łącznie z dodatkami, zarobi około 38 milionów euro. Reprezentant Czech stał się najdroższą inwestycją w historii zespołu z Wiecznego Miasta. O dwa miliony euro przebił kwotę transferu, jaką Roma zapłaciła niegdyś za Gabriela Batistutę. – Kiedy podpisałem kontrakt, poczułem wielką ulgę, w końcu mogłem się skoncentrować tylko na mojej grze. Teraz jestem na pewno spokojniejszy niż w Genui, ponieważ gdy przeprowadzałem się do Włoch, byłem nikim, teraz moi koledzy już mnie znają – mówił. I tak w ciągu roku z zawodnika anonimowego, znanego jedynie w Czechach, stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych piłkarzy młodego pokolenia w Europie, jeśli chodzi o graczy formacji ofensywnych.



Swoją drogą, to przedstawiciel Juventusu porównał Schicka ze Zlatanem Ibrahimoviciem. – Patrik gra w podobnym stylu co Zlatan. Obaj są szybcy i świetni technicznie. Schick przypomina młodego Ibrahimovicia nawet pod względem postury, bo Zlatan też nie był wtedy wyjątkowo umięśniony – komplementował rodaka wiceprezes „Starej Damy” Pavel Nedved.

Co warte podkreślenia, zanim czeski napastnik wylądował w Rzymie, wystąpił w młodzieżowych mistrzostwach Europy, które odbyły się w Polsce. Wcześniej został królem strzelców eliminacji do tej imprezy, 10 razy trafiając do siatki. Na samym EURO 2017 strzelił jednego gola, przyczynił się także do niespodziewanej wygranej 3:1 z Włochami. Podawał głową do Michala Travnika, który pokonał... Gianluigiego Donnarummę, znanego polskim kibicom z rywalizacji Polski z Włochami w Lidze Narodów.

Schicka łączy zresztą coś z Donnarummą. Ich talent równie szybko eksplodował, ale w pewnym momencie przestali się też tak bardzo rozwijać. 22-letni snajper w Romie nie strzela zbyt wielu goli. Nie ma tam takiej pozycji jak w drużynie narodowej. W niej zdobył trzy bramki w dziesięciu występach. Klub, w którym obecnie występuje, traktuje jako przejściowy etap. – Pieniądze? One motywują, mam nadzieję, że w ciągu kilku lat będę mógł się przenieść do jeszcze większego klubu, gdzie – co logiczne – będę zarabiać jeszcze więcej. Taka motywacja zawsze bardzo mi pomagała. Trudno jest przenieść się na poziom jeszcze wyższy niż ten Romy, ale jest kilka takich klubów... Powiedzmy choćby Real Madryt, Barcelona czy Manchester United – podkreśla nadzieja czeskiej piłki na lepszą przyszłość.

Piotr Wiśniewski

Fot: 400mm.pl, East News

Zobacz również

© PZPN 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone. NOWY REGULAMIN ŁNP od 25.03.2019 REGULAMIN PROFILU UŻYTKOWNIKA PZPN Polityka prywatności