Aktualności
Byli piłkarze GKS Katowice wydźwigną klub Pawła Skrzypka? „To był strzał w 10”
Piramidę polskiego futbolu tworzą nie tylko wielkie marki i prężnie rozwijające się akademie, ale także skromne kluby, które co pewien czas „wypuszczają” w kraj utalentowanych zawodników. Takim przykładem jest chociażby grający w sosnowieckiej klasie A CKS Czeladź, o którego odbudowę walczy dzisiaj między innymi dwóch byłych piłkarzy GKS Katowice, Adam Bała i Mariusz Muszalik.
Czeladź. Najstarsze miasto całego Zagłębia Dąbrowskiego, w skład którego wchodzi przede wszystkim Sosnowiec i Dąbrowa Górnicza. Niewiele ponad 30-tysięczna gmina pod względem sukcesów sportowych zawsze pozostawała w cieniu Zagłębia Sosnowiec, ale również miała się czym pochwalić. Dzisiaj chce powolutku wstawać z kolan.
Z Czeladzi do reprezentacji i Legii
Najbardziej znanym piłkarzem z przeszłością w CKS Czeladź jest były reprezentant Polski, Paweł Skrzypek, który, nim przeniósł się do Częstochowy i został uznanym piłkarzem, w tym klubie spędził osiem lat. – W naszym klubie grał także brat Pawła, Wojciech, który również stawiał tutaj pierwsze kroki – zaznacza obecny prezes CKS, Mariusz Zimoch. Wychowankami klubu są także Marek Bęben i jego syn, Marcin. W Czeladzi zaczynał także Andrzej Kubica, który z czasem grał w Legii, czy Rafał Berliński, który w ekstraklasie zaliczył 40 meczów. W latach 70-tych ubiegłego wieku w Czeladzi grali również byli reprezentanci Polski, Zygmunt Maszczyk i Henryk Kempny.
CKS Czeladź powstał w 1924 roku. Przez wiele lat czeladzianie grali w III lidze i dwukrotnie walczyli nawet w barażach o awans na zaplecze ekstraklasy. – Dzisiaj daleko nam do tych wyników, ale chcemy iść coraz wyżej. Dzięki duetowi trenerskiemu z GKS Katowice te nasze plany nie są tak całkiem odległe – mówi prezes Mariusz Zimoch, jedna z ważniejszych postaci w procesie odbudowy CKS. Najnowsza historia tego klubu datuje się bowiem na początek grudnia 2011 roku, wtedy to właśnie kibice skupieni wokół piłki w Czeladzi reaktywowali zasłużony klub, który wcześniej de facto upadł.
Największym klubem w Zagłębiu Dąbrowskim jest rzecz jasna Zagłębie Sosnowiec, ale zarówno Będzin, Dąbrowa Górnicza, jak i Czeladź mają swoje ambicje piłkarskie. CKS chce być na tym terenie „pierwszym po Zagłębiu” klubem. – Staramy się mocno rozwijać, byli piłkarze również nam w tym pomagają. Bywają na naszych meczach, biorą udział w meczach oldbojów czy dodatkowych imprezach, które staramy się organizować – mówi prezes. Jeszcze trzy lata temu Marcin Bęben grał w drużynie z Czeladzi, podobnie jak Berliński. – Na meczach bywa także Andrzej Nikodem, były gracz GKS Katowice, brat Mirosława, byłego piłkarza Ruchu Chorzów. Aktywny jest także Wojciech Skrzypek.
Duet z Bukowej
Sportowo za wyniki CKS odpowiada tandem znany z ligowych boisk z przełomu XX i XXI wieku. Adam Bała - Mariusz Muszalik. Nazwiska, które na tym poziomie są wręcz niespotykane, bo mówimy o personach, które w elicie piłkarskiej mają łącznie rozegranych kilkaset meczów. – To był strzał w dziesiątkę. Dwaj koledzy, z dwoma odmiennymi warsztatami, świetnie się uzupełniają i tworzą świetny duet – zachwyca się duetem trenerskim prezes klubu.
Bała z Muszalikiem przez długie lata mieli okazję wspólnie występować w barwach GKS Katowice. Ten pierwszy trafił do Katowic z Szombierek Bytom latem 1995 i grał w tym klubie dziewięć lat. Muszalik zaczął grać w ekstraklasowym klubie rok później. Obaj opuścili klub ze stolicy Górnego Śląska latem 2004. Przez ten czas byli podstawowymi zawodnikami w drużynie, która walczyła nawet o europejskie puchary. – Mniej więcej rok temu dostałem propozycję pracy w Czeladzi. Miałem pomóc Mariuszowi, który do tej pory był grającym trenerem, teraz chciał wsparcia z ławki trenerskiej. Nie miałem większych wątpliwości. W regionie CKS to klub uznany, znałem realia A klasy, więc żadnych obaw nie miałem. Wiedziałem, że w Czeladzi chcą zrobić awans, wiele dobrego słyszałem o atmosferze w klubie i to się potwierdziło. Na realia jednej z najniższych klas rozgrywkowych, to nie mamy na co narzekać – mówi Bała. – Spotkaliśmy się w trójkę, potem na zarządzie omówiliśmy sprawę. Nie było wątpliwości – dodaje prezes A-klasowego klubu.
Jako pierwszy do Czeladzi zawitał siostrzeniec Jana Furtoka. Wydawało się, że Mariusz Muszalik będzie żegnał się ostatecznie z boiskiem dwa lata temu, gdy rozstał się z ROW-em Rybnik. Butów na kołku jednak nie zawiesił, a cały czas starał się grać rekreacyjnie. – To jest bardzo odmienna rzeczywistość, ale pozytywna. Zdecydowałem się zrezygnować z profesjonalnej piłki, ale chcę jeszcze pograć. Na pewno jest to duża zmiana w moim życiu. Nie poszedłem do Czeladzi, by odcinać kupony. Przede wszystkim chcę pomóc chłopakom. Pragnę pokazać też młodzieży, że trzeba ciężko pracować, by do czegoś dojść. W klubie są fajne plany i wizje – mówił wówczas Muszalik.
W Czeladzi pomocnik, który grał w GKS Katowice, ale także w Odrze Wodzisław czy Piaście Gliwice, objął rolę grającego trenera. – Wielka postać i skromna. Bardzo pozytywnie go wszyscy odbierają. Ważne, to jak zbudował chłopaków mentalnie. Pokazał schematy, sportowo to na pewno nie jest klasa A, ale przede wszystkim budujące jest jego zachowanie wobec partnerów. Nie jest naszym kapitanem, ale wodzem – opisuje prezes CKS. Adam Bała do Czeladzi zawitał na początku roku. Starsi kibice mogą go pamiętać z dynamicznych rajdów na skrzydle w żółtej koszulce GKS Katowice. Dzisiaj trochę spokojniej wypowiada się o swojej roli w klubie. – Wyniki potwierdzają dobrą robotę wykonywaną przez chłopaków – mówi wręcz lekko onieśmielony.
Przyszłość Mariusza Muszalika w Czeladzi wcale pewna nie jest. Były piłkarz GKS Katowice chce się poświęcić „trenerce”, pracuje także z młodzieżą w Katowicach, ma już ukończony kurs UEFA A i praca na niższych szczeblach jest dla niego pierwszym doświadczeniem. – Będzie z niego dobry trener w wyższych ligach, jestem o tym przekonany – mówi prezes CKS, który jednak nie chciałby się o tym przekonywać w najbliższym czasie.
Jak nie teraz, to kiedy?
Sportowa sytuacja CKS w tym sezonie wydaje się idealna. Drużyna z Czeladzi na półmetku rozgrywek w sosnowieckiej klasie A jest liderem, ma siedem punktów przewagi na drugim zespołem. Co prawda nie jest to różnica, której nie da się odrobić, ale wyniki pierwszej rundy pozwalają z optymizmem wyczekiwać meczów rewanżowych. CKS jesienią wygrał czternaście meczów, tylko jedno na wyjeździe ze Skalniakiem Kroczyce zremisował. Tylko w dwóch meczach gracze duetu trenerskiego Bała – Muszalik zdobyli mniej niż trzy bramki. Łącznie w 15 meczach trafiali do siatki rywali 88 razy. – Pokazaliśmy bardzo dobrą grę, bo w naszej sytuacji nie tylko zwycięstwa i punkty się liczą. Chcemy bardzo dobrze się prezentować, tak aby być przygotowanym na wyższy poziom – mówi Muszalik.
Trener Bała dostrzega każdy element, który składa się na tak dobrze funkcjonującą dzisiaj maszynę, ale motorem napędowym, bez którego CKS sobie trudno wyobrazić, jest Muszalik. – Nikomu nie umniejszając, to 50 % naszej drużyny. Nie wyobrażam sobie tego zespołu bez Mariusza – mówi Bała i wskazuje na liczby 41-letniego pomocnika. Muszalik miał udział w blisko połowie bramek CKS Czeladź w tym sezonie.
O dominacji czeladzian w ligowej stawce świadczy najlepiej fakt, że z najgroźniejszym rywalem, Czarnymi Sosnowiec wygrali 5:0. – W niektórych meczach była widoczna różnica dwóch klas – potwierdza prezes. – Przed sezonem była delikatna niepewność, ale już sparingi z silnymi rywalami pokazały, że zespół będzie mocnym kandydatem do wygrania ligi – dodaje. – Musimy twardo stąpać po ziemi. Na szczęście, nie ma oznak by zawodnicy już czuli się, jakby wywalczyli awans. Nikt nie odlatuje, bo kilka drużyn wiosną może nam jeszcze sprawić problemy – ostrożniej do sprawy awansu stara się podchodzić trener CKS. – Nie możemy stracić czujności. Myślimy już o przyszłości. Poszukamy wzmocnień na kilku pozycjach, tak by nasza gra wyglądała jeszcze lepiej – mówi Mariusz.
Słowa te mają tym większe znaczenie, że CKS Czeladź od czasu reaktywacji na zrobienie tego drugiego awansu czeka już siódmy rok. W poprzednich latach zdarzało się, że zespół na półmetku rozgrywek plasował się na pierwszym miejscu, ale ostatecznie musiał zawsze obejść się smakiem. W 2015 roku do awansu zabrakło jednej bramki!
Trzecia liga marzeniem
Do końcowych rozstrzygnięć w klubie podchodzą spokojnie. Ambicje są bowiem jeszcze wyższe. – Celem naszym jest czwarta liga, a marzeniem trzecia. Wiadomo, że to wiąże się z konkretnym budżetem i wsparciem, ale takie mamy ambicje. Najpierw chcemy awansować do upragnionej okręgówki, tam już też nie będzie spacerku. Są tam coraz lepsi zawodnicy, coraz wyższy poziom. Ale może w pierwszym sezonie uda się z marszu osiągnąć dobry wynik... – marzy prezes CKS.
Dzisiaj budżet klubu to około 300 tysięcy złotych, z czego blisko 1/3 to wsparcie miasta. – Zamknięcie budżetu to mega trudna sprawa w naszych realiach. Musimy swoimi sposobami wysupłać 200 tysięcy złotych. Duża część naszych kosztów to jednak młodzież, w którą też inwestujemy, coraz więcej młodych chłopaków jest – tłumaczy prezes. – Obecnie mamy dobry budżet na okręgówkę, ale na tym nie możemy poprzestać. Chcemy by było jeszcze lepiej.
Duże wsparcie w tym zakresie wykazuje również samorząd. – Gmina nas wspiera i pokazuje, że chce naszego awansu. Wiele firm również się do tego przykłada – mówi Zimoch, a najlepszym przykładem lepszych relacji z samorządem jest remont infrastruktury, która pamięta jeszcze tłuste lata CKS z ubiegłego wieku. Legendarny obiekt w przyszłym roku ma być remontowany, najpierw prace mają dotyczyć trybuny głównej, a następnie całego zaplecza wraz z bieżnią lekkoatletyczną i sektorami. Wszystko to ma się zakończyć za dwa lata. – Kiedyś my chcieliśmy rozwoju klubu, a wszyscy wokół nie do końca. Teraz wszyscy chcą tego samego – uśmiecha się prezes.
Po pracy na trening
W samym zespole większość stanowią doświadczeni zawodnicy, ale młodzieży także nie brakuje. – Posiłkujemy się młodymi chłopakami, bo wiemy, że w okręgówce będziemy ich potrzebować – zwraca uwagę Bała. – Jest w drużynie fajna atmosfera, ale też ciężko od chłopaków wymagać rygoru związanego z profesjonalną piłką, czy chociażby serwować treningów na podobnym poziomie. Najważniejsze, by fajnie to poukładać i rozpocząć delikatny marsz w górę – dodaje. Nie zwalnia to jednak piłkarzy od odpowiedzialności. – Nie ma o tym mowy. Mamy swój charakter, chcemy być dobrze przygotowani – mówi kapitan drużyny, Tomasz Gajda. – Czasem ktoś chce za wszelką cenę udowodnić, że pokaże Muszalikowi, kto jest lepszy. Tak było zwłaszcza na początku. Ale ja podchodzę do takich sytuacji spokojnie i poważnie. Gdy ktoś mi zaufał, tak jak tutaj w Czeladzi, to trzeba to traktować poważnie – dodaje doświadczony zawodnik.
– Chłopcy po pracy robią to jednak głównie dla siebie, bo lubią – przyznaje trener, który również jest w podobnej sytuacji, co sami piłkarze. Na co dzień pracuje w miejskiej spółce w Będzinie, zajmuje się ponadto szkoleniem młodych piłkarzy w Zagłębiu Sosnowiec. – Gdy kończyłem karierę piłkarską nie były łatwo. Po GKS Katowice grałem jeszcze w kilku klubach, ale wiosną 2006 roku trafiłem do Podbeskidzia. To był mój ostatni klub w poważnej piłce. Gdy później trafiłem do czwartoligowej Sarmacji Będzin, to musiałem całe swoje życie odmienić. Sport, który mnie napędzał, poszedł na bok. Musiałem skupić się na pracy i zarobkowaniu. Było ciężko się odnaleźć w pierwszych miesiącach, ale przyzwyczaiłem się – trener Bała znajduje mnóstwo różnic między życiem czynnego zawodnika, gdy znajdujesz się na ustach wielu kibiców, a ciężką codzienną pracą w najniższych klasach rozgrywkowych, gdzie piłka nożna nie jest wcale jedynym zajęciem. – Ale gdy przychodzi sobota i mecz, to adrenalina jest podobnie wielka. A radość z wygranej równie mocno smakuje – dodaje na koniec.
Tadeusz Danisz