Aktualności
Bracia Sylwestrzakowie mają jedno marzenie – zagrać w tej samej drużynie
Dlaczego zostałeś piłkarzem?
Radosław Sylwestrzak: Dzięki bratu. On mnie zawsze ciągnął na boisko ze sobą. A w kluczowym momencie, kiedy kończy się wiek juniora, a zaczyna seniora przekonał mnie, by na to postawić. To był trudny moment, a on dał kopniaka w tyłek i namówił na przygodę z piłką.
Kamil Sylwestrzak: Od dziecka chciałem być piłkarzem. Był taki zawodnik lokalna gwiazda – Roland Hepner i mi imponował. Nie jeździliśmy na Lecha czy Pogoń Szczecin, tylko ich oglądaliśmy i podziwialiśmy. Chciałem po prostu iść w ich ślady.
Gdyby brat nie był piłkarzem, to w jakim go widzisz zawodzie?
RS: Chyba byłby dobrym piłkarskim menedżerem. Miał złe i dobre doświadczenie z agentami, kilka razy mocno się zawiódł i wie, jak powinno traktować zawodnika, by ten nie czuł się źle. Wie, czego jako piłkarz sam oczekiwałby od menedżera. Trenerem chyba, nie byłby dobrym, bo jest zbyt impulsywny.
KS: Radek byłby kucharzem. Najlepszym na świecie. Świetnie gotuje czy to na święta, czy na imprezy rodzinne. Ugotuje wszystko. A ja biorę się zwykle za zjadanie tego, co on przygotuje. Gdyby był Master Chef dla sportowców, to mógłby spokojnie startować. A tak w ogóle to, chciałbym stworzyć duet trenerski z nim. Byśmy się uzupełniali. On byłby spokojny, a ja impulsywny.
Kto jest lepszym piłkarzem?
RS: Kamil.
KS: Trudno powiedzieć. Radek jest lepszym stoperem, a ja lepszym lewym obrońcą.
W czym brat jest lepszy?
RS: Przede wszystkim grał na poziomie ekstraklasy. Zawsze obaj ciężko trenowaliśmy i jesteśmy zdeterminowani, by osiągnąć cel. To inny typ zawodnika, potrafi lepiej podłączyć się do ataku. Jest bardziej kreatywny w grze do przodu, ale to może dlatego, że jest lewym obrońcą, a ja stoperem.
KS: Lepiej gra głową i prawą noga, bo ja to jak bym miał protezę.
Jedną cechę, którą wziąłbym od brata?
RS: Lewą nogę.
KS: Prawą nogę. W sumie może głowę też.
Jaki brat jest na boisko i poza nim?
RS: Kamil w domu jest raczej spokojny. Może też dlatego, że założył rodzinę. Za to na boisku jest pobudzony i impulsywny. Nie odpuszcza. Wkurza się też, gdy przegrywa ze mną w FIFĘ.
KS: Poza boiskiem Radek jest oazą spokoju. Nie przeklina, nie interesują go imprezy. Domowy, ciepły człowiek. Na boisku walczak. Czasem bardziej u niego decyduje serce niż rozum. Powtarzam mu, by więcej na boisku myślał niż działał impulsywnie.
Chciałbyś zagrać z bratem czy przeciwko bratu?
RS: Zdecydowanie z nim. To moje największe piłkarskie marzenie. Nigdy nie mieliśmy przyjemności zagrać w jednej drużynie. Co najwyżej razem trenowaliśmy. Za to zagraliśmy kiedyś przeciwko sobie, ale nie wiem czy Kamil będzie pamiętał. Ja jeszcze byłem juniorem UKP Zielona Góra, a on już seniorem III-ligowej Ilanki Rzepin. Byliśmy na obozach nad morzem blisko siebie. I rozegraliśmy sparing, w którym przez 45 minut rywalizowaliśmy. Wygraliśmy 2:1 z seniorami.
KS: Z bratem koniecznie. Jeszcze przed końcem kariery chciałbym, byśmy byli razem w drużynie. To moje piłkarskie marzenie. Raz w sparingu graliśmy przeciwko sobie, ale on był wtedy jeszcze dzieciakiem.
Ulubiony piłkarz? Na kim się wzorujesz?
RS: Nie mam idola. Za to jak oglądam mecze, to staram się patrzeć jak grają na przykład Virgil Van Dijk czy Sergio Ramos.
KS: Od czasów kiedy byłem w Kielcach śledziłem Felipe Luisa z Atletico Madryt. Ma podobną charakterystykę do mnie jako lewy obrońca. Oczywiście podziwiam Leo Messiego, ale chciałem wzorować się na kimś pod kątem mojej pozycji. Z trenerem Tomaszem Wilmanem szukaliśmy takich piłkarzy podobnych do mnie, by ich podglądać i naśladować.
Piłkarskie marzenie?
RS: Jak wspomniałem zagrać z bratem i to na pewno jest do zrealizowania. Można marzyć o Lidze Mistrzów, ale to nieosiągalne, więc lepiej zejść na ziemię i trenować.
KS: Zawsze było zagrać w reprezentacji Polski. Nie udało się i to trochę zadra.
Któremu trenerowi najwięcej zawdzięczasz?
RS: Już niestety świętej pamięci Danielowi Szałędze. W wieku juniora potrafił do mnie dotrzeć. Ukształtował mnie, jako piłkarza.
KS: Chyba trenerowi Leszkowi Ojrzyńskiemu i jeszcze Mariuszowi Pawlakowi, bo dzięki niemu przestawiłem się na lewą obronę. Miałem szczęście do dobrych szkoleniowców.
Na początku kariery graliście w kilku tych samych klubach. Odra Górzyca to dla was?
RS: Miejsce, w którym wychowałem.
KS: Rodzinny klub. Zawsze tam wracam podczas wolnego czasu i razem z Radkiem tam indywidualnie trenujemy. Są tam świetne boiska i można tam się dobrze przygotować do powrotu do treningów.
Polonia Słubice?
RS: To tylko półroczny przystanek. Epizod.
KS: Dla mnie to dużo więcej. To była piłkarska szkoła, w której nauczyłem się najwięcej. Dużo zawdzięczam trenerowi Krzysztofowi Kaczmarczykowi. To mój piłkarski tata.
UKP Zielona Góra?
RS: Tu się ukształtowałem piłkarsko i tam też poznałem obecną żonę.
KS: To dla mnie był tylko przystanek.
Ilanka Rzepin?
RS: Tu wykuwał się charakter po przejściu z juniora do seniora. Ważyły się losy, czy zostanę w piłce.
KS: Fajny klub. Poznałem tam bardzo wielu ludzi. Kadra zmieniała się niemal co rundę. W wieku 20 lat byłem tam nawet kapitanem. Był tam bogaty sponsor i niektórzy na czwartym poziomi rozgrywek zarabiali tam po 12–15 tysięcy złotych. A trenerem był nawet Wojciech Łazarek.
Potem wasze drogi się rozeszły – Celuloza Kostrzyn nad Odrą.
KS: Epizod.
Chrobry Głogów?
KS: Wyrwanie się z szarej rzeczywistości trzecioligowych boisk. Zobaczyłem jak wygląda większy klub.
Chojniczanka?
KS: Klub, któremu dużo zawdzięczam. Chyba tu zrobiłem największy progres, który właśnie pozwolił mi zagrać w ekstraklasie. Wróciłem tu teraz z przyjemnością i mam duży sentyment.
Korona Kielce?
KS: Spełnienie marzeń o grze w ekstraklasie i założeniu rodziny. Tam jest mój dom i tam wrócimy. Korona dla mnie jest niepowtarzalna. Każdemu życzę, by choć epizod tam zaliczyć. Ludzie w klubie i w mieście są fantastyczni.
Wisła Płock?
KS: Kojarzy mi się z urodzinami syna. I na tym zakończę, bo nie chce nikogo obrażać.
Teraz Radek – GKS Katowice?
RS: Załapałem się do pierwszoligowego zespołu i liczyłem, że coś więcej zdziałam. Przyszedł jednak trener Artur Skowronek i moje nadzieje się skończyły.
Radomiak?
RS: Po prostu byłem tam pół roku.
Siarka Tarnobrzeg?
RS: Bardzo miło wspomnienia. Mimo braku pieniędzy, zaległości, trzymaliśmy się razem. Top atmosfera.
Widzew?
RS: To najpiękniejsze dwa lata w mojej przygodzie z piłką. Grać w Widzewie to był zaszczyt i ja tego dostąpiłem. Szacunek dla kibiców, którzy podnieśli klub i wszystkich ludzi, którzy go tworzą. Dalej kibicuję tej drużynie.
Stal Rzeszów?
RS: Przychodząc z Widzewa myślałem, że piłkarsko jestem już ukształtowanym zawodnikiem. A jednak są elementy, na które trener Niedźwiedź otworzył mi oczy. Dużo mogę się tu jeszcze nauczyć.
Rozmawiał Robert Cisek