Aktualności
[WYWIAD] Bielik: To nie jest liga dla chłopców
- Napastnicy specjalnie walili łokciami w głowę, uderzali w brzuch, deptali po stopach. I tak co mecz, ale trzeba to przeboleć. Gdy rywale odczują słabość, zawahanie, to będą atakować cię jeszcze częściej. To nie jest liga dla chłopców, ale dla mężczyzn – opowiada Krystian Bielik. Środkowy obrońca Arsenalu i reprezentant U-19 przebywa na wypożyczeniu w Birmingham City. W wywiadzie tłumaczy, jak rozwinął się w ostatnich miesiącach oraz na co w grze w defensywie trzeba zwracać uwagę.
Ostatnio miałeś dwa ważne telefony. Pierwszy zdarzył się ostatniego dnia zimowego okienka transferowego…
– Wtedy wróciłem normalnie z treningu i odpoczywałem grając na komputerze. Byłem pogodzony z tym, że już na żadne wypożyczenie nie pójdę, choć bardzo chciałem zdobyć takie doświadczenie. Zostało sześć godzin okienka i… dzwoni do mnie osoba z Arsenalu, która była odpowiedzialna za wszystko. „Krystian, jest oferta z Birmingham City, Gianfranco Zola widzi cię w swojej drużynie, jutro chce mieć na treningu”. Wtedy musiałem sam wykonać dwa telefony – pierwszy do menedżera, by sprawdził, jaka jest w tym klubie sytuacja, z kim bym rywalizował. Chwalił trenera, powiedział, że mają problemy kadrowe. Wtedy zadzwoniłem do rodziców i już w zasadzie tylko po to, by poinformować rodziców. Pakuję się i jadę. Oni tego samego dnia grali mecz z Reading, dojeżdżam więc na stadion i ochrona się pyta, czy jestem zawodnikiem. Odpowiadam, że w sumie tak, ale dopiero przyjechałem z Arsenalu, by podpisać dokumenty na wypożyczenie. Uwierzyli, wpuścili mnie. Krótka rozmowa w gabinecie trenera, takich kilka podstawowych spraw. Powiedział mi, że oglądał mnie w meczach i wierzy, że mogę pomóc drużynie. A od następnego dnia zaczęło się już z grubej rury.
Urodziłeś się w 1998 roku, gdy Gianfranco Zola wygrał z Chelsea trzy trofea – puchar ligi, Puchar Zdobywców Pucharów oraz europejski Superpuchar. Czy w ogóle wcześniej kojarzyłeś go jako zawodnika?
– Nie pamiętałem go, nie miałem nawet prawa pamiętać. Ale gdy dowiedziałem się, że to on jest trenerem Birmingham City to szybko na YouTube wpisałem jego nazwisko i sprawdziłem, co potrafił. Byłem w lekkim szoku, że zaraz trenować mnie będzie tak świetny były piłkarz. I na treningach chociaż już z nami nie gra, to czasami to widać, gdy przyjmuje górną podanie do ziemi. Ale on sam chciałby, by postrzegano go jako trenera, nie przez pryzmat tego, co osiągnął w karierze piłkarskiej. Teraz chce nam przekazać swoją sporą wiedzę, ja już widzę, że sporo korzystam. Mam dużo indywidualnych zajęć z asystentem trenera Gabriele Cioffim, który zajmuje się głównie obrońcami, poprawia mankamenty w naszej grze.
Jak porównałbyś Arsene’a Wengera i Gianfranco Zolę?
– Trener Wenger to typowy menedżer, który częściej jest obserwatorem. Przychodzisz na trening z pierwszą drużyną, witasz się z całym sztabem, on wyjaśnia na czym będzie polegał trening i później przygląda się zajęciom. Natomiast trener Zola jest bardziej zaangażowany, często zatrzymuje grę i wyjaśnia, robią to też jego asystenci. Oczywiście Arsene Wenger także poprawia nasze wady, ale generalnie wierzy, że zawodnicy pierwszego zespołu wiedzą, co powinni w danej sytuacji robić, że są w stanie znaleźć rozwiązania. Jest w klubie od ponad 20 lat, a trener Zola dopiero trzy miesiące, więc nic dziwnego, że ten drugi więcej musi pracować nad przekazaniem swojej filozofii piłkarzom. Ma mniejsze doświadczenie, ale widać jego zaangażowanie oraz charyzmę i jestem pewien, że zajdzie daleko w tym zawodzie. Tym bardziej każdy z zespołu chce się nauczyć wszystkiego, czego on wie.
Jak wyglądają te dodatkowe ćwiczenia z asystentem Zoli? Na czym dokładnie się skupiacie?
– Kibicom wydaje się, że to może dotyczyć szczegółów, ale to są ważne rzeczy. Na przykład zachowanie przy górnej piłce, gdy muszę walczyć o pozycję z napastnikiem. I trener Gabriele pokazuje, jak mam się ustawiać na środku pola, z której strony, by kontrolować i lot piłki, i przeciwnika. Próbuje być perfekcyjny i bardzo dobrze, bo to sprawia, że jestem lepszy.
To dla ciebie coś nowego?
– Nie miałem wcześniej takiego typowego treningu dla obrońców. Oczywiście, że w trakcie gierek na zajęciach trenerzy przekazywali swoje uwagi odnośnie ustawienia, sposobu rozgrywania piłki. Odnośnie indywidualnych zajęć jest też w Arsenalu inne podejście do indywidualnych zajęć: można zostać po treningu i wykorzystać dodatkowy czas na poprawę niektórych elementów. Każdy robi to, co chce. Obrońcy ćwiczą ze sobą, narzucają sobie piłkę do odbić głową, grę jeden na jednego na bramkach z napastnikami. W Birmingham trener Gabriele podchodzi i mówi, że dziś musimy potrenować dany element. I tak naprawdę zaczęliśmy już od pierwszego dnia, od techniki biegu. Do tej pory przesuwałem się w środku obrony jak typowy pomocnik, a to ważna kwestia ustawienia ciała, przejścia z kroku dostawnego na bieg. Takie uwagi i treningi szybko wchodzą do głowy, łapię automatyzm. Chodzi też o pilnowanie przeciwnika w polu karnym. Część obrońców w takich sytuacjach stara się zabezpieczyć swoją strefę, zwłaszcza przy akcjach ze skrzydeł. I kończy się tym, że nie kryje rywala, a przecież nawet mówi się: „strefa nie strzeli gola”. A trzeba być blisko napastnika, obserwować jego zachowanie, kontrolować też piłkę. Trenowanie takich rzeczy daje mi bardzo dużo w meczach.
W Arsenalu najwięcej mogłeś nauczyć się od Pera Mertesackera i Laurenta Koscielnego.
– Oczywiście, że tak i patrząc na ich mecze w Premier League oraz w Lidze Mistrzów również dużo mogłem się nauczyć. Ale obserwacja to jedno, zajęcia z trenerem to drugie. Wtedy on dokładnie wie, co i jak mam robić, cały czas podpowiada oraz koryguje, to są konkretne ćwiczenia. A przecież on wie lepiej, jak taki trening powinien wyglądać. Pokazuje na swoim przykładzie, odnosi do tego, jak ja się zachowuję i od razu widać, gdzie popełniam błąd, gdzie mogę się poprawić. Trener Gabriele sam był piłkarzem i grał na wysokim poziomie. Nawet często nie mówi, bym zachowywał się konkretnie tak, jak on każe, ale spróbował, bo może mi to pomóc, lepiej i pewniej się w tym poczuję. Dzisiaj trenowaliśmy zachowanie przy wyrzutach z auty, gdy napastnik jest przede mną, przyjmuje piłkę i jak wtedy się zachować: być bardziej cwanym, szybszym.
Wracając do twoich kolegów i rywali o miejsce w składzie w Arsenalu. Na co zwracasz uwagę patrząc na ich grę?
– U Koscielnego na każdy element: jak się porusza, ustawia, zachowuje przy piłce i bez niej, jakie decyzje podejmuje. To moim zdaniem jeden z najlepszych obrońców na świecie, myślę, że swoją grą to potwierdza. Spoza klubu patrzę na zachowanie Sergio Ramosa, który także popełnia błędy, ale i tak gra bardzo mądrze. On, jeszcze Mats Hummels to kolejne autorytety. Jednak najbardziej staram się naśladować Pera Mertesackera. Wziąłem od niego to, by podpowiadać kolegom, komunikować się z nimi. Jeśli oni mnie słyszą, to czują się pewniej, wiedzą, co mają w danej sytuacji zrobić. Mają za sobą lidera, który ich zabezpiecza. Gra z Perem daje bardzo dużo, on nawet w gierkach cały czas podpowiada. Nawet mówimy w szatni po cichu, że z nim nie ma możliwości przegrać żadnego meczu treningowego.
Jak wyglądało to przywitanie się z Championship? Miałeś taki moment w debiucie, że od razu pomyślałeś: „będzie ostro, trudno”?
– Już w pierwszym meczu graliśmy na dwóch rosłych napastników, którzy tylko czekali na długie podania od bramkarza czy obrońców. Czasem w telewizji się tego nie zauważa, ale tam jest w takich momentach ciągła walka o pozycję, przepychanki, szarpanie. Byle tylko uwolnić się, zdobyć trochę miejsca. Przy silnym napastniku naprawdę jest trudno, dlatego rolą obrońcy jest bycie bardziej cwanym, szybszym w reakcji na sytuacje boiskową. W debiucie odczułem to fizycznie, sporo się nabiegałem, przecież jeszcze graliśmy w osłabieniu i głównie wybijaliśmy piłkę. To nie był nasz najlepszy mecz, ale takiego przywitania się spodziewałem. Natomiast z Wolverhampton wszedłem przy wyniku 2:0 i już tylko broniliśmy. Piłka za każdym razem leciała w nasze pole karne, co chwilę były pojedynki z rywalami. A napastnicy nawet specjalnie walili łokciami w głowę, uderzali w brzuch, deptali po stopach. Tego w lidze U-23 nie ma. Grając z Cardiff nawet zwróciłem uwagę sędziemu, by patrzył na to, jak napastnik bije łokciami, a on odpowiedział, że przecież nic specjalnego nie robi. I tak co mecz, kopią z rozmysłem lub nie, ale trzeba to przeboleć. Gdy rywale odczują słabość, zawahanie, to będą atakować cię jeszcze częściej. To nie jest liga dla chłopców, ale dla mężczyzn.
Z tego też wynika różnica w wypowiedziach Wengera i Zoli. Pierwszy chwali cię głównie za wyprowadzenie piłki, drugi docenia twoje poświęcenie, blokowanie strzałów.
– W lidze U-23 częściej miałem piłkę przy nodze, więcej wymienialiśmy podań, miałem swobodę przy próbach długich przerzutów. Ale i tam było trochę walki, to nie są aż tak słabe rozgrywki. Natomiast w Championship kibice kochają grę wślizgiem, wybicia, szybką i bezpośrednią grę. By jak najszybciej przedostać się pod bramkę rywala, by napastnik miał piłkę jak najczęściej. To jest inny świat nawet w porównaniu do Premier League, gdzie większość drużyn jednak stara się być przy piłce. Ale dlatego tak bardzo chciałem tego wypożyczenia: by poznać ten styl gry, doświadczyć walki, biegania. Inaczej bym tego doświadczenia nie zebrał, ale odnajduję się w tym bardzo dobrze. Czasami nawet rozgrywamy, bo mamy do tego zawodników, ale preferujemy grę górą, rzucić „zawiesinkę” na napastnika, by tam utrzymać piłkę i kombinować.
Teraz patrząc na obrońców można nawet rozróżnić dwa rodzaje graczy na twojej pozycji: stoperów fizycznych, grających ostro i takich bazujących na ustawieniu, ale też wprowadzeniu piłki. Wypożyczenie do Championship pozwoli ci stać się bardziej uniwersalnym zawodnikiem?
– Na pewno nie sprawi, że stanę się obrońcą grającym ostro, bezpośrednio. Nie, ja jestem świadom swoich atutów, wiem również, czego potrzebowałem i potrzebuję. Oczywiście lubię rozgrywać, mieć jak najwięcej kontaktów z piłką i zawsze będę patrzył przed podaniem, jaka jest sytuacja na boisku, jak mogę najlepiej zagrać do przodu. Ale wiem też, że kiedy będzie konieczność to piłkę po prostu wybiję. Poza tym potrafię też czerpać przyjemność z gry wślizgiem, z „przetarcia” przeciwnika w bezpośredniej rywalizacji.
W ciągu tych dwóch lat w Arsenalu rozwinąłeś się fizycznie?
– Zdecydowanie się poprawiłem. W ekstraklasie może nie miałem problemu z tym, że byłem słabszy fizycznie, bo wygrywałem pojedynki główkowe, radziłem sobie i nie odbijałem się od przeciwników. Te kilka meczów w Legii było fajną lekcją. Ale różnicę odczułem na pierwszym treningu w Arsenalu, gdy musiałem rywalizować z piłkarzami Wengera. Największy przeskok był w momencie przejścia na środek obrony, gdy tej walki wręcz było sporo. Nie ukrywam, że do Londynu wyjeżdżałem jako chłopaczek, ważyłem 78 kilogramów, bardziej wyglądałem jak napastnik, nie obrońca. Teraz ważę 86-87 kg i jestem już chłopem – radzę sobie z większymi od siebie. Moja fizyczność wzrosła, lepiej czuję się i na boisku, i poza nim.
Wróćmy do otrzymanych telefonów: drugi, który niedawno otrzymałeś był od prezesa PZPN, Zbigniewa Bońka…
– Prezes zadzwonił, gdy miałem trening, więc wysłał wiadomość, a ja gdy tylko mogłem to oddzwoniłem. Zapytał jak forma, moje zdrowie, ale przede wszystkim rozmawialiśmy o kadrze. Spytał, czy chcę grać dla reprezentacji, a ja powiedziałem, że oczywiście – jestem do dyspozycji i każde powołanie to dla mnie zaszczyt. To, co było sobie wyjaśniliśmy i zostawiliśmy za sobą, po prostu fajnie się rozmawiało. Gdy teraz dostałem od trenera Dźwigały powołanie do U-19 byłem bardzo szczęśliwy. Może nie byłem zdziwiony, ale cieszę się, że on widzi mnie w swojej kadrze i od razu potwierdziłem swój przyjazd.
Rozmawiał Michał Zachodny