Aktualności
[U-19] Ogromne emocje w meczu biało-czerwonych. Polska przegrywa z Włochami
Drużyna Dariusza Dźwigały do meczu z Włochami przystępowała z jednym punktem na koncie, wywalczonym w starciu z Czechami. Włosi znajdowali się w nieco lepszej sytuacji, bo w pierwszym spotkaniu pokonali Greków 2:0. Dla biało-czerwonych było to więc niesłychanie istotne spotkanie w kontekście walki o awans do turnieju finałowego mistrzostw Europy, które w lipcu odbędą się w Finlandii. W stosunku do potyczki z Czechami, szkoleniowiec biało-czerwonych zdecydował się na dwie zmiany w składzie – Oskara Repkę zastąpił Sebastian Walukiewicz, a Mikołaja Kwietniewskiego Adrian Łyszczarz. Polacy przystępowali do meczu znając rezultat drugiej potyczki w naszej grupie, w której Grecy ograli Czechów 3:2.
Od pierwszego gwizdka aktywniejsi byli gospodarze. Po kilku minutach w doskonałej sytuacji znalazł się Gianluca Scamacca. Napastnik reprezentacji Włoch wybiegł sam na sam z Radosławem Majeckim, ale nasz golkiper świetnie sparował piłkę poza bramkę. W 11. minucie polski bramkarz znów świetnie spisał się między słupkami, gdy odbił strzał głową tego samego zawodnika. Polacy w pierwszym kwadransie nie byli w stanie tak poważnie zagrozić bramce gospodarzy. Udało się to dopiero w 16. minucie, i to od razu skutecznie. Świetny rajd lewą stroną boiska przeprowadził Tymoteusz Puchacz, który przedarł się z piłką przez kilku obrońców i spod linii bocznej wycofał piłkę do Davida Kopacza. Ten uderzył bez przyjęcia, a piłka wpadła w samo okienko bramki strzeżonej przez Alessandro Plizzariego. Ten tylko odprowadził ją wzrokiem, a Polacy mogli cieszyć się z prowadzenia!
Chwilę później mogło być 2:0, gdy oko w oko z Plizzarim stanął… Puchacz, ale tym razem obrońca reprezentacji Polski przegrał potyczkę z bramkarzem reprezentacji Włoch. Po rzucie rożnym do wrzucanej w pole karne piłki doskoczył jeszcze Radosław Kanach, ale po jego strzale piłka minęła słupek włoskiej bramki. Biało-czerwoni po objęciu prowadzenia zyskali wiatr w żagle i wiele pewności siebie. Już nie ograniczali się jedynie do obrony, czego efektem była kolejna dobra sytuacja. Sebastianowi Strózikowi po prostopadłym podaniu zabrakło centymetrów, żeby ubiec wybiegającego z bramki Plizzariego i go minąć. Bramkarz gospodarzy był jednak tym razem szybszy. Zachowujący taktyczną dyscyplinę i realizujący założenia podopieczni Dariusza Dźwigały konsekwentnie rozbijali kolejne ofensywne próby Włochów. Nieco koncentracji zabrakło jednak w 36. minucie, gdy Serafin Szota sfaulował włoskiego napastnika we własnym polu karnym. Sędzia podyktował więc „jedenastkę”, do której podszedł Gianluca Scamacca. Tym razem Radosław Majecki nie zdołał już powtórzyć swojego wyczynu z meczu z Czechami i musiał skapitulować, choć niewiele mu zabrakło, by sięgnąć piłki.
Polacy chcieli szybko zdobyć bramkę i ruszyli do ataku. Po chwili wywalczyli rzut wolny, ale Adrian Łyszczarz nie zdołał pokonać Alessandro Plizzariego. Biało-czerwoni mieli jednak jeszcze rzut rożny, po którym dopięli swego. Dośrodkowanie z lewej strony boiska strzałem głową wykończył Sebastian Walukiewicz i podopieczni Dariusza Dźwigały już po trzech minutach od straty gola znów wyszli na prowadzenie. Chwilkę później piłka znalazła się w siatce Polaków, ale tym razem sędzia gola nie uznał – strzelający Alessandro Bastoni znajdował się bowiem na pozycji spalonej. W pierwszej połowie wynik nie uległ już zmianie i biało-czerwoni zeszli do szatni z jednobramkowym prowadzeniem.
Drugą część spotkania oba zespoły rozpoczęły w niezmienionych składach. Jako pierwsi groźnie zaatakowali gospodarze. Po dośrodkowaniu Filippo Melegoniego uderzał Gianluca Scamacca, ale piłka poszybowała nad poprzeczką bramki Radosława Majeckiego. Chwilę później już się jednak nie pomylił. Włoski napastnik wykorzystał nieporozumienie w szeregach defensywnych biało-czerwonych i strzałem głową z pięciu metrów doprowadził do wyrównania. Podbudowani Włosi ruszyli do kolejnych ataków, ale w kolejnych minutach polska obrona nie popełniała błędów, które mogliby wykorzystać. Biało-czerwoni za to znów wyszli na prowadzenie. Po akcji Sebastiana Strózika z Riccardo Grymem ten drugi dograł do niepilnowanego Davida Kopacza, a występujący na co dzień w Borussii Dortmund piłkarz nie miał problemów z pokonaniem Alessandro Plizzariego. Ten mecz był jednak pełen niesamowitych zwrotów akcji. W 65. minucie znów mieliśmy remis i znów doprowadził do niego Gianluca Scamacca, który płaskim strzałem nie dał szans na skuteczną interwencję Radosławowi Majeckiemu. Obie drużyny próbowały za wszelką cenę przeważyć szalę zwycięstwa na swoją stronę, ale i jednym i drugim brakowało skuteczności. Trener Dariusz Dźwigała próbował jeszcze zmienić losy spotkania, wprowadzając na murawę ofensywnych Mikołaja Kwietniewskiego i Sebastiana Bergiera, lecz bramkę zdobyli Włosi. Na siedem minut przed ostatnim gwizdkiem po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Radosława Majeckiego głową pokonał Davide Bettella i ostatecznie Włosi zwyciężyli 4:3.
Taki wynik oznacza, że Polacy zamknęli sobie drogę do awansu do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Po dwóch meczach mają na koncie jeden punkt i nie mają już szans dogonić Włochów, którzy wygrali oba dotychczasowe spotkania. Na rozgrywane w lipcu w Finlandii finały EURO awansuje bowiem tylko zwycięzca grupy, którym na pewno będą Włosi.
24 marca 2018, Lignano Sabbiadoro
Włochy – Polska 4:3 (1:2)
Bramki: Gianluca Scamacca 38 k, 50, 65, Davide Bettella 83 – David Kopacz 16, 58, Sebastian Walukiewicz 41.
Włochy: 1. Alessandro Plizzari – 2. Antonio Candela, 6. Alessandro Bastoni, 13. Davide Bettella, 3. Alessandro Tripaldelli – 8. Filippo Melegoni, 16. Andrea Marcucci (74, 18. Sandro Tonali), 7. Davide Frattesi – 21. Nicolo Zaniolo (88, 4. Alessandro Buongiorno) – 11. Gianluca Scamacca, 9. Andrea Pinamonti (81, 20. Enrico Brignola).
Polska: 1. Radosław Majecki – 16. Serafin Szota, 20. Sebastian Walukiewicz, 4. Adam Chrzanowski, 3. Tymoteusz Puchacz – 10. Riccardo Grym, 13. Radosław Kanach – 19. Adrian Łyszczarz (84, 8. Jakub Moder), 9. David Kopacz, 7. Marco Drawz (69, 11. Mikołaj Kwietniewski) – 17. Sebastian Strózik (77, 23. Sebastian Bergier).
Żółte kartki: Frattesi – Kopacz, Szota, Drawz, Puchacz.
Sędziował: Radu Petrescu (Rumunia).